Przebudzenie

Dobry wieczór! Nie będzie dzisiaj kontynuacji Demon Dance... Postanowiłam wrzucić Wam jednak coś innego do poczytania, zamiast mnożyć kolejne wymówki. Poniżej znajdziecie moje opowiadanie z 2012 roku, które wygrało w konkursie literackim Płockich Dni Fantastyki. Temat: "Płock w przyszłości". Jest to zupełnie inna tematyka niż DD, ale mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Uzupełniłam również Kulisy do notki 74. Miłej lektury życzę!


Przebudzenie

Nowy dom.
Tak kazali mi nazywać to miejsce. Jakby dom był tylko budynkiem - gołymi ścianami, pozbawionymi jakichkolwiek oznak życia. Nie, nie chodzi mi wcale o grzyby naścienne, tylko o meble, obrazy, zadrapania – jakiekolwiek ślady ludzkiej ingerencji. Tu ich nie było.
Źle zniosłam przeprowadzkę. Rodzina w ogóle ze mną nie rozmawiała, po prostu wrzucili mnie w nową rzeczywistość i kazali się dostosować.
Kolejne dni mijały, nie wypełniało ich nic szczególnego. Aż do tamtego wybuchu. Głośny huk, jasny błysk, a następne, co pamiętałam, to duszność i pustka…
Gdy otworzyłam oczy, nic się nie zgadzało. Czyżbyśmy ponownie się przeprowadzili? Tym razem puste ściany i sufit nie wywołały we mnie żadnej reakcji. Próbowałam się podnieść, ale zostałam gwałtownie przyciągnięta z powrotem. Spojrzałam na swoje ręce – byłam przykuta kajdankami do łóżka.
Kroki niosły się echem z daleka, ktoś się zbliżał. Za drzwiami usłyszałam głosy.

- Minęło tyle czasu, myślisz, że w końcu będzie w stanie się obudzić? – spytał jakiś mężczyzna.
- A czy na pewno tego byśmy chcieli? – odpowiedział mu gruby, męski głos.
Dziewczyna napięła mięśnie i wsłuchiwała się przez chwilę w odgłosy. Kimkolwiek byli rozmawiający, zdecydowanie się zbliżali.
Usłyszała trzask i kajdanki otworzyły się, po czym z głośniczka umiejscowionego pod sufitem zaczął wydobywać się mechaniczny kobiecy głos:
„Uwaga, w związku z awarią systemu zabezpieczeń zostaje wprowadzony kod bezpieczeństwa S32. Prosimy wszystkich o powrót do swoich pokoi i umieszczenie dłoni w czytnikach.”
Do jej uszu dotarło jeszcze zrezygnowane westchnięcie, po czym mężczyźni oddalili się. Usiadła i rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym przyszło jej się znaleźć. Pokój był pusty. Znajdowało się w nim tylko łóżko, na którym właśnie siedziała, umywalka, a nad nią lustro. Dziewczyna postanowiła się podnieść, ale jak tylko spróbowała stanąć na nogach, te odmówiły jej posłuszeństwa. Opadła niemal bezwładnie na kolana, ale nie poczuła bólu. Lekko zdezorientowana rozmasowała nogi, zanim spróbowała ponownie stanąć. Zbliżyła się małymi kroczkami do lustra.
Wpatrywało się w nią dwoje pustych, zielonych oczu. Przeczesała palcami czarne włosy, zdecydowanie dłuższe, niż pamiętała. Twarz i figura pozostały praktycznie bez zmian. Nie zgadzał się strój – biała, bardzo cienka koszula oraz…
Całe jej ramiona, przedramiona oraz zgięcia łokci były pokryte kropkami. Gdy przejechała po nich palcem, stwierdziła, że niektóre są lekko wypukłe. Nie przypominało to żadnej wysypki, bardziej ślady po igłach – miała podobne po badaniach w szkole, ale nie w takiej ilości.
W pokoju nie było okien, były tylko drzwi, do których przed komunikatem alarmowym zbliżały się głosy. Nie mając lepszych perspektyw zbliżyła się do wyjścia.
Brak klamki. Przy drzwiach znajdował się mały monitor, ale nic nie było na nim wyświetlone. Podeszła bliżej i w tym momencie drzwi odsunęły się w bok, wpuszczając ją do ponurego korytarza. Ze wszystkimi innymi było to samo. Rozglądała się i zaglądała do każdego pomieszczenia. Korytarze i pokoje, do których wchodziła, były dziwne. Część z nich zajmowały meble, resztę miejsca wypełniały sprzęty, których nie potrafiła nazwać. Kręciła się dłuższy czas szukając wyjścia albo kogokolwiek – bezskutecznie.

***
Patrząc na nią miewałem wątpliwości. Wyglądała tak zwyczajnie… jak każde dziecko z tej okolicy, sprzed wybuchu oczywiście.
Historia nazwałaby nas zbrodniarzami, gdyby ludzie dowiedzieli się, że to my odpowiadaliśmy za tamten wybuch. Ciężko zliczyć ile ludzi zginęło, zostało poparzonych bądź uszkodzonych w inny sposób. My nigdy o sobie jednak tak nie myśleliśmy. Jesteśmy naukowcami. To, co zrobiliśmy, uczyniliśmy tylko i wyłącznie dla poznania i przetrwania ludzkości. Przynajmniej to lubiliśmy powtarzać sobie każdej nocy przed snem, by uspokoić sumienie.
*
Badania, którymi się zajmujemy, zaczęto prowadzić niedługo po obradach „Okrągłego Stołu”. Przemiany polityczne, które nie wszystkim pasowały, wywołały w niektórych potrzebę… posiadania armii?
Pracujemy w sekrecie, mając niemal nieograniczony budżet, jednak kilkadziesiąt lat temu istnienie komórki Z, jak się określaliśmy, było zagrożone. Od dawna istniała teoria, że ewolucja sama wytworzy w końcu człowiekowi naturalnego wroga. Mało kto jednak przyjmował do wiadomości, że będzie to inny człowiek. Na podstawie analizy genetycznej wysnuto teorię, że w pewnym momencie zaczną rodzić się pojedyncze jednostki, będące jednocześnie ludźmi i ich naturalnymi antagonistami.
*
Wiele testów i badań, które prowadziliśmy w różnych częściach kraju, spełzło na niczym. Nie znaleźliśmy ani śladu szukanych przez nas przemian genetycznych – może jeszcze za wcześnie? Udziałowcy, o których napiszę później, chcieli się wycofać ze względu na totalny brak efektu naszych działań przez ponad 20 lat.
*
To była jedna z ostatnich grup kontrolnych – pod pretekstem badań finansowanych przez szkołę, w dwóch klasach pobrano próbki. Rezultaty zaskoczyły nas wszystkich. Mieliśmy jeden wynik pozytywny. Jeden, na kilkanaście milionów przeprowadzonych badań. Mogła to być zwykła pomyłka, błąd ludzki przy mieszaniu odczynników bądź cokolwiek innego. Nie mogliśmy jednak nie sprawdzić tego światełka w tunelu.
Rodziców było łatwo namówić na kolejne badanie, wystarczyło pomachać im sfałszowanymi wynikami przed nosem i postraszyć, że jeżeli tego nie sprawdzimy ponownie, może się okazać, że ich dziecko jest poważnie chore. Który rodzic nie zgodziłby się na to, biorąc pod uwagę, że laboratorium wzięło na siebie koszty badania, bo są przekonani o pomyłce?
*
Kolejna próbka, znów wynik pozytywny. Byliśmy coraz bardziej podekscytowani. Teraz wystarczyło tylko umieścić dziewczynę w szpitalu, bo takiej płci okazał się być nasz obiekt, bądź upozorować porwanie. Ku naszemu zdziwieniu rodzice odmówili dalszej współpracy. Nasza komórka wywiadowcza doniosła, że matka dziewczyny kontaktowała się ze znajomymi lekarzami i oni nigdy nie słyszeli o nazwie choroby, jaką podawaliśmy. Na dodatek w środowisku zaczęły krążyć plotki, jak co kilka lat, że ktoś przeprowadza eksperymenty na dzieciach. Rodzina odmówiła wydania nam dziecka i zaczęła rozważać przeprowadzkę za granicę. Nie mogliśmy do tego dopuścić.
Różnymi kanałami zablokowaliśmy wydanie rodzinie odpowiednich dokumentów, przez co zmuszeni byli zostać w kraju jeszcze przez jakiś czas. Nieświadomi, że obserwujemy każdy ich ruch, postanowili zmienić nazwisko i przeprowadzić się do innej części kraju. Kto mógłby im bardziej pomóc, niż najbliżsi znajomi? Nie zdając sobie sprawy, że przenoszą się niedaleko naszej siedziby, zamieszkali w Płocku.
*
Musieliśmy działać w ukryciu, porwanie nie wchodziło w grę. Sprawa trafiłaby do mediów i ktoś mógłby zacząć kopać nie w tym miejscu, co trzeba – tajność naszej komórki nie podlegała dyskusji. Z tego powodu, z miesiąca na miesiąc, przygotowywaliśmy kolejne elementy wielkiego planu.
*
Na podstawie próbek, które zdążyliśmy pobrać, mogliśmy stwierdzić, że dziewczyna jest odporna na każdą znaną chorobę (oraz na kilka tych, które trzymamy szczelnie zamknięte w laboratoriach). Podejrzewaliśmy, że organizm 0 będzie miał wysoką odporność, ale nie aż tak.
*
Mamy dwóch udziałowców. Jednym z nich, co chyba oczywiste, jest wojsko. Broń ostateczna, będąca i niebędąca jednocześnie człowiekiem. Według pierwszych teorii obiekt powinien być nienaturalnie agresywny oraz całkowicie pozbawiony uczuć. Nasze dotychczasowe obserwacje nie potwierdziły spekulacji o agresji, ale nie zaprzeczyły tej o uczuciach. Żołnierz idealny – wykonujący bez zastanowienia każdy rozkaz, do tego niesamowicie odporny na wszystko, co jest w stanie zaserwować mu wróg podczas wojny biologicznej… i w teorii atomowej (ta teoria czeka na sprawdzenie).
Drugim naszym sponsorem jest jedna ze spółek farmaceutycznych. Podobno to oni byli inicjatorami szukania jednostki 0, ale nie jestem w stanie potwierdzić tej informacji. Jak można się domyśleć, ich zainteresowanie dotyczy głównie niesamowitej odporności naszego obiektu. Mają podpisaną w tym względzie wyłączność, co oznacza, że mogą próbować wynaleźć lekarstwo na każdą chorobę bądź zablokować dostęp całego świata do niego. Z mojej znajomości koncernów skłaniałbym się raczej do tej drugiej opcji, ale to nie moja sprawa.
Nie mam potwierdzenia, czy nasi udziałowcy o sobie wiedzą, ale podejrzewam, że tak. Jednak przed odkryciem jednostki 0 nie wchodzili sobie w drogę.
*
Jednostka 0, określana przez nas po prostu ZERO, liczyła lat 12, gdy ją odkryliśmy i 14, gdy przystąpiliśmy do badań.
*
23 grudnia 2012 roku był podawany jako data końca świata, postanowiliśmy to wykorzystać. Długo przygotowywano specjalna mieszankę, która miała wywołać wybuch, panikę oraz śmierć. Założenie było proste, w panice, podczas klęski, nikt nie zwróci uwagi na brak jednej osoby. Czy musieliśmy zadziałać tak drastycznie? Pewnie nie, ale wojsko nalegało, by przetestować bombę, którą opracowali ich naukowcy. Nie mieliśmy dużo do powiedzenia, a przynajmniej to lubimy sobie powtarzać. Nikt jednak nie podejrzewał, że skutki będą aż tak katastrofalne.
Zniszczone zostały Osiedle Dworcowa oraz Osiedle Wyszogrodzka, a Osiedle Międzytorze spłonęło doszczętnie. Wybraliśmy cel dość daleko od petrochemii z kilku powodów – była tam szkoła obiektu, nie chcieliśmy ryzykować utraty źródła utrzymania regionu oraz, co chyba było najważniejsze, nasza baza już wtedy mieściła się pod petrochemią.
*
Oficjalne informacje mówiły o dwudziestu tysiącach zabitych, dwóch tysiącach rannych i kilkudziesięciu zaginionych. Rany przypominały oparzenia kwasowe bądź chemiczne – paskudna sprawa. Według badań rządowych ekspertów nastąpiła erupcja nieznanego wcześniej wulkanu, jednak był to wybuch jednorazowy i nigdy więcej nie powstanie. Za dużo gazów, cieczy i odpadów zgromadziło się w jednym miejscu i niestety znalazło ujście tuż obok Zespołu Szkół Nr 1.
*
Na podstawie badań próbek twierdziliśmy, że kwas nawet nie zaszkodzi Zero. Na szczęście się nie pomyliliśmy. Wywołaliśmy reakcję chemiczną, gdy dziewczyna była w drodze ze szkoły, by nie ryzykować, że przywalą ją gruzy budynku. Straciła przytomność pod wpływem huku, dzięki czemu mogliśmy ją bezpiecznie przetransportować do naszej siedziby. Pojawił się jednak problem – nie potrafiliśmy jej obudzić.
*

Skoro to takie tajne i w ogóle, dlaczego o tym piszę? Zostałem zobligowany do napisania dziennika, na bezpiecznym komputerze, odciętym od wszelkich sieci. Każdy z pracujących tu naukowców musi taki napisać – przedstawić swój punkt widzenia. Tworzymy tym samym zapis tego, co robimy, jak postrzegamy niektóre wydarzenia po latach… i liczymy, że historia uzna nas za wybawicieli ludzkości, a przynajmniej Polaków.
*
Natura postanowiła stworzyć naturalnego wroga ludzkości, jednak procesy ewolucyjne są powolne. Nasz obiekt ZERO był najpewniej jednym z pierwszych stadiów zmian, ale my nie mieliśmy czasu ani ochoty czekać.
*
Według naszych testów aktywność mózgowa Zero zaczęła wracać do normy. Możliwe, że dzisiaj się obudzi, właśnie idę to sprawdzić.
Spisane przez dr Marczewskiego 12 kwietnia 2062 roku

***
Dziewczyna wpatrywała się beznamiętnie w monitor po przeczytaniu ostatnich słów. Wiedziała, że powinna coś poczuć, ale w środku miała tylko pustkę. Trafiła do tej sali krążąc po budynku – był tu stary sprzęt, podobny do tego, na jakim pracowała w szkole. Tylko jeden komputer był wtedy włączony i właśnie przed nim usiadła.
Z odrętwienia wyrwał ją kolejny komunikat nadawany przez megafony:
„Dziękujemy wszystkim za współpracę i jednocześnie prosimy o umieszczenie swoich identyfikatorów w widocznym miejscu podczas poruszania się po budynku. System monitoringu i pozostałe zabezpieczenia powinny zostać przywrócone w ciągu kilkunastu minut.”
Coś się nie zgadzało. Dziewczyna wpatrywała się w nazwisko lekarza i datę. Nie mogła znaleźć logicznego wytłumaczenia na to, co przeczytała. Jakoś nie poruszył nią fakt, że powinna być zasuszoną staruszką. Zresztą ludzie tak długo nie żyją. Nie mogła zrozumieć, jak lekarz, który pobierał od niej próbki do badań sprawdzających, nadal mógł żyć. Chociaż zawsze to mógł być jego syn albo nawet wnuk. Nie tłumaczyło to jednak faktu, dlaczego dziennik był prowadzony nieprzerwanie od ponad siedemdziesięciu lat…
- Tu jesteś.
Obejrzała się na dźwięk męskiego głosu. Spokojnie podniosła się z krzesła i podeszła na odległość kroku do doktora, milczała. Wpatrywała się w jego biały płaszcz i broń, którą nosił przy pasku.
- Kto by się spodziewał, że zabezpieczenia padną akurat w dniu, w którym się obudzisz - roześmiał się serdecznie.
Znała go. Spotkała go już wcześniej. Jednak nie rozumiała, jakim cudem stał teraz tuż przed nią.
- Widzę, że przeczytałaś mój dziennik. Pewnie masz wiele pytań.
Milczała przez chwilę.
- Czy moi rodzice żyją? – spytała spokojnie, z dużą dozą obojętności.
Doktor wyglądał na zmieszanego, ale odniosła wyraźne wrażenie, że było to udawane. Coś ukrywał.
- Nie było ich wtedy w domu… - zaczął niepewnie. – Monitorujemy ich, ostatnio byli na wyjeździe w Szwajcarii.
Monitorowaliśmy ich, bo mieliśmy nadzieję, że poczną jeszcze jedno dziecko – niestety nadzieje te spełzły na niczym. Pobieraliśmy próbki, ale nie udawało nam się doprowadzić do zapłodnienia. Liczyliśmy, że zdobędziemy nowy materiał do badań, ale cóż, widać uczyniłaś matkę bezpłodną.
W jej głowie nagle pojawiła się myśl. Naukowiec uśmiechnął się sympatycznie, a dziewczyna odruchowo cofnęła się o krok.
- Aha… - odparła po chwili.
- Masz jeszcze jakieś pytania?
Zanim nie przystąpimy do badań? Zapowiada się, że po raz pierwszy uda nam się przeprowadzać eksperymenty na żywym obiekcie.
Pierwszy raz w życiu poczuła ekscytację. Co dziwne, była przekonana, że to uczucie nie należy do niej. Lekko zdezorientowana pokręciła głową.
- To podejdź do mnie.
Powinnaś wykonać każde moje polecenie. Tak mi powiedzieli. W końcu będziemy mogli uzyskać wiele odpowiedzi, których Zero nie była w stanie nam udzielić.
Instynktownie zrobiła kolejny krok do tyłu. Na twarz doktora wkroczyło zdziwienie, tym razem jego mimika odpowiadała temu, co poczuła.
- Zero, spokojnie. Nie po to czekaliśmy pięćdziesiąt lat na twoje przebudzenie, żeby robić ci krzywdę.
Zero pięć. Nie po to preparowałem ten cholerny dziennik, by okazało się, że mutacja zadziałała nie tak, jak powinna. Każda kolejna próba przybliżała nas do tej chwili. Mam nadzieję, że będziesz moim szczęśliwym numerkiem i nie będę musiał budzić szóstki.
Na twarz dziewczyny wkroczył uśmiech. Wredny uśmiech.
- Popełniłeś błąd, jeden z wielu.
Po chwili wpatrywania się w jego oczy poczuła coś dziwnego. Strach. Jednak to uczucie też nie należało do niej.
- Nie powinniście byli mnie budzić.
Naukowiec patrzył jej spokojnie w oczy. Widział w nich tylko zimną obojętność. Nawet chwilę po tym, gdy wbiła dłoń w jego klatkę piersiową. Jego ciało osunęło się bezwładnie na ziemię, a dziewczyna wlepiła wzrok w czerwoną lampkę przy kamerze. Sprezentowała patrzącym uśmiech pełen białych zębów.

Nazywam się Zero i jestem eksperymentem naukowym. Najokropniejszym eksperymentem, jaki kiedykolwiek został powołany do życia.

2 komentarze:

  1. Masz niesamowity talent. Mam nadzieję, ze będziesz dalej pisać. Być może kiedyś przeczytam twoją książkę.
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń