115

Ina nie odpowiadała druidowi przez dłuższą chwilę. Nie wiedziała, jak wybrnąć z tej sytuacji, jak przerwać ogień pytań, którym była zasypywana. Mandar był wrogiem, stał po przeciwnej stronie barykady, a mimo to zupełnie się tak nie zachowywał. W takich chwilach dziewczyna żałowała, że Erathiel rzadko kiedy dawał jej czas na rozmowy z innymi. Nie wiedziała, jak się zachować, gdy ktoś do niej mówił. Jak zareagować, gdy ktoś ją o coś pyta. Nie miała też pewności, czy na wszystkie pytania wypada jej odpowiadać - czy są informacje, których nie powinna udzielać innym. Druid był Aliantem, co tylko lekko ułatwiało jej sprawę. Postanowiła nie mówić mu nic, co może zostać uznane za ważne.
- Pewnie trochę przesadziłem… - druid przerwał milczenie. - Nie chciałem, byś poczuła, że cię przesłuchuję. Po prostu jestem ciekawy. Wbrew pozorom to niebezpieczna okolica, a ty tu jesteś sama.
Elfka zacisnęła dłoń w pięść, nie chciała dać po sobie poznać, że jest zdenerwowana. Mandar uśmiechnął się dziwnie, ale nie skomentował gestu dziewczyny. Wygodniej dla niego było, gdy wydawało jej się, że ma nad czymkolwiek kontrolę.
- Nie mogę cię jednak od razu odstawić do domu, mam coś do zrobienia - powiedział po chwili podnosząc się z ziemi.
"Coś" zabrzmiało dla Iny co najmniej niepokojąco. Podążyła jednak śladami druida i również wstała. Zacisnęła ręce na kosturze Erathiela. Czuła moc bijącą z broni, jednak była dużo słabsza niż ostatnio. Wtedy energia zdawała się ją odrzucać, tym razem zdawała się ją akceptować. Przez krótką chwilę uczennicy przyszło do głowy, że jej mistrzowi przydarzyło się coś złego. W końcu, gdy ktoś ginie, traci połączenie ze swoimi przedmiotami. Jakby kawałki dusz porozrzucane po całym świecie, umieszczone w jego rzeczach, w jednej chwili wracały do właściciela.
- Idziesz? - Mandar obejrzał się zniecierpliwiony na dziewczynę.
Nie zrozumiał przerażenia, które zobaczył na jej twarzy. Błyskawicznie obrócił się za siebie zmieniając się jednocześnie w niedźwiedzia, ale nie zobaczył przed sobą nic niepokojącego. Gdy wlepił swoje zwierzęce spojrzenie w krwawą elfkę, na jej twarzy rysował się udawany spokój. Miś parsknął i zwrócił się w kierunku swojego celu. Pozostało im parę godzin drogi. Gdyby młoda go nie spowalniała…
Zwierzę groźnie wyszczerzyło zęby i zwróciło się w kierunku Iny. Tym razem dziewczyna się nie cofnęła, ale odruchowo uniosła kij przed sobą.
- Wskakuj - mruknął.
- Pan… - nagle przypomniała sobie, jak się powinno zwracać do obcych - żartuje, prawda?
- A wyglądam, jakbym opowiadał dowcipy? - warknął. - Mam już dość duże opóźnienie, wolałbym go nie powiększać.
- Ja… chyba jednak pójdę sama. To niedaleko, powinnam sobie poradzić… - wydukała niepewnie.
- To nie była propozycja. To było polecenie - kłapnął zębami.
Nie miała wyboru i Ina doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Gdyby próbowała uciekać, druid dopadłby ją bardzo szybko i pewnie wiele by z niej nie zostało. Do tej pory mężczyzna nie zachowywał się wobec niej agresywnie, ale nie wiedziała, co planuje.
- Dobrze… - wyszeptała i podeszła do niedźwiedzia.
Mandar wyraźnie się rozluźnił. Położył się na ziemi, ułatwiając dziewczynie wejście na swój grzbiet.
- Tylko teraz trzymaj się mocno.
Nie czekał, aż dziewczyna znajdzie wygodną i bezpieczną pozycję, tylko rzucił się do przodu. Tak naprawdę nie powinien się przejmować dodatkowym spóźnieniem. W końcu godzina spotkania wybiła dobre kilka dni temu…

Do tej pory warlock myślał, że tylko on bawi się w grę pozorów. Teraz jednak patrzył na zawstydzoną Dejanę, która nie miała żadnego powodu, by być zawstydzona. Jej spojrzenie zupełnie przeczyło jej gestykulacji i słowom. Wcale nie było jej przykro, że nie może powiedzieć nic o misji swoim towarzyszom. Dotarło do niego, że on też został oszukany. Nie miał najmniejszych szans na uwolnienie z rąk tej kobiety. Wyciśnie ona z niego wszystkie potrzebne informacje, a następnie odeśle go, zgodnie z rozkazem, do stolicy. Chyba, że od czasu jego ostatniego spotkania z Aliantami rozkazy się zmieniły. Wtedy wyraźnie zostało powiedziane, że krwawe elfy muszą być dostarczane żywe.
Zakaszlał. Przykuł tym samym uwagę ciemnoskórych kuzynów, którzy natychmiast zaprzestali rozmowy.
- Czyżby w końcu zaschło ci w gardle? - Dowódczyni podeszła do Erathiela, wykonując tylko nieznaczny gest w kierunku swojego podwładnego. Mężczyzna prychnął odstawiony na bok i wrócił do poprzedniego zajęcia.
- Nie… - powiedział słabym głosem. Nie umknęło jego uwadze to, że Dejana nie upiła nic z kieliszka, odkąd wyszła z namiotu. Oznaczało to, że w naczyniu wcale nie musiało znajdować się wino. - Obawiam się, że to tranquillieńska gorączka…
- Jaka gorączka? - Kobieta cofnęła się.
- Tranquillieńska - powtórzył, jakby to było coś oczywistego. - Byliśmy pewni, że ją wytępiliśmy, ale ostatnio coraz więcej plotek pojawia się na jej temat. Obawiam się, że w okolicy jest nawrót choroby, która uznana była za wyleczoną od lat… - mówił z wyraźnym zmartwieniem w głosie. Widział, że z każdym jego słowem Dejana coraz bardziej blednie.
- Nie słyszeliśmy o tym… - wyrwało się jej. Postanowiła się poprawić. - Nie słyszałam nigdy tej nazwy… Nie spotkałam się z tą chorobą. Jakie są objawy?
- Większość informacji zaczerpnąłem z plotek, nie wiem na ile to są wiarygodne informacje…
- Opowiadaj! - Podniosła głos. Już udało mu się wyprowadzić ją z równowagi.
- Podobno zaczyna się od ogólnego rozkojarzenia. Potem dość szybko następuje wodowstręt, podkrążone oczy i brak apetytu. - Nocna elfka zaczęła z wyraźnym niepokojem rozglądać się po swoich towarzyszach. - Chory zaczyna kasłać, ale bardzo sporadycznie. Robi się coraz słabszy, aż kładzie się do łóżka i nie jest w stanie ruszyć ręką. Jeżeli ma szczęście, to ktoś z najbliższych się nim zajmuje, ryzykując zakażenie. W innym wypadku jest zostawiony sam sobie i w większości przypadków, umiera… Kiedyś wynaleziono lekarstwo na gorączkę, dzięki temu udało się zwalczyć epidemię. Jednak, gdy przez wiele lat nie odnotowano ani jednego przypadku, elfy zaczęły zapominać, że taka choroba kiedykolwiek miała miejsce. Widać czekała w uśpieniu… - swoją wypowiedź Erathiel zakończył głośnym kaszlnięciem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz