Inarea weszła do budynku, wewnątrz którego na środku dogasało ognisko. Coś jej nie pasowało. Obiegła wzrokiem pomieszczenie i dostrzegła porozrzucane posłania jej i mistrza. Książka, którą wcześniej czytał elf, leżała zdecydowanie zbyt blisko ognia. Torba wraz z kosturem warlocka były rzucone niedbale na podłogę. Tylko Erathiela nigdzie nie było...
Był zły. Przede wszystkim na siebie,
że dał się zaskoczyć jak dziecko. Zignorował krzyki, które dochodziły do jego
uszu, bo był pewny, że nie należą do Iny. Reszta go w tamtym momencie nie
obchodziła. Nawet gdy krzyki zaczęły się przybliżać, ani na chwilę nie oderwał
wzroku od książki. Nie podejrzewał, że ktokolwiek może mu tutaj zagrozić.
Myślał, że to duchy powróciły kolejny raz i jęczą nad swoim losem… Poniekąd
słusznie, ale dlaczego to musiał być jego problem?
Gdy nagle osłabł, zrozumiał, że
popełnił poważny błąd. Jego moc została zablokowana. Nie miał czasu zastanawiać
się, czy to przez zaklęcie, czy też sprawka jakiegoś przedmiotu. Poderwał się i
sięgnął po broń, ale było już za późno.
Dziewczyna podniosła rzeczy swojego
mistrza. Gdyby ich tu nie było, miałaby pewność że opuścił to miejsce celowo.
Rozejrzała się kolejny raz, ale nigdzie nie dostrzegła żadnej wskazówki.
Erathiel nie zostawił kartki czy innej informacji. Z drugiej strony, nie
widziała żadnych wyraźnych śladów walki. Kostur i torba mogły leżeć na ziemi od
wczoraj i po prostu nie zwróciła na nie specjalnej uwagi. Nie potrafiła
stwierdzić, czy elf zabrałby swoje rzeczy, gdyby gwałtownie musiał się gdzieś
udać.
Ina podeszła do książki i ją
podniosła. Postanowiła ją przekartkować. Może tam znajdzie jakiś ślad? Nawet
jeśli nie, w końcu dowie się, co czytał jej mistrz.
Elf pewnie rwałby sobie w tym momencie
włosy z głowy, gdyby akurat nie miał związanych rąk. Starał się za wszelką cenę
nie przewracać oczami, gdy wpatrywał się w kobietę przed sobą. Zupełnie
zapomniał, że nocne elfy kręciły się czasem po tej okolicy. Zwykle nie
atakowały, dlatego uznał je za mało ważne. Wojowniczka siedziała przed nim na
krześle i wyraźnie czekała, aż pierwszy się odezwie. Dzięki temu miał dużo
czasu, by się jej przyjrzeć.
Nie mógł zaprzeczyć, że była
atrakcyjna. Kształtny biust, wyraźnie zarysowane biodra i talia sprawiały, że
wyglądała bardzo kobieco. Twarz miała lekko pociągłą, ale nie odejmowało jej to
uroku. Do tego to przenikliwe spojrzenie… Pewnie mogła spodobać się niejednemu
mężczyźnie, ale Erathiel nie był jednym z nich. Nigdy nie ciągnęło go do
ciemnoskórych kuzynek, chociaż starał się nie przyznawać do tego głośno.
Szczególnie, gdy był jeszcze członkiem Przymierza. Dlatego po szybkich
oględzinach mężczyzna patrzył kobiecie w oczy. I czekał.
Ina nie ukrywała rozczarowania.
Pomiędzy stronami nie znalazła wetkniętej żadnej wiadomości od mistrza. Nie
miała pojęcia, gdzie elf się podział. Była pewna, że nie minęło dużo czasu,
odkąd udała się na górę. Słońce minęło już zenit, ale do nocy było jeszcze
daleko.
Chyba,
że minął cały dzień i cała noc… Dlatego Erathiel się zniecierpliwił. Ale
przecież by mnie nie zostawił tak po prostu. Musiałoby wydarzyć się coś
ważnego… Wiedział, gdzie jestem, mógł po prostu po mnie przyjść! Jednak
ciągle mówił, że muszę sama pokonać voida. Może nie chciał mi przeszkadzać…? -
dyskutowała przez chwilę ze swoimi myślami, po czym postanowiła wrócić do
książki.
Przedłużająca się cisza w końcu
znudziła nocną elfkę. Podniosła się zgrabnie z krzesła, przestawiła je za
Erathiela i popchnęła go. Mimowolnie usiadł.
- Kim jesteś i co tu robisz? -
zapytała oschle w języku ludzi.
- Jak widzisz, jestem elfem. Odwiedzam
dawnych przyjaciół - odparł spokojnie.
Ręka kobiety powędrowała do góry i w
bok tylko po to, by po chwili opaść na twarz przesłuchiwanego.
- Nie jestem ślepa! Konkrety,
bladzizno!
Warlock wykrzywił usta w lekkim
uśmiechu, co jeszcze bardziej rozjuszyło jego rozmówczynię. Nie on jeden był
rasistą w tym towarzystwie.
- Konkretnie, to jestem krwawym elfem
- powiedział niewinnie i cierpliwie. Jakby próbował wytłumaczyć coś dziecku.
Członkini Przymierza zacisnęła dłonie
w pięści.
- O imię pytam, imbecylu…
- Uczono mnie, że jeżeli chce się
poznać czyjąś godność, należy najpierw podać swoją.
- Nie interesuje mnie twoja godność,
tylko nazwisko.
Jak
wychować niesforne dziecko, poradnik dla żółtodziobów - Ina przeczytała w myślach tytuł.
Sama nie wiedziała, czy bardziej ją to wkurzyło, czy załamało. W jednej chwili
wyobraziła sobie Erathiela z doczepionym żółtym dziobem i większość złości jej
przeszła. Elf nie miał własnych dzieci, najprawdopodobniej nie miał żadnego
doświadczenia z młodymi. Podobno była jego pierwszym uczniem… Tak naprawdę nie
było nic złego w tym, że szuka jakiegoś wsparcia. Ina otworzyła tom na losowej
stronie.
- Przede wszystkim bądź z nim szczery.
Dzieci dużo łatwiej niż dorośli wyłapują kłamstwa i fałszywe emocje. Jeżeli
będziesz ukrywał powody swojego niezadowolenia, latorośl będzie pewna, że to
przez nią. Jeśli już na początku waszego wspólnego życia stracisz jej zaufanie,
bardzo ciężko będzie ci je odzyskać.
W tym momencie adeptka magii nawet
zaczęła się cieszyć, że jej mistrz czyta taką książkę. Zdecydowanie mu się
przyda taka lektura.
Oprawczyni nie uznała za stosowne
przedstawienie się Erathielowi, jednak z jakiegoś powodu bardzo chciała poznać
jego imię. Bardzo sprawnie lawirował wokół tematu, próbując wybadać, na czym
stoi. Nie zabili go, do tego zamiast dostarczyć go do stolicy, postanowili
przesłuchać go na miejscu. Czyli najprawdopodobniej szukają kogoś albo czegoś
konkretnego. Mężczyzna co jakiś czas sprawdzał, czy może już używać magii, ale
na razie nic się nie zmieniło. Każde zaklęcie w końcu przestaje działać, a
wtedy wystarczy mu chwila. Kilka uderzeń serca zanim ktoś się zorientuję i
spróbuje je odnowić. Alianci wyglądali na zmęczonych, co dawało nadzieję, że
któryś w końcu popełni błąd.
- Czy jesteś tutaj sam?
- Oczywiście. Opuszczone nawiedzone
budynki, to bardzo kiepskie miejsce na randkę…
Warlock poczuł kolejne uderzenie na
twarzy. Nie zrobiło ono na nim dużego wrażenia, co wkurzyło kobietę jeszcze
mocniej.
- Bijesz słabiej niż moja niańka… -
odparł po chwili.
Mimo upływu lat elf doskonale pamiętał
swoją opiekunkę. Kobieta umiłowała sobie aż do przesady wymierzanie młodemu
Erathielowi kar cielesnych. Czasem wystarczyło jedno niewłaściwe słowo, innym
razem tylko to, że krzywo się na kogoś spojrzał. Nie miało najmniejszego
znaczenia, że tamta osoba tego nie widziała.
Tamtego dnia obrywał za marzenia. Niańka
znalazła jego notatki, w których szczegółowo rozplanowywał swoje plany na
przyszłość. Nie przypominał sobie, by widział ją kiedyś aż tak zdenerwowaną.
Spaliła wszystkie kartki, co było karą samo w sobie, po czym przystąpiła do
bicia. Z każdym ciosem stawał się coraz mniejszy. Chciał po prostu zniknąć.
Gdy kolejne uderzenie nie nadeszło,
ośmielił się spojrzeć na kobietę. Jej ręka była dziwnie wygięta, a jej usta
mocno ściśnięte. Wyrwała się i obróciła, by stanąć twarzą w twarz z elfką,
która ją powstrzymała.
Oczy przybyłej jarzyły się zielonym
blaskiem. Nie wyróżniała się pod tym względem wśród pobratymców, ale w tamtej
chwili dla Erathiela, te dwa szmaragdy były najpiękniejsze na świecie. Rude
włosy przybyłej swobodnie opadały na plecy. Uszy sterczały na boki, nie miała w
nich kolczyków, co było rzadko spotykane. Na jej twarzy malował się spokój, ale
od całej jej postaci biła jakaś nienaturalna siła. Ubrana była w prostą
czerwoną suknię przepasaną złotym pasem. Naszyjnik na jej szyi świecił
delikatnym blaskiem.
Gdy jego opiekunka zobaczyła, z kim ma
do czynienia, cofnęła się nieznacznie i ukłoniła lekko.
- Mogę wiedzieć, co ty wyprawiasz? -
zapytała wybawicielka. Nie podniosła w żaden sposób głosu, a mimo to osoba, do
której skierowała te słowa, nieznacznie się skuliła.
- Karzę go, pani - odpowiedziała
cicho.
- A cóż takiego zrobił ten chłopiec,
że wymaga aż takiej kary?
Opiekunka nie odpowiedziała przez
dłuższą chwilę. Erathiel był pewny, że wyciągnie wszystkie jego winy na światło
dzienne, by rozmówczyni przyznała jej rację. Wtedy pewnie dostanie podwójną
karę, bo przecież jego winy były straszliwe. Te wszystkie krzywe spojrzenia,
słowa, których nigdy nie powinien wypowiadać, rozbudowane plany na wyrwanie się
z tego nieprzyjaznego miejsca… Od tak dawna był karany, iż był pewien, że było
to słuszne. To nie z jego niańką było coś nie tak, to on był niedorobiony, a
ona próbowała go tylko naprostować… Żadna odpowiedź jednak nie padła.
- Wyjdź, Dossay, porozmawiam z tobą
później.
Kobieta posłusznie opuściła
pomieszczenie ze spuszczoną głową.
Tamtego dnia pierwszy raz spotkał Alkeridaris, wtedy jeszcze nie Sunstrider. Narzeczona
księcia była spokojną i łagodną osobą, ale tylko dla tych, którzy na to
zasługiwali. Erathiel szybko przekonał się, że był jedną z tych osób. Przyszła
władczyni wytłumaczyła mu, że to, co się działo, było niewłaściwe i znalazła mu
odpowiednią opiekę. Od razu poczuł do niej ogromny respekt, ale dopiero dzięki
przyszłym wydarzeniom zrozumiał, że nie tylko przez swoje zachowanie elfka zasługuje
na szacunek. To przez nią, a właściwie dzięki niej postanowił zostać na dworze
i służyć księciu.
Nocna elfka nerwowo odgarnęła włosy z twarzy. Nie
mogła za mocno uszkodzić schwytanego, co zdecydowanie ograniczało jej metody
przesłuchiwania.
- Niby taki duży, a nadal potrzebuje niańki - odparła,
próbując zmienić taktykę.
Tego Erathiel nawet nie skomentował. Spojrzał tylko z
politowaniem na wojowniczkę. Miał już pewność, że go nie zabiją, więc mógł
sobie pozwolić na dużo więcej. Tak naprawdę mógł zakończyć całą tę szopkę
podając fałszywe imię i nazwisko, ale pewnie by mu nie uwierzyli, gdyby zrobił
to od razu. Z pewnością nie mógł się przyznać do tego, kim jest. Jednak
zachowanie kobiety sugerowało, że to nie jego szukają. Podejrzewał, że w
miastach alianckich mogłyby się trafić jakieś jego podobizny, a przecież powinni
wiedzieć, jak wygląda poszukiwany. Zanim jego rozmówczyni ponownie otworzyła
usta, inna kobieta podeszła do niej i położyła jej rękę na ramieniu. Pokręciła
głową na boki i tamta odmaszerowała. Nowo przybyła była dość podobna do
poprzedniej. Zdawała się być trochę lepiej umięśniona, ale poza tym Aliantki
mogły być siostrami.
- Wystarczy na chwilę spuścić kogoś z oczu i już
wprowadza swoje dziwne metody. Może zaczniemy od początku… - Kobieta odsunęła
się i spojrzała łagodnie na warlocka. - Nazywam się Dejana Nightstar. - Jeden z
elfów przez chwilę wyglądał na przerażonego, co zasugerowało Erathielowi, że
wojowniczka mówi prawdę. - Jestem dowódcą pierwszej misji zwiadowczej do
Ghostlands.
To drugie było ewidentnym kłamstwem, co mistrz Iny
odczytał bez trudu. Postanowił jednak podjąć temat i zagrać w grę, którą
próbowała prowadzić elfka.
- Witaj Dejano, zwą mnie Teron Sunseeker. - Uśmiechnął
się przy tym przyjaźnie.
Miał nadzieję, że jego uczennica nie wpadnie na jakiś
głupi pomysł. Na przykład nie zacznie go szukać po okolicy. Oddział nocnych
elfów miał co najmniej piętnaście członków. Dla niego samego mogłoby to być za
dużo, a co dopiero dla młodej. Tak, zdecydowanie miał nadzieję, że Inarea po
prostu wróci do Silvermoon i tam zacznie poszukiwania.
Uwielbiam szczegółowe opisy. Nie mogłem trafić lepiej. A co do długości posta, to, wg mnie, w sam raz :D
OdpowiedzUsuńJakoś minął nam i 8 i 9... a notki ani widu ani nawet słychu :D
OdpowiedzUsuńCzekamy...
Nie ogarnęłam... Notka jutro.
Usuńwzrok mi przeskoczył z "w końcu dowie się, co czytał jej mistrz." na "kształtny biust" i się zastanawiam, co on u diabła czyta xD
OdpowiedzUsuń"Kobieta umiłowŁA sobie aż do przesady..." x
OdpowiedzUsuńNiesforna latorośl, hue hue.
Zmienione :)
Usuń