110

Po nieplanowanej przerwie prezentuję Wam kolejną notkę. Jest trochę dłuższa i mam nadzieję, że warto było czekać. Jutro wyjeżdżam i wrócę po długim weekendzie, więc dopiero 8-9 czerwca spodziewajcie się kolejnej aktualizacji.


Inarea weszła do budynku, wewnątrz którego na środku dogasało ognisko. Coś jej nie pasowało. Obiegła wzrokiem pomieszczenie i dostrzegła porozrzucane posłania jej i mistrza. Książka, którą wcześniej czytał elf, leżała zdecydowanie zbyt blisko ognia. Torba wraz z kosturem warlocka były rzucone niedbale na podłogę. Tylko Erathiela nigdzie nie było...

Był zły. Przede wszystkim na siebie, że dał się zaskoczyć jak dziecko. Zignorował krzyki, które dochodziły do jego uszu, bo był pewny, że nie należą do Iny. Reszta go w tamtym momencie nie obchodziła. Nawet gdy krzyki zaczęły się przybliżać, ani na chwilę nie oderwał wzroku od książki. Nie podejrzewał, że ktokolwiek może mu tutaj zagrozić. Myślał, że to duchy powróciły kolejny raz i jęczą nad swoim losem… Poniekąd słusznie, ale dlaczego to musiał być jego problem?
Gdy nagle osłabł, zrozumiał, że popełnił poważny błąd. Jego moc została zablokowana. Nie miał czasu zastanawiać się, czy to przez zaklęcie, czy też sprawka jakiegoś przedmiotu. Poderwał się i sięgnął po broń, ale było już za późno.

Dziewczyna podniosła rzeczy swojego mistrza. Gdyby ich tu nie było, miałaby pewność że opuścił to miejsce celowo. Rozejrzała się kolejny raz, ale nigdzie nie dostrzegła żadnej wskazówki. Erathiel nie zostawił kartki czy innej informacji. Z drugiej strony, nie widziała żadnych wyraźnych śladów walki. Kostur i torba mogły leżeć na ziemi od wczoraj i po prostu nie zwróciła na nie specjalnej uwagi. Nie potrafiła stwierdzić, czy elf zabrałby swoje rzeczy, gdyby gwałtownie musiał się gdzieś udać.
Ina podeszła do książki i ją podniosła. Postanowiła ją przekartkować. Może tam znajdzie jakiś ślad? Nawet jeśli nie, w końcu dowie się, co czytał jej mistrz.

Elf pewnie rwałby sobie w tym momencie włosy z głowy, gdyby akurat nie miał związanych rąk. Starał się za wszelką cenę nie przewracać oczami, gdy wpatrywał się w kobietę przed sobą. Zupełnie zapomniał, że nocne elfy kręciły się czasem po tej okolicy. Zwykle nie atakowały, dlatego uznał je za mało ważne. Wojowniczka siedziała przed nim na krześle i wyraźnie czekała, aż pierwszy się odezwie. Dzięki temu miał dużo czasu, by się jej przyjrzeć.
Nie mógł zaprzeczyć, że była atrakcyjna. Kształtny biust, wyraźnie zarysowane biodra i talia sprawiały, że wyglądała bardzo kobieco. Twarz miała lekko pociągłą, ale nie odejmowało jej to uroku. Do tego to przenikliwe spojrzenie… Pewnie mogła spodobać się niejednemu mężczyźnie, ale Erathiel nie był jednym z nich. Nigdy nie ciągnęło go do ciemnoskórych kuzynek, chociaż starał się nie przyznawać do tego głośno. Szczególnie, gdy był jeszcze członkiem Przymierza. Dlatego po szybkich oględzinach mężczyzna patrzył kobiecie w oczy. I czekał.

Ina nie ukrywała rozczarowania. Pomiędzy stronami nie znalazła wetkniętej żadnej wiadomości od mistrza. Nie miała pojęcia, gdzie elf się podział. Była pewna, że nie minęło dużo czasu, odkąd udała się na górę. Słońce minęło już zenit, ale do nocy było jeszcze daleko.
Chyba, że minął cały dzień i cała noc… Dlatego Erathiel się zniecierpliwił. Ale przecież by mnie nie zostawił tak po prostu. Musiałoby wydarzyć się coś ważnego… Wiedział, gdzie jestem, mógł po prostu po mnie przyjść! Jednak ciągle mówił, że muszę sama pokonać voida. Może nie chciał mi przeszkadzać…? - dyskutowała przez chwilę ze swoimi myślami, po czym postanowiła wrócić do książki.

Przedłużająca się cisza w końcu znudziła nocną elfkę. Podniosła się zgrabnie z krzesła, przestawiła je za Erathiela i popchnęła go. Mimowolnie usiadł.
- Kim jesteś i co tu robisz? - zapytała oschle w języku ludzi.
- Jak widzisz, jestem elfem. Odwiedzam dawnych przyjaciół - odparł spokojnie.
Ręka kobiety powędrowała do góry i w bok tylko po to, by po chwili opaść na twarz przesłuchiwanego.
- Nie jestem ślepa! Konkrety, bladzizno!
Warlock wykrzywił usta w lekkim uśmiechu, co jeszcze bardziej rozjuszyło jego rozmówczynię. Nie on jeden był rasistą w tym towarzystwie.
- Konkretnie, to jestem krwawym elfem - powiedział niewinnie i cierpliwie. Jakby próbował wytłumaczyć coś dziecku.
Członkini Przymierza zacisnęła dłonie w pięści.
- O imię pytam, imbecylu…
- Uczono mnie, że jeżeli chce się poznać czyjąś godność, należy najpierw podać swoją.
- Nie interesuje mnie twoja godność, tylko nazwisko.

Jak wychować niesforne dziecko, poradnik dla żółtodziobów - Ina przeczytała w myślach tytuł. Sama nie wiedziała, czy bardziej ją to wkurzyło, czy załamało. W jednej chwili wyobraziła sobie Erathiela z doczepionym żółtym dziobem i większość złości jej przeszła. Elf nie miał własnych dzieci, najprawdopodobniej nie miał żadnego doświadczenia z młodymi. Podobno była jego pierwszym uczniem… Tak naprawdę nie było nic złego w tym, że szuka jakiegoś wsparcia. Ina otworzyła tom na losowej stronie.
- Przede wszystkim bądź z nim szczery. Dzieci dużo łatwiej niż dorośli wyłapują kłamstwa i fałszywe emocje. Jeżeli będziesz ukrywał powody swojego niezadowolenia, latorośl będzie pewna, że to przez nią. Jeśli już na początku waszego wspólnego życia stracisz jej zaufanie, bardzo ciężko będzie ci je odzyskać.
W tym momencie adeptka magii nawet zaczęła się cieszyć, że jej mistrz czyta taką książkę. Zdecydowanie mu się przyda taka lektura.

Oprawczyni nie uznała za stosowne przedstawienie się Erathielowi, jednak z jakiegoś powodu bardzo chciała poznać jego imię. Bardzo sprawnie lawirował wokół tematu, próbując wybadać, na czym stoi. Nie zabili go, do tego zamiast dostarczyć go do stolicy, postanowili przesłuchać go na miejscu. Czyli najprawdopodobniej szukają kogoś albo czegoś konkretnego. Mężczyzna co jakiś czas sprawdzał, czy może już używać magii, ale na razie nic się nie zmieniło. Każde zaklęcie w końcu przestaje działać, a wtedy wystarczy mu chwila. Kilka uderzeń serca zanim ktoś się zorientuję i spróbuje je odnowić. Alianci wyglądali na zmęczonych, co dawało nadzieję, że któryś w końcu popełni błąd.
- Czy jesteś tutaj sam?
- Oczywiście. Opuszczone nawiedzone budynki, to bardzo kiepskie miejsce na randkę…
Warlock poczuł kolejne uderzenie na twarzy. Nie zrobiło ono na nim dużego wrażenia, co wkurzyło kobietę jeszcze mocniej.
- Bijesz słabiej niż moja niańka… - odparł po chwili.


Mimo upływu lat elf doskonale pamiętał swoją opiekunkę. Kobieta umiłowała sobie aż do przesady wymierzanie młodemu Erathielowi kar cielesnych. Czasem wystarczyło jedno niewłaściwe słowo, innym razem tylko to, że krzywo się na kogoś spojrzał. Nie miało najmniejszego znaczenia, że tamta osoba tego nie widziała.
Tamtego dnia obrywał za marzenia. Niańka znalazła jego notatki, w których szczegółowo rozplanowywał swoje plany na przyszłość. Nie przypominał sobie, by widział ją kiedyś aż tak zdenerwowaną. Spaliła wszystkie kartki, co było karą samo w sobie, po czym przystąpiła do bicia. Z każdym ciosem stawał się coraz mniejszy. Chciał po prostu zniknąć.
Gdy kolejne uderzenie nie nadeszło, ośmielił się spojrzeć na kobietę. Jej ręka była dziwnie wygięta, a jej usta mocno ściśnięte. Wyrwała się i obróciła, by stanąć twarzą w twarz z elfką, która ją powstrzymała.
Oczy przybyłej jarzyły się zielonym blaskiem. Nie wyróżniała się pod tym względem wśród pobratymców, ale w tamtej chwili dla Erathiela, te dwa szmaragdy były najpiękniejsze na świecie. Rude włosy przybyłej swobodnie opadały na plecy. Uszy sterczały na boki, nie miała w nich kolczyków, co było rzadko spotykane. Na jej twarzy malował się spokój, ale od całej jej postaci biła jakaś nienaturalna siła. Ubrana była w prostą czerwoną suknię przepasaną złotym pasem. Naszyjnik na jej szyi świecił delikatnym blaskiem.
Gdy jego opiekunka zobaczyła, z kim ma do czynienia, cofnęła się nieznacznie i ukłoniła lekko.
- Mogę wiedzieć, co ty wyprawiasz? - zapytała wybawicielka. Nie podniosła w żaden sposób głosu, a mimo to osoba, do której skierowała te słowa, nieznacznie się skuliła.
- Karzę go, pani - odpowiedziała cicho.
- A cóż takiego zrobił ten chłopiec, że wymaga  aż takiej kary?
Opiekunka nie odpowiedziała przez dłuższą chwilę. Erathiel był pewny, że wyciągnie wszystkie jego winy na światło dzienne, by rozmówczyni przyznała jej rację. Wtedy pewnie dostanie podwójną karę, bo przecież jego winy były straszliwe. Te wszystkie krzywe spojrzenia, słowa, których nigdy nie powinien wypowiadać, rozbudowane plany na wyrwanie się z tego nieprzyjaznego miejsca… Od tak dawna był karany, iż był pewien, że było to słuszne. To nie z jego niańką było coś nie tak, to on był niedorobiony, a ona próbowała go tylko naprostować… Żadna odpowiedź jednak nie padła.
- Wyjdź, Dossay, porozmawiam z tobą później.
Kobieta posłusznie opuściła pomieszczenie ze spuszczoną głową.
Tamtego dnia pierwszy raz spotkał Alkeridaris, wtedy jeszcze nie Sunstrider. Narzeczona księcia była spokojną i łagodną osobą, ale tylko dla tych, którzy na to zasługiwali. Erathiel szybko przekonał się, że był jedną z tych osób. Przyszła władczyni wytłumaczyła mu, że to, co się działo, było niewłaściwe i znalazła mu odpowiednią opiekę. Od razu poczuł do niej ogromny respekt, ale dopiero dzięki przyszłym wydarzeniom zrozumiał, że nie tylko przez swoje zachowanie elfka zasługuje na szacunek. To przez nią, a właściwie dzięki niej postanowił zostać na dworze i służyć księciu.

Nocna elfka nerwowo odgarnęła włosy z twarzy. Nie mogła za mocno uszkodzić schwytanego, co zdecydowanie ograniczało jej metody przesłuchiwania.
- Niby taki duży, a nadal potrzebuje niańki - odparła, próbując zmienić taktykę.
Tego Erathiel nawet nie skomentował. Spojrzał tylko z politowaniem na wojowniczkę. Miał już pewność, że go nie zabiją, więc mógł sobie pozwolić na dużo więcej. Tak naprawdę mógł zakończyć całą tę szopkę podając fałszywe imię i nazwisko, ale pewnie by mu nie uwierzyli, gdyby zrobił to od razu. Z pewnością nie mógł się przyznać do tego, kim jest. Jednak zachowanie kobiety sugerowało, że to nie jego szukają. Podejrzewał, że w miastach alianckich mogłyby się trafić jakieś jego podobizny, a przecież powinni wiedzieć, jak wygląda poszukiwany. Zanim jego rozmówczyni ponownie otworzyła usta, inna kobieta podeszła do niej i położyła jej rękę na ramieniu. Pokręciła głową na boki i tamta odmaszerowała. Nowo przybyła była dość podobna do poprzedniej. Zdawała się być trochę lepiej umięśniona, ale poza tym Aliantki mogły być siostrami.
- Wystarczy na chwilę spuścić kogoś z oczu i już wprowadza swoje dziwne metody. Może zaczniemy od początku… - Kobieta odsunęła się i spojrzała łagodnie na warlocka. - Nazywam się Dejana Nightstar. - Jeden z elfów przez chwilę wyglądał na przerażonego, co zasugerowało Erathielowi, że wojowniczka mówi prawdę. - Jestem dowódcą pierwszej misji zwiadowczej do Ghostlands.
To drugie było ewidentnym kłamstwem, co mistrz Iny odczytał bez trudu. Postanowił jednak podjąć temat i zagrać w grę, którą próbowała prowadzić elfka.
- Witaj Dejano, zwą mnie Teron Sunseeker. - Uśmiechnął się przy tym przyjaźnie.
Miał nadzieję, że jego uczennica nie wpadnie na jakiś głupi pomysł. Na przykład nie zacznie go szukać po okolicy. Oddział nocnych elfów miał co najmniej piętnaście członków. Dla niego samego mogłoby to być za dużo, a co dopiero dla młodej. Tak, zdecydowanie miał nadzieję, że Inarea po prostu wróci do Silvermoon i tam zacznie poszukiwania.

6 komentarzy:

  1. Uwielbiam szczegółowe opisy. Nie mogłem trafić lepiej. A co do długości posta, to, wg mnie, w sam raz :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakoś minął nam i 8 i 9... a notki ani widu ani nawet słychu :D
    Czekamy...

    OdpowiedzUsuń
  3. wzrok mi przeskoczył z "w końcu dowie się, co czytał jej mistrz." na "kształtny biust" i się zastanawiam, co on u diabła czyta xD

    OdpowiedzUsuń
  4. "Kobieta umiłowŁA sobie aż do przesady..." x
    Niesforna latorośl, hue hue.

    OdpowiedzUsuń