- Pewnie trochę przesadziłem… - druid przerwał
milczenie. - Nie chciałem, byś poczuła, że cię przesłuchuję. Po prostu jestem
ciekawy. Wbrew pozorom to niebezpieczna okolica, a ty tu jesteś sama.
Elfka zacisnęła dłoń w pięść, nie chciała dać po sobie
poznać, że jest zdenerwowana. Mandar uśmiechnął się dziwnie, ale nie
skomentował gestu dziewczyny. Wygodniej dla niego było, gdy wydawało jej się,
że ma nad czymkolwiek kontrolę.
- Nie mogę cię jednak od razu odstawić do domu, mam
coś do zrobienia - powiedział po chwili podnosząc się z ziemi.
"Coś" zabrzmiało dla Iny co najmniej niepokojąco.
Podążyła jednak śladami druida i również wstała. Zacisnęła ręce na kosturze
Erathiela. Czuła moc bijącą z broni, jednak była dużo słabsza niż ostatnio. Wtedy
energia zdawała się ją odrzucać, tym razem zdawała się ją akceptować. Przez
krótką chwilę uczennicy przyszło do głowy, że jej mistrzowi przydarzyło się coś
złego. W końcu, gdy ktoś ginie, traci połączenie ze swoimi przedmiotami. Jakby
kawałki dusz porozrzucane po całym świecie, umieszczone w jego rzeczach, w
jednej chwili wracały do właściciela.
- Idziesz? - Mandar obejrzał się zniecierpliwiony na
dziewczynę.
Nie zrozumiał przerażenia, które zobaczył na jej
twarzy. Błyskawicznie obrócił się za siebie zmieniając się jednocześnie w
niedźwiedzia, ale nie zobaczył przed sobą nic niepokojącego. Gdy wlepił swoje
zwierzęce spojrzenie w krwawą elfkę, na jej twarzy rysował się udawany spokój.
Miś parsknął i zwrócił się w kierunku swojego celu. Pozostało im parę godzin
drogi. Gdyby młoda go nie spowalniała…
Zwierzę groźnie wyszczerzyło zęby i zwróciło się w
kierunku Iny. Tym razem dziewczyna się nie cofnęła, ale odruchowo uniosła kij
przed sobą.
- Wskakuj - mruknął.
- Pan… - nagle przypomniała sobie, jak się powinno
zwracać do obcych - żartuje, prawda?
- A wyglądam, jakbym opowiadał dowcipy? - warknął. - Mam
już dość duże opóźnienie, wolałbym go nie powiększać.
- Ja… chyba jednak pójdę sama. To niedaleko, powinnam
sobie poradzić… - wydukała niepewnie.
- To nie była propozycja. To było polecenie - kłapnął
zębami.
Nie miała wyboru i Ina doskonale zdawała sobie z tego
sprawę. Gdyby próbowała uciekać, druid dopadłby ją bardzo szybko i pewnie wiele
by z niej nie zostało. Do tej pory mężczyzna nie zachowywał się wobec niej
agresywnie, ale nie wiedziała, co planuje.
- Dobrze… - wyszeptała i podeszła do niedźwiedzia.
Mandar wyraźnie się rozluźnił. Położył się na ziemi,
ułatwiając dziewczynie wejście na swój grzbiet.
- Tylko teraz trzymaj się mocno.
Nie czekał, aż dziewczyna znajdzie wygodną i
bezpieczną pozycję, tylko rzucił się do przodu. Tak naprawdę nie powinien się
przejmować dodatkowym spóźnieniem. W końcu godzina spotkania wybiła dobre kilka
dni temu…
Do tej pory warlock myślał, że tylko on bawi się w grę
pozorów. Teraz jednak patrzył na zawstydzoną Dejanę, która nie miała żadnego powodu,
by być zawstydzona. Jej spojrzenie zupełnie przeczyło jej gestykulacji i
słowom. Wcale nie było jej przykro, że nie może powiedzieć nic o misji swoim
towarzyszom. Dotarło do niego, że on też został oszukany. Nie miał najmniejszych
szans na uwolnienie z rąk tej kobiety. Wyciśnie ona z niego wszystkie potrzebne
informacje, a następnie odeśle go, zgodnie z rozkazem, do stolicy. Chyba, że od
czasu jego ostatniego spotkania z Aliantami rozkazy się zmieniły. Wtedy
wyraźnie zostało powiedziane, że krwawe elfy muszą być dostarczane żywe.
Zakaszlał. Przykuł tym samym uwagę ciemnoskórych
kuzynów, którzy natychmiast zaprzestali rozmowy.
- Czyżby w końcu zaschło ci w gardle? - Dowódczyni
podeszła do Erathiela, wykonując tylko nieznaczny gest w kierunku swojego podwładnego.
Mężczyzna prychnął odstawiony na bok i wrócił do poprzedniego zajęcia.
- Nie… - powiedział słabym głosem. Nie umknęło jego
uwadze to, że Dejana nie upiła nic z kieliszka, odkąd wyszła z namiotu.
Oznaczało to, że w naczyniu wcale nie musiało znajdować się wino. - Obawiam
się, że to tranquillieńska gorączka…
- Jaka gorączka? - Kobieta cofnęła się.
- Tranquillieńska - powtórzył, jakby to było coś
oczywistego. - Byliśmy pewni, że ją wytępiliśmy, ale ostatnio coraz więcej
plotek pojawia się na jej temat. Obawiam się, że w okolicy jest nawrót choroby,
która uznana była za wyleczoną od lat… - mówił z wyraźnym zmartwieniem w
głosie. Widział, że z każdym jego słowem Dejana coraz bardziej blednie.
- Nie słyszeliśmy o tym… - wyrwało się jej.
Postanowiła się poprawić. - Nie słyszałam nigdy tej nazwy… Nie spotkałam się z
tą chorobą. Jakie są objawy?
- Większość informacji zaczerpnąłem z plotek, nie wiem
na ile to są wiarygodne informacje…
- Opowiadaj! - Podniosła głos. Już udało mu się
wyprowadzić ją z równowagi.
- Podobno zaczyna się od ogólnego rozkojarzenia. Potem
dość szybko następuje wodowstręt, podkrążone oczy i brak apetytu. - Nocna elfka
zaczęła z wyraźnym niepokojem rozglądać się po swoich towarzyszach. - Chory
zaczyna kasłać, ale bardzo sporadycznie. Robi się coraz słabszy, aż kładzie się
do łóżka i nie jest w stanie ruszyć ręką. Jeżeli ma szczęście, to ktoś z
najbliższych się nim zajmuje, ryzykując zakażenie. W innym wypadku jest
zostawiony sam sobie i w większości przypadków, umiera… Kiedyś wynaleziono
lekarstwo na gorączkę, dzięki temu udało się zwalczyć epidemię. Jednak, gdy
przez wiele lat nie odnotowano ani jednego przypadku, elfy zaczęły zapominać,
że taka choroba kiedykolwiek miała miejsce. Widać czekała w uśpieniu… - swoją
wypowiedź Erathiel zakończył głośnym kaszlnięciem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz