Jednego
dnia
Erathiel obudził Inę bladym świtem, kazał jej spakować się i
od razu
wyruszyli w drogę do Sunstrider Isle. Gdy docierali na
miejsce, zbliżało się
południe. Po zakwaterowaniu w prostej chatce mistrz wydał
polecenia. Dziewczyna
przez kilka dni miała sama trenować to, czego ją do tej pory
nauczył, oraz
wykonywać drobne przysługi dla okolicznych mieszkańców.
Widziała
w
okolicy innych młodych elfów, ale żaden z nich akurat nie
szkolił się na
warlocka. Zastanawiała się, czy elf przyprowadził ją
specjalnie teraz, wiedząc,
że nie będzie nikogo podobnego do niej…
Kręciła
się
bez celu pomiędzy domkami. Z tego, co usłyszała jedna z
kobiet, potrzebowała
200 obróż rysiów do testów. Gdy jednak Inarea poszła do niej
porozmawiać,
zleciła jej przyniesienie tylko 12. Widziała, że innym daje
takie samo zadanie
– widać było to jakieś bardziej zmyślne szkolenie. Nikt nie
bronił nikomu
współpracować z innymi adeptami, ale nikt też specjalnie do
tego nie zachęcał.
Ina zbyła młodego paladyna ruchem dłoni i weszła na jeden z
tarasów, by
obserwować okolice.
Spędziła
pół dnia, obserwując, jak inni polują na zwierzęta i zrywają
im
obroże. Wydawało się to łatwe do momentu, kiedy jeden z
młodych łowczych został otoczony przez trzy wielkie koty. Z
jednym nie miał problemu, ale dwa
pozostałe wyglądały na pełne sił, w przeciwieństwie do elfa.
Nie
zamierzasz nic zrobić?
Ina
poruszyła
się niespokojnie, ale nie powiedziała nic. Nie znosiła, jak
demon
trafiał w sedno. Wykonanie jednego gestu nie wydawało się
trudne, a mimo to
słabnący elf miał w sobie coś hipnotyzującego.
Ina!
-
Już już… - powiedziała bardziej do siebie niż do demona.
Wykonawszy
gest
posłała w jednego z kotów kulę ciemności. Zwierzę padło
martwe.
Dziewczyna z gracją zeskoczyła z tarasu i podeszła bliżej
walczących. Nie
wysilając się zbytnio, zrobiła to samo z drugim rysiem. Z
odległości przyjrzała
się chłopakowi. Był w wieku zbliżonym do niej, ale wydawał się
taki
niedoświadczony. Taki słaby… Tak naprawdę wszyscy kręcący się
po okolicy wydawali
jej się słabi. Najprawdopodobniej tutaj zaczynali swoje
szkolenie, w
przeciwieństwie do niej. Po co właściwie Erathiel ją tu
przyprowadził? Nieme
podziękowanie łowcy skwitowała lekkim kiwnięciem głową i
obróciła się. Wolno
zaczęła się oddalać.
Pójdzie
za Tobą. – Wątpię by był w stanie nadążyć w takim
stanie.
Obróciła
się
przez ramię, by upewnić się, że zraniony zaczął się
regenerować. Bez sensu
byłoby go ratować tylko po to, by chwilę potem padł z
wycieńczenia.
-
Pewnie nawet tego nie zapamięta – uśmiechnęła się pod nosem.
Nie potrafiła
stwierdzić, czy jej na tym zależało, czy nie. Przysiadła na
ławce nad stawem,
wbiła obojętny wzrok w wodę.
Trochę
to niezrozumiałe… Nie potrzebujecie jako rasa tylu
walczących klas, piekarze,
rybacy, cieśle też są bardzo ważni, a mam wrażenie, że
nikt z obecnych młodych
nie chce się parać takim zawodem… - Może, jak już
każdy z nas wyruszy w
drogę i przeżyje swoją przygodę, będzie chciało się osiedlić i
wtedy będzie
czas na takie rzeczy? – Ciekawe, kto
będzie Was żywił do tego czasu…
Chociaż akurat elfy żyją dość długo. – A Ty nie
potrzebujesz żywności?
– Nie
w takiej formie, jak ty. Przyswajam energię, głównie z
żywych istot. –
Pożywiłbyś się na mnie? – Nie.
– Nawet jakbym Ci pozwoliła? – Szczególnie
w
takim wypadku… Znaczyłoby to, że coś knujesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz