Młoda elfka nie była przekonana tłumaczeniami
Zevrosta, ale na ten moment postanowiła je zaakceptować. Nie wiedziała, gdzie
jest demon, a tylko jego słowom byłaby w stanie uwierzyć. Znajomość imienia
jednak nie pomogła jej dużo w jego przywołaniu. Nie była w stanie go znaleźć po
drugiej stronie. Obawiała się, że już nigdy go nie znajdzie. Czy jej towarzysz
naprawdę mógł zginąć?
Zatrzasnęła książkę, starając się odgonić tę myśl.
Charakterystyczny dźwięk przyciągnął uwagę orka.
- Skończyłaś?
Odłożyła gwałtownie książkę na stół.
- Potrzebuje przerwy, idę się przewietrzyć -
oświadczyła. Mężczyzna w odpowiedzi wzruszył ramionami i wrócił do swoich
zajęć. Nie miał zamiaru jej zatrzymywać.
Demon odruchowo zmierzał w kierunku drugiej bramy. Istniały
dwie osoby, które w tym momencie mógł poprosić o pomoc. Jedna z tych opcji nie
wchodziłaby dla niego w grę, nawet gdyby świat zaczął się walić. Z drugą osobą
był taki problem, że w tej chwili nie znajdowała się w tym świecie.
Zatrzymał się. Wszystkie jego zmysły zdawały się
krzyczeć. Ostrzegały go przed czymś, a jednocześnie wzywały go do pójścia w
jednym kierunku. Dokładnie w tym, do którego zmierzał.
Ktoś
otworzył drugą bramę.
Towarzysz Iny od razu odrzucił tę myśl. Zbieg
okoliczności zdawał się być zbyt idealny.
Nie. Nie
mogę uznać tego za szczęśliwy układ. Nie, jeżeli brama prowadzi tam, gdzie w
założeniu miała…
Przyspieszył. Nie minie dużo czasu, aż elfy przymkną
przejście. Nie miał chwili do stracenia.
Gdy dotarł na miejsce, Płonący Legion przegrupowywał
się. Demon nie przyznałby się do tego głośno, ale był pod wrażeniem. Dawno nie
pamiętał, żeby tyle jego pobratymców stanęło w jednym szeregu. Robiło to
wrażenie. Kilkanaście grup o zbliżonej sile było gotowe do wejścia do drugiego
świata. Właściwie "wejście" było złym słowem. Do napadnięcia na drugi
świat. Jego osobiście ta wojna nie obchodziła. Nieoficjalnie wybrał stronę
konfliktu w dniu, w którym poznał ją… Chociaż nigdy wprost nie wystąpił
przeciwko Legionowi. Po prostu przestał go wspierać i działać razem z nim.
Gdyby to byli ludzie, pewnie nazwaliby go zdrajcą, a demony go po prostu w
większości ignorowały. Nie był z nimi, ale nie był przeciwko nim. Po prostu był
obok, tak jak wszyscy inni, których ta wojna w ogóle nie obchodziła.
I byli za
słabi, by opłacało się ich zmuszać do walki… Bądź za silni, by ryzykować straty
we własnych szeregach, próbując ich przekonać.
Z tego, co demon zdążył się zorientować, nikt jeszcze
nie przeszedł przez bramę. Elfy mogły nawet nie wiedzieć, że została już
otwarta. Zapowiadało się, że będzie miał swoją szansę, musiał tylko ustawić się
w kolejce. Najpierw miała przejść jedna grupa. Kolejne ruszą w zależności od
tego, co znajduje się po drugiej stronie. Nie miały pojęcia, że wrota prowadzą
na wyspę Quel'Danas. Chciał cierpliwie poczekać, aż przejdzie kilka oddziałów i
dopiero wtedy próbować się przedostać. Jednak już z pierwszej gromady jeden z
impów się wrócił. Po drugiej stronie czekano na nich i nie było to przyjazne
powitanie. Zostawiono im niewielki plac, na którym nie było możliwości
przegrupowania się. Musieli opracować nowy plan.
Dzięki problemom Legionu demon bez problemu przedostał
się na wyspę. Teraz mógł zobaczyć to, o czym wcześniej słyszał. Krwawe elfy
otoczyły plac. Nie atakowały, jeżeli ktoś nie zbliżył się w zasięg zaklęcia.
Wyraźnie na coś czekały.
Na rozkaz…
Pytanie, na jaki.
Realnie ocenił swoje szanse. Jednostce łatwiej
wydostać się z kordonu. Musiałby jednak sobie wywalczyć przejście, czego
naprawdę nie chciał robić. Nie chciał zabijać jej współbraci, jeżeli nie było
to absolutnie konieczne. Nagle poczuł obecność i obudziła się w nim nadzieja.
Oko Kilrogga. Tak nazywało się zaklęcie, które użył. Przeniósł
część swojej jaźni w małą, niewidoczną kulkę, którą przemknął obok strażników. Czar
miał ograniczenie czasowe, więc od razu skierował się w stronę znajomej
energii.
Blady elf siedział nad listem. Pióro trzymał tuż nad
kartką i wyraźnie nie wiedział, co ma napisać dalej. Jednak po chwili spojrzał w
kierunku demona. Na jego twarz wkroczyło zdziwienie.
Widzi mnie, a
przynajmniej wyczuwa. To chyba ułatwi sprawę…
- Ściany mają uszy - powiedział elf z ironicznym
uśmieszkiem. - Podaj choć jeden powód, dla którego nie powinienem zniszczyć
tego… czegoś, w czym teraz jesteś?
Ton jego głosu był suchy i nieprzyjemny. Zupełnie inne
od tego, który towarzysz Iny pamiętał. Miał ochotę uciec, ale zwalczył to
uczucie. Nie przyszedł tu dla siebie.
- Muszę się wydostać z tego łańcuszka, który
utworzyliście wokół bramy - odpowiedział rozmówcy w jego języku.
Elf wyglądał przez chwilę na zainteresowanego. Nawet
odłożył pióro do kałamarza. Zaraz potem jednak przeciągnął się lekceważąco.
- Co mi do tego? Ten łańcuszek, jak go nazwałeś,
doskonale spełnia swoją rolę, skoro nie możesz przejść.
- Muszę się przedostać. Jeżeli tego nie zrobię, stanie
się jej krzywda.
- Jej?
Po tym pytaniu mężczyzna posłał demonowi karcące
spojrzenie, a przynajmniej ten je tak odczytał.
- Dziewczynka, bardzo ważna dla mnie.
Kończył mu się czas i nie mógł go więcej tracić na
bezsensowne dyskusje. Jasnowłosy powinien o tym wiedzieć.
- Nadal nie widzę powodu, dla którego ja miałbym pomóc
ci przejść.
Elf oparł łokieć na blacie biurka i wykonał w stronę
demona gest ręką, który jego rozmówca nie był pewien, jak ma odczytać.
Ściany mają
uszy.
Przypomniał sobie słowa, jakimi powitał go rozmówca.
- Życie za życie - istota cienia wyszeptała. -
Darowałem ci je kiedyś. Czas, byś spłacił swój dług.
och przerywasz w takim momencie... wiecej! wiecej!
OdpowiedzUsuń