77

Ze względu na brak czasu, nie mogłam w zeszłym tygodniu szerzej rozwinąć mojej myśli z notki nr 76. Nadrobię to teraz. Zawsze wydawało mi się strasznie trudne pisanie fragmentów nieistniejących książek, zdań wyrwanych z kontekstu legend... Problem wynikał głównie z tego, że jak zaczynam pisać coś takiego, to zwykle mój umysł od razu dorabia do tego tło - co było wcześniej i co było potem. Bywało to o tyle uciążliwe, że rozpoczynałam pracę nad historią poboczną, a historia właściwa leżała i czekała, aż moja wena znów się nią zainteresuje.
Jednak, gdy ostatnio spróbowałam napisać kilka fragmentów wyrwanych z kontekstu, nie miałam tego problemu. Może wynikło to z faktu, że termin mnie gonił... :)
Po przydługim wstępnie, zapraszam Was na najnowszą notkę.


Gdyby Ina miała wybór, wybrałaby pewnie inny sposób zdobycia niektórych informacji. Wolałaby dowiedzieć się wcześniej, co stało się po wyruszeniu Hordy z Ratchet w celu wymierzenia sprawiedliwości. Przynajmniej będącej sprawiedliwością w jej oczach. Młoda adeptka magii i jej mistrz udali się wtedy w przeciwnym kierunku. Nie wiedzieli, jak wiele ich ominęło.

Z późniejszych chaotycznych relacji udało się jednak dowiedzieć, co się właściwie wydarzyło. Hordzie nie wystarczyło ukaranie tych, którzy atakowali młodych. Dla małej armii to było zdecydowanie za mało. Większość z nich nie miała okazji nawet posmakować krwi. Z Doliny Morderczego Bluszczu udali się wprost na północ przez Knieję Zmierzchu, aż do lasu Elwynn, gdzie znajdowała się jedna ze stolic Przymierza - Stormwind.
Horda wpadła do miasta i zaczęła wycinać wszystkich w pień. Nie patrzyli na płeć, rasę, czy wiek istot, które wpadały pod ich topór. Według jednej z plotek w bitewnym szale zabili też jednego z neutralnych goblińskich inżynierów, ale informacja ta nie została potwierdzona.  Rzeźnia nie była jednak jednostronna. Alianci bardzo szybko zebrali się do obrony, gromadząc siły znacznie przewyższające grupkę hordowych mścicieli. Jak tylko magowie zobaczyli, co się dzieje, zaczęli otwierać portale, dzięki czemu część atakujących uszła z życiem.
Pojawiły się informacje o rzekomej zdradzie, której miały się dopuścić  krwawe elfy. Podobno niektóre z nich, by ratować życie, były gotowe przysiąc wierność Przymierzu. To akurat była bzdura. Taki przypadek był jeden, jednak ludzki łotrzyk bardzo szybko poderżnął mu gardło ze słowami "zdrajców nie potrzebujemy".

Jednakże w momencie, kiedy Ina stała na środku drogi i widziała tumany kurzu, które się unosiły, nie wiedziała o tym wszystkim.
- Coś się zbliża - stwierdziła beznamiętnie.
Uciekaj, mała Ino. Schowaj się gdzieś, najlepiej daleko stąd.
Dziewczyna spojrzała na swojego towarzysza.
- Wyczuwam kilka źródeł energii, ale czy to powód do ucieczki?
Towarzysz Iny chciał coś odpowiedzieć, ale z jakiegoś powodu się powstrzymał. Ina obróciła się gwałtownie, bo dostrzegła kątem oka jakąś postać. Jednak nikogo tam nie było, musiało jej się przewidzieć.
To członkowie Przymierza. Oni raczej nie zaglądają w te okolice, gdy chcą się napić herbaty.
- A co z Erathielem i innymi w mieście? Trzeba ich ostrzec!
Jeżeli ich strażnicy nie śpią na warcie, to powinni już dostrzec zagrożenie. Pozostaje mieć nadzieję, że sobie poradzą.
- A jeżeli nie? - zapytała niepewnie.
Wtedy nie pozostanie nam nic innego, jak znalezienie ci nowego mistrza.
Ina miała na końcu języka, że nie chce innego mistrza, ale w końcu nie wypowiedziała tego na głos. Może dlatego, że sama miała co do tego wątpliwości.
- To gdzie radzisz się udać?
Idą kanionem. Jeżeli pójdziemy w lewo, znajdziemy się nad nimi. Nawet jeżeli cię zauważą, nie będą w stanie ci nic zrobić.
- Karnar! - Ina zakreśliła krąg w powietrzu.
Imp pojawił się niemal od razu, ale miał minę zbitego psa.
- Czego chce? - zapytał piskliwym głosem.
Elfka nie miała czasu go zganić za ton.
- Biegnij do miasta i znajdź Erathiela.
- Mam go zabić? - Demon podskoczył i zaśmiał się. Wyraźnie był z siebie zadowolony.
- Nie. Masz mu powiedzieć, że Alianci zbliżają się do Orgrimmaru.
- Daleko. Czemu sama nie pójdziesz?
W tym momencie do uszu Iny dotarło coś podobnego do warknięcia. Zdawało się jednak wydobywać z głębokiej studni. Tego dźwięku nie wydało z siebie żadne zwierze. Dziewczyna spojrzała na swojego towarzysza, a potem na skulonego Karnara.
- Dobrze... To ja już lepiej pójdę.
Inarea widziała jeszcze, jak imp rzuca na siebie zaklęcie chroniące go przed atakami, po czym biegnie w stronę stolicy Hordy.

1 komentarz:

  1. Witam serdecznie!

    Uprzejmie informuję, że niniejszy blog został uwzględniony w minibadaniu poświęconym zagadnieniu trudności języka używanego w amatorskich utworach literackich. Wyniki oraz szczegóły dostępne są na stronie marszkuswiatlosci.wordpress.com.

    Kłaniam się nisko i życzę wielu sukcesów na niwie twórczej,
    Waughin Jarth młodszy

    OdpowiedzUsuń