125

Podążę za słowami mojej korekty z zeszłego tygodnia, którymi podsumował poprzednią notkę: "W ten sposób całe wysiłki dyplomatyczne Erathiela poszły się kochać".
Brutalnie zemściło się na mnie nienadawanie imion nocnym elfom...

Dwa Felhuntery… Tak, to powinno wystarczyć. - Warlock uśmiechnął się do swoich myśli. Demony przeskoczyły nad nimi, gdy Ina ściągnęła go na ziemię. W ten sposób istoty z drugiego świata znalazły się pomiędzy krwawymi a nocnymi elfami.
- Idź, zaraz do ciebie dołączę - szepnął do Iny podnosząc się. Otrzepał ubranie z kurzu i spojrzał Dejanie wyzywająco w oczy. Był bardzo ciekawy, co kobieta zrobi.

Inarea wahała się tylko przez chwilę. Natrafiła na wściekły wzrok Aliantki i wszelkie wątpliwości zniknęły. Podbiegła do ściany namiotu i przeskoczyła przez przejście, nie mając pewności, co znajduje się po drugiej stronie.
Lądowanie było twardsze niż przypuszczała. Tumany kurzu wzbiły się w powietrze, gdy opadła na ziemię. Coś, co podejrzewała o bycie piaszczystym gruntem, okazało się litą skałą, pokrytą sporą ilością pyłu. Dziewczyna zakaszlała, po czym zasłoniła swoje usta ręką i rozejrzała się niepewnie. W zasięgu jej wzroku znajdowało się kilka pagórków, wysoka kamienna skała oraz kilka demonów, które jak na razie nie wykazywały nią zainteresowania. Pozostając czujną, Ina spojrzała w portal. Nie słyszała, co tam się dzieje, ale doskonale widziała scenę rozgrywającą się w drugim świecie.

Erathiel uśmiechnął się wrednie. Zauważył, że oba demony skierowały się w kierunku Aliantów. Ciekawe, czy ktoś je nauczył, by akurat ich atakowali. Miał ochotę przejść przez bramę za Iną i zrobiłby to, gdyby nie druid. Warlock nie darzył go sympatią i chyba nigdy specjalnie tego nie ukrywał. Nie dogadywali się od początku i na jego szczęście nie mieli ze sobą za dużo do czynienia. Jednak nocny elf był ważny. Uratowanie mu życia mogło opłacić się na wiele sposobów. Dobre słowo wypowiedziane w odpowiednie ucho potrafiło działać cuda.

Jeden z felhunterów rzucił się w kierunku Dejany. Kobieta w ostatniej chwili zabrała rękę spod zębów demona. Obaj jej towarzysze stanęli za nią, gotowi poddać się jej rozkazom. Kazała im zająć się drugim przeciwnikiem. Sama stanęła naprzeciw wroga w pozycji bojowej. Nie musiała długo czekać na kolejny atak. Nie doceniła jednak stworzenia, bo za drugim razem nie próbowało ugryźć jej ręki, tylko łydkę. Aliantka zaklęła szpetnie, gdy ostre kły rozerwały jej nogę. Upadła na plecy, zasłaniając się mieczem. Jej podwładny nie czekał na pozwolenie, tylko ruszył jej na ratunek. Zrównał się z wojowniczką i kopnięciem odrzucił demona do tyłu.

Powinni sobie poradzić… Tak. Niepotrzebnie się przejmowałem.
Krwawy elf ze spokojem obserwował to, co się rozgrywało tuż przed nim. Musiał niechętnie przyznać, że wojownicy radzili sobie nadzwyczaj dobrze. Gdyby przeciwnicy felhuntera władali magią, najprawdopodobniej byłoby już dawno po walce. Ten typ demonów potrafił przerywać rzucanie zaklęć oraz zdejmować niektóre pozytywne efekty ze swoich przeciwników. Starcie z dwoma osobnikami na raz byłoby zabójcze dla niedoświadczonego maga. Niestety w walce fizycznej stworzenia te nie różniły się dużo od dzikich zwierząt. Były szybkie, zwinne i niesamowicie niebezpieczne.

Demon, który ugryzł Dejanę, zawarczał gniewnie i zaczął wykonywać dziwne ruchy swoimi czułkami. Zdawało się, że nic szczególnego się nie wydarzyło, gdy skończył. Nie minęły jednak trzy uderzenia serca, a drugi felhunter stanął przy nim. Dość szybko zrozumiały, że w pojedynkę nie miały szans. Obydwa skierowały czułki na Erathiela, ale nie wykonały w stosunku do niego żadnego wrogiego ruchu. Obserwowały go, ale na chwilę obecną nie chciały go atakować. Wojowniczka odsunęła się za swoich podwładnych i próbowała na szybko opatrzyć swoją ranę. Zatamowanie krwawienia z rozległej rany nie było jednak takie proste. Spojrzała z nadzieją w kierunku więźnia, ale ten pozostał obojętny.
Stworzenia całkowicie zignorowały jednego z wojowników. Równocześnie zaatakowały drugiego, celując w ręce i nogi. Mężczyzna cofnął się zaskoczony, ale udało mu się wyjść cało. Jego kolega uniósł miecz i ciął przez grzbiet stworzenia. Minął futrzaste ciało o milimetry. Ogon stworzenia owinął się wokół nogi atakującego i przewrócił go na ziemię, nie powodując większych szkód. Drugi felhunter od razu skoczył na klatkę piersiową nocnego elfa i wbił pazury w jego ciało. Krzyk po raz kolejny wypełnił namiot. Okazał się on jednak sygnałem dla pozostałych osób w obozie. W wejściu stanęła kobieta, która nieudanie przesłuchiwała wcześniej Erathiela. Gdy zobaczyła, co się dzieje, od razu skierowała kuszę w stronę demona i strzeliła. Bełt zagłębił się w szyi, ale istota w pierwszej chwili nie zareagowała. Za jednym atakiem dystansowym podążyły kolejne i oba stwory padły ledwo żywe na ziemię.

Warlock postanowił nie zastanawiać się długo nad tym, jak bardzo nie docenił nocnych elfów. Nie tyle ich siły i umiejętności, co ilości. Dyskretnie cofnął się w kierunku ściany, by przejść przez niewidoczną dla Aliantów bramę. Wsunął rękę do kieszeni i wymacał w niej kamień.
- Stój.
Wystarczyło jedno słowo Dejany we wspólnym, by nocne elfy otoczyły Erathiela. To, że kobieta leżała ranna na ziemi, w żaden sposób nie zmieniało tego, że była dowódcą.
- Wyjmij rękę z kieszeni. Tylko powoli.
Mistrz Iny z pewnymi oporami wyciągnął dłoń zaciśniętą w pięść.
- Otwórz ją.
Od portalu dzielił go niecały metr. Jeżeli rzuci się do tylu na oślep, powinien w niego trafić.
- Nie słyszałeś, co do ciebie mówię?
Wtedy zobaczył kuszę wycelowaną w swoją pierś. Czyjś palec może być szybszy od niego. Posłusznie otworzył dłoń, na której znajdował się niepozorny kamyczek. Został on bez trudu rozpoznany przez nocne elfy. Mandar uderzył w dłoń warlocka od dołu i jego kamień teleportacyjny pofrunął. Wylądował tuż obok nieprzyjemnej wojowniczki. Kobieta nie wahała się ani chwili, tylko zdeptała sposób ucieczki Erathiela.
- Tak źle ci z nami? - rzekła przez zaciśnięte zęby.
- Tak, właściwie to tak - odpowiedział w języku nocnych elfów.
Zaskoczył tym przeciwników kompletnie. Krótkie wahanie, które ich ogarnęło, wystarczyło mu, by odskoczyć do bramy. Gdy tylko ją przekroczył, zniknął Aliantom z oczu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz