182

Przed Wami zeszłotygodniowa notka.


Przez kilka kolejnych poranków Inarea spotykała się z magiem i chłonęła informacje, które jej przekazywał. Ciągle powtarzał coś o niewidzialnej trzeciej ręce, a kiedy próbowała o to zapytać, zbywał ją. Prawdopodobnie było to coś, co początkujący mag powinien wiedzieć, tylko że dziewczyna nie była początkującym magiem. Zamet jednak się tego nie dowiedział.
Mimo wielu godzin spędzonych na teorii, adeptka nie potrafiła użyć zaklęcia, którego próbowała się nauczyć. Nie były to nawet nieudane próby. Miała wrażenie, że jej ciało buntuje się przeciwko takiemu użyciu magii. Nauczyciel był cierpliwy, ale tylko do czasu.
- Nie za bardzo rozumiem, dlaczego ci nie wychodzi… Na dodatek nie mam więcej czasu na nauczanie. Muszę wracać do swojego życia i spraw.
- Dokąd się udasz?
- Wrócę do siebie - odpowiedział wymijająco. To pytanie wyraźnie go zaskoczyło, ale nie dostrzegł w dziewczynie złych intencji.
- Rozumiem, jak powinno zadziałać to zaklęcie, którego mnie uczyłeś, ale nie potrafię go spleść. Wydaje mi się zbyt… dziwne.
- Może za jakiś czas znów przyjdzie nam się spotkać i przystąpimy do ćwiczeń. O ile nie nauczą cię tego w akademii. Nie zniechęcaj się, nie każdemu magia wychodzi od razu. Musisz mieć świadomość, że nie każdy jest obdarzony umiejętnościami, by zostać magiem. Wojownikiem, nie obrażając oczywiście nikogo, może zostać każdy po odpowiedniej ilości treningów i ćwiczeń. Magiem nie zostaniesz bez talentu i wewnętrznej mocy magicznej - kontynuował monolog tonem, którym jej wcześniej wszystko tłumaczył. Na koniec odetchnął i dodał. - Pozdrów rodziców ode mnie, gdy ich zobaczysz. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś przyjdzie nam się spotkać w komplecie.
Zamet oddalił się, a Inie pozostała tylko nadzieja, że nie udał się do stolicy.

Inarea zgodnie z namową demona postanowiła wrócić do Silvermoon. Wrzuciła swoje nieliczne rzeczy do torby, omiotła wzrokiem izbę i przymknęła powieki. Zobaczyła siebie i rodziców ganiających się po niewielkim pomieszczeniu i śmiejących się. Pamiętała, że wtedy padał deszcz, ale w niczym im to nie przeszkadzało. Wszystko wydawało jej się wtedy takie proste i poukładane. A potem nastąpił chaos.
Dziewczyna zamknęła drzwi i udała się do Baray. Poprosiła kobietę o zajęcie się wymianą okna i przetrzymaniem klucza do czasu powrotu jej bądź rodziców.
- Wybywasz? - zielarka zapytała z dziwną ulgą w głosie.
- Tak, nie mam tu chyba czego szukać…
Młoda elfka spuściła wzrok, ale demon doskonale widział, jak kobieta się waha. Wykonała kilka niepotrzebnych gestów, napięła mięśnie wokół ust, ale nie wydała z nich żadnego dźwięku.
- Normalnie bym go schowała tam, gdzie zawsze, ale wolę nie ryzykować, że znów się tam coś zagnieździ - wyszeptała Ina ponownie wyciągając klucz w stronę rozmówczyni.
- Tak, tego byśmy nie chcieli - Baray mruknęła. Wzięła klucz z rąk dziewczyny. - Jeżeli znów tu wrócisz, wiesz, gdzie mnie znaleźć.
- Tak - odpowiedziała, chociaż nikt od niej tego nie wymagał.
- Dokąd…? A tak właściwie to chyba wolę nie wiedzieć.
- Do widzenia. - Ina nie wiedziała, co innego mogłaby powiedzieć. Zaraz po tych słowach wyszła i nie oglądając się za siebie udała się w kierunku drogi.
Nie miała nikogo innego, z kim mogłaby się pożegnać. Uważała, że inni mieszkańcy w ogóle nie zauważyli jej obecności przez te kilka dni. Nie miało znaczenia, że im tego nie ułatwiała, chowając się za budynkami i obserwując ich z ukrycia. Utwierdziła się tylko w przekonaniu, że nie pasuje do tego miejsca.
Ina nie pamiętała, którego dnia miał przejeżdżać wóz, którym przyjechała do wioski, więc postanowiła udać się do stolicy piechotą. Z tego, co zauważyła wcześniej, droga powinna być prosta. Na dodatek elfka była przekonana, że demon ją naprowadzi, jeżeli trzeba będzie. W końcu to był jego pomysł.
Tak naprawdę nie chciała wracać do Erathiela. Nie mogła się pozbyć wrażenia, że nic nie zyskuje na tej relacji mistrz-uczeń. Nie miała jednak dokąd pójść. Mimo wszystko przy mężczyźnie czuła, że gdziekolwiek należy. Wizyta w domu uświadomiła jej dobitnie, że na ten moment nie miała nikogo innego, na kim mogłaby polegać. Pomijając oczywiście demona.
- Co byś powiedział na to, byśmy uciekli?
Co masz na myśli, mała Ino?
- Gdybyśmy nie wrócili do miasta, tylko skręcili w las. Nie mam siły znów kłócić się z Erathielem.
Jeżeli potrzebujesz dalszej przerwy, niech i tak będzie. Wspominałaś, że nie udało ci się wykonać jednego zadania.
- Tak, to niby niedaleko - zawahała się.
Jednak uprzedzam, że docelowo będę nalegał, byś wróciła do mistrza. Potrzebujesz kogoś, kto cię odpowiednio pokieruje. Nawet, jeżeli nie miałby to być Erathiel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz