7

Jednego dnia Erathiel obudził Inę bladym świtem, kazał jej spakować się i od razu wyruszyli w drogę do Sunstrider Isle. Gdy docierali na miejsce, zbliżało się południe. Po zakwaterowaniu w prostej chatce mistrz wydał polecenia. Dziewczyna przez kilka dni miała sama trenować to, czego ją do tej pory nauczył, oraz wykonywać drobne przysługi dla okolicznych mieszkańców.
Widziała w okolicy innych młodych elfów, ale żaden z nich akurat nie szkolił się na warlocka. Zastanawiała się, czy elf przyprowadził ją specjalnie teraz, wiedząc, że nie będzie nikogo podobnego do niej…
Kręciła się bez celu pomiędzy domkami. Z tego, co usłyszała jedna z kobiet, potrzebowała 200 obróż rysiów do testów. Gdy jednak Inarea poszła do niej porozmawiać, zleciła jej przyniesienie tylko 12. Widziała, że innym daje takie samo zadanie – widać było to jakieś bardziej zmyślne szkolenie. Nikt nie bronił nikomu współpracować z innymi adeptami, ale nikt też specjalnie do tego nie zachęcał. Ina zbyła młodego paladyna ruchem dłoni i weszła na jeden z tarasów, by obserwować okolice.
Spędziła pół dnia, obserwując, jak inni polują na zwierzęta i zrywają im obroże. Wydawało się to łatwe do momentu, kiedy jeden z młodych łowczych został otoczony przez trzy wielkie koty. Z jednym nie miał problemu, ale dwa pozostałe wyglądały na pełne sił, w przeciwieństwie do elfa.
Nie zamierzasz nic zrobić?
Ina poruszyła się niespokojnie, ale nie powiedziała nic. Nie znosiła, jak demon trafiał w sedno. Wykonanie jednego gestu nie wydawało się trudne, a mimo to słabnący elf miał w sobie coś hipnotyzującego.
Ina!
- Już już… - powiedziała bardziej do siebie niż do demona.
Wykonawszy gest posłała w jednego z kotów kulę ciemności. Zwierzę padło martwe. Dziewczyna z gracją zeskoczyła z tarasu i podeszła bliżej walczących. Nie wysilając się zbytnio, zrobiła to samo z drugim rysiem. Z odległości przyjrzała się chłopakowi. Był w wieku zbliżonym do niej, ale wydawał się taki niedoświadczony. Taki słaby… Tak naprawdę wszyscy kręcący się po okolicy wydawali jej się słabi. Najprawdopodobniej tutaj zaczynali swoje szkolenie, w przeciwieństwie do niej. Po co właściwie Erathiel ją tu przyprowadził? Nieme podziękowanie łowcy skwitowała lekkim kiwnięciem głową i obróciła się. Wolno zaczęła się oddalać.
Pójdzie za Tobą. – Wątpię by był w stanie nadążyć w takim stanie.
Obróciła się przez ramię, by upewnić się, że zraniony zaczął się regenerować. Bez sensu byłoby go ratować tylko po to, by chwilę potem padł z wycieńczenia.
- Pewnie nawet tego nie zapamięta – uśmiechnęła się pod nosem. Nie potrafiła stwierdzić, czy jej na tym zależało, czy nie. Przysiadła na ławce nad stawem, wbiła obojętny wzrok w wodę.
Trochę to niezrozumiałe… Nie potrzebujecie jako rasa tylu walczących klas, piekarze, rybacy, cieśle też są bardzo ważni, a mam wrażenie, że nikt z obecnych młodych nie chce się parać takim zawodem… - Może, jak już każdy z nas wyruszy w drogę i przeżyje swoją przygodę, będzie chciało się osiedlić i wtedy będzie czas na takie rzeczy? – Ciekawe, kto będzie Was żywił do tego czasu… Chociaż akurat elfy żyją dość długo. – A Ty nie potrzebujesz żywności? – Nie w takiej formie, jak ty. Przyswajam energię, głównie z żywych istot. – Pożywiłbyś się na mnie? – Nie. – Nawet jakbym Ci pozwoliła? – Szczególnie w takim wypadku… Znaczyłoby to, że coś knujesz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz