Stormwind. W tej krótkiej chwili, gdy wpatrywała się w wysoką elfkę, starała sobie przypomnieć wszystko, co wiedziała o tym mieście. Jedyne, co udało jej się wyszukać w pamięci to fakt, że była to siedziba ludzi należących do Przymierza.
Erathiel
dał znak Inie, by stanęła obok niego na środku drogi. Gdy tylko to uczyniła,
wysoka elfka zaczęła szeptać zaklęcie.
Chwilę
potem na ziemi pojawił się krąg, do złudzenia przypominający dziewczynie ten,
który wcześniej tworzyła, by przywołać impa. Świecił jednak innym kolorem i
przy dokładniejszym przyjrzeniu się stwierdziła, że ma zupełnie inne symbole.
Zanim jednak zdążyła je zapamiętać, została otoczona przez jasność.
Przecierała
oczy próbując odzyskać wzrok. Dopiero po
chwili jej się to udało i mogła rozejrzeć się po okolicy. Nadal znajdowali się
w lesie, ale był on zupełnie inny od tego obok Silvermoon.
-
Poczekajcie na mnie tutaj, przyniosę wam coś – zanim Ina zdążyła odpowiedzieć,
Elsharin oddaliła się poza zasięg jej głosu.
Jak
tylko wysoka elfka zniknęła z jej pola widzenia, Ina rozejrzała się gwałtownie.
Nie widziała go, nawet go nie wyczuwała. Zupełnie, jakby… zniknął. Zaglądała za
drzewa, odwracała się gwałtownie, a na jej twarzy malowało się coraz większe
zaniepokojenie.
Erathiel
przyglądał się jej poczynaniom, ale nie powiedział ani słowa, do chwili, aż
spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
-
Czyżby twój towarzysz się zagubił?
Nie
wiedząc, co innego mogłaby zrobić, dziewczyna przytaknęła.
-
Może to i lepiej, w końcu będziemy mieli okazje porozmawiać na osobności.
Spojrzała
na mężczyznę z powątpiewaniem. Ogarniał ją coraz większy niepokój.
Nie
powiedziała tego Erathielowi, nie powiedziała nikomu. Demon, który jej
towarzyszył, przebywał obok niej, odkąd rodzice ją porzucili. To on ją
uratował. Bronił przed zwierzętami i pilnował, by dziewczyna nie zamarzła w
nocy. Elf i strażnicy byli pewni, że Ina siedziała tam co najwyżej kilka godzin
– prawda jest taka, że od porzucenia spędziła tam pięć dni. Od tamtej chwili
zawsze był przy niej, nawet w najbardziej samotne noce wiedziała, że on jest
tuż obok. A teraz nie wyczuwała jego obecności. Nie było go – została sama.
-
Pewnie uznasz, że się powtarzam… ale demony to nie zwierzęta. Nie mają żadnego
poczucia lojalności, nie służą nikomu. Czasem przywiązują się na dłużej do
kogoś w celu przejęcia nad nim kontroli. Nie znają one ludzkich uczuć. Może
teraz myślisz inaczej, ale uważaj na niego. Naszym ostatecznym znakiem władzy
nad demonem jest poznanie jego imienia. Ty jednak nie znasz imienia swojego…
towarzysza.
Demon
wyjawił jej swoje imię, zaraz po tym, jak znalazł ją pod bramą. Nie wypowiedziała
go ona jednak nigdy na głos w obecności kogokolwiek. Była to ich mała tajemnica…
Tyradę
Erathiela przerwał powrót Elsharin. Wyciągnęła z kieszeni dwa małe pudełeczka i
podała każdemu z krwawych elfów jedno z nich.
Ina
otworzyła swoje i znalazła w środku dwa kółka. W środku były przezroczyste, a
na obwodzie pokryte niebieskim wzorkiem. Dziewczyna spojrzała pytająco na
przewodniczkę.
-
Załóż je.
Młoda
elfka skierowała swoją uwagę na Erathiela i zauważyła, że ten z namaszczeniem
podnosi kółko, a następnie wkłada je do oka. Cofnęła się zaskoczona. Wkładanie czegokolwiek
do oczu było jedną z ostatnich czynności, jakie miała ochotę wykonywać. Jej
mistrz po chwili powtórzył to samo z drugim kółkiem i zamrugał. Spojrzał na nią
niebieskimi oczami.
-
Ale… dlaczego?
-
Niespokojne czasy nadchodzą dziecko, ciężko odróżnić przyjaciela od wroga.
Inarea
nie rozumiała, czemu ma zmieniać kolor oczu. Czemu ma się ukrywać? Szczególnie,
że według swojej niewielkiej wiedzy była w stanie stwierdzić, że krwawe elfy
dołączyły do Przymierza. Przynajmniej tak ją uczono na zajęciach w wiosce…
Ludzie, krasnoludy, gnomy…
Dziewczyna
rozglądała się po ulicach i nie do końca potrafiła stwierdzić, co jej nie
pasuje. Dopiero po chwili, gdy przypomniała sobie, jak wyglądają ulice
Silvermoon, zwróciła się do mistrza.
-
Dlaczego tutaj wiele ras chodzi po ludzkim mieście, a u nas nie ma nikogo
obcego?
Elf
spojrzał na dziewczynę ze spokojem w oczach. Tym razem nie wyglądał na
rozbawionego jej pytaniem.
-
Kael'thas Sunstrider zdecydował się zamknąć miasto niedługo po naszym
przystąpieniu do Przymierza.
-
Kael’thas…?
Elsharin,
która do tej pory milczała, roześmiała się i spojrzała w oczy warlocka z
wyzwaniem.
-
Nie nauczyłeś jej nawet podstawowych spraw historycznych i politycznych? Jeżeli
nie miałeś zamiaru tego robić trzeba było zostawić ją wśród innych uczniów,
gdzie chodziłaby na zajęcia…
W
odpowiedzi na zaczepkę mistrz fuknął. Inę rozbawiło to, bo nie podejrzewała, że
poważny i szanowany warlock jest w stanie wydać z siebie taki odgłos.
-
Zaprowadzę was do mojego domu, tam sobie będziecie mogli podyskutować. Rozmowa
o niektórych sprawach na ulicy może być w tej chwili niebezpieczna… - Elsharin
skręciła w boczną ulicę.
-
To od czego mam zacząć? – Erathiel rozłożył ręce i wzruszył ramionami, jakby
chciał pokazać jak mały i bezsilny jest względem wiedzy, jaką ma przekazać.
-
Od początku… - Inarea usiadła na jednym z foteli i wbiła wzrok w mistrza. Nigdy
nie interesowała jej polityka… Nie. Raczej nigdy wcześniej się z nią nie
zetknęła.
-
Horda i Przymierze. To walka, która toczyła się od dawna, ale przez bardzo
długi czas elfom udawało się nie opowiadać po żadnej ze stron. Mogliśmy żyć
spokojnie w Quel'Thalas…
-
Quel'Thalas nie było siedzibą wysokich elfów?
-
A myślisz dziecko, że skąd się wzięły krwawe elfy?
Mieliśmy sie już napawać kolejną opowieścią?
OdpowiedzUsuń