117

Z przyczyn bardziej czy mniej ode mnie zależnych, w przyszłym tygodniu najprawdopodobniej notki nie będzie.

Zaczął zapadać zmrok. Dejana wysłała dwójkę swoich ludzi, by wyłączyli barierę tworzoną przez kryształy. Erathielowi pozostało tylko czekać, aż jego moc powróci i będzie mógł wyrwać się z więzów, by przypomnieć nocnym elfom, że znajdują się na terenie Hordy. Nie niecierpliwił się. Wiedział, że to tylko kwestia czasu.
Z drugiej strony obozu dobiegł hałas. Z początku był to tylko szelest liści, ale chwilę po tym dało się słyszeć krzyk zaskoczenia. Następnie wszystko ucichło.

Warlock za wszelką cenę próbował utrzymać nerwy na wodzy. Rosły niedźwiedź wesoło sobie rozmawiał z jednym z żołnierzy, który nie reagował entuzjastycznie na jego słowa. Prowadził zwierzę do części obozu, w której znajdował się Erathiel. Obok wielkiego misia dreptała wyraźnie przestraszona Ina. Nie umknęło uwadze mistrza, że dziewczyna po raz kolejny bez większych przeszkód trzyma jego kostur. Próbował jednak na niego nie patrzeć. Nie chciał także spoglądać w kierunku uczennicy, ale to akurat mogłoby zostać źle odebrane. Wychodziłoby na to, że nie obchodzi go samotne dziecko należące do jego rasy, co byłoby niezgodne z tym, co odgrywał przed Dejaną. Łudził się tylko, że adeptka magii nie rzuci się w jego kierunku, krzycząc jego imię. Na nic innego już nie liczył, bo jego nadzieja, że Inarea jest bezpieczna, właśnie prysła.

Dowódczyni nocnych elfów krytycznie spojrzała na młodego więźnia, po czym obrzuciła niedźwiedzia spojrzeniem pełnym nienawiści.
- W końcu raczyłeś się pojawić.
- Zawsze uwielbiałem sposób, w jaki cieszysz się na mój widok - wyszczerzył kły i zaczął się zmieniać.
- Nie pobłażaj… sobie! Miałeś być tutaj tydzień temu. Siedem cholernie długich dni, przez które tkwimy w tym miejscu i nie możemy nawet przesunąć obozu!
Druid podrapał się w ucho.
- Przypominam ci, że doskonale słyszę, Dejo. Nie musisz krzyczeć.
Wszystkie spojrzenia w obozie skierowały się na tę dwójkę. Erathiel chciał, by bariera opadła w tym momencie. Rozprawienie się z tymi elfami byłoby proste jak odebranie dziecku cukierka. Po tym skojarzeniu znów spojrzał na Inę. Dziewczyna za wszelką cenę starała się nie patrzeć w jego kierunku.
- Co cię zatrzymało? Rozumiem, że ta mała ma jakieś cenne informacje. - Dejana spojrzała na młodego więźnia, przez ciało którego przeszedł w tym momencie dreszcz. Kobieta milczała w oczekiwaniu na reakcję.
- Przypominam ci, moja droga, że nie wszyscy mówią w naszym języku… - Druid uśmiechnął się szeroko i złapał spojrzenie warlocka. Przymrużył lekko oczy, ale nie powiedział nic więcej.
Wojowniczka rzuciła mężczyźnie nienawistne spojrzenie. Następnie opanowała drżenie rąk i wzięła głęboki oddech. Kucnęła przed Iną i zwróciła się do niej w języku wspólnym:
- Jak się nazywasz, dziecko?
- I..stera - odpowiedziała zapytana.
- Co robisz w tej okolicy?
- Spaceruję… - odparła niepewnie.
- Tak sama?
Dziewczyna kiwnęła głową.
Dejana podniosła się i ponownie skierowała słowa w swoim języku do druida.
- Nie umiem przesłuchiwać dzieci. Obawiam się, że będziesz mi musiał powiedzieć, czego się dowiedziałeś.
- W jakiej sprawie?
Dowódczyni wykonała gest, jakby chciała uderzyć rozmówcę, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Wzięła głęboki oddech.
- Czy słyszałeś o czymś takim jak tranquillieńska gorączka?
Druid zamyślił się. Uniósł nawet rękę i podrapał się po głowie w teatralnym geście.
- Owszem, kiedyś w okolicy panowała choroba, którą tak nazwano, ale szczegółów nie znam. Krwawi utrzymywali, że epidemia nigdy nie wyszła poza ten obszar. Dlaczego w ogóle pytasz?
- Ten tutaj - wskazała na Erathiela - twierdzi, że są podstawy, by sądzić, że gorączka wróciła.
Mężczyzna opuścił rękę i spojrzał na związanego w zamyśleniu.
- Tak... to by nawet tłumaczyło parę spraw.
Dejana ucieszyła się słysząc te słowa, ale bardzo szybko posmutniała. Miała nadzieję, że jej rodak zaprzeczy.
- Dla przykładu...? - napomknęła, widząc że mężczyzna sam nie będzie kontynuował.
- Zwiększoną aktywność duchów ostatnimi czasy.
- Co masz na myśli?
Druid westchnął.
- Zwiększoną aktywność duchów z okolicy, mam ci to przeliterować?
Wojowniczka była o krok od stracenia równowagi. Warlock doszedł do wniosku, że między tą dwójką musiało się coś wydarzyć. Nie rozeszli się jednak pokojowo. Blizny, które pozostawił na Dejanie ten związek, musiały być całkiem świeże, skoro do tej pory spokojna kobieta tak reagowała. Oczywiście jej rozmówca nie był bez winy, bo celowo ją prowokował.
- Nasz kolega jest zmęczony. Pokażcie mu, w którym namiocie może doprowadzić się do porządku. Dajcie mu jedzenie i picie, potem przyprowadźcie do mnie - zakomunikowała oschle. - A co do dziecka…
- Mała idzie ze mną.
- Nie przypominam sobie, byś mógł wydawać jakiekolwiek polecenia!
- Ja ją znalazłem, więc jest moja - powiedział z rozbrajającym uśmiechem. - Może tu zostać, pod warunkiem, że nie będziesz jej wiązać.
- To nie wchodzi w grę.
- Istero - zwrócił się do Iny we wspólnym - i…
Dziewczyna widziała kłótnie i nie mogła się pozbyć wrażenia, że ona jej dotyczy. Gesty stojącej przed nią kobiety wyraźnie na to wskazywały. Uczennica widziała związanego Erathiela. Miała świadomość, że mężczyzna bez magii nie jest w stanie wiele zrobić, szczególnie ze związanymi rękoma. Gdyby tylko udało jej się jakoś do niego podejść, użyć sztyletu i rozciąć więzy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz