33

Zgodnie z przewidywaniami, gdy demon zniknął, stojący najbliżej przeciwnicy rozpierzchli się we wszystkich kierunkach. Dziewczyna zamknęła oczy i starała sie rozeznać w otoczeniu. Gdzieś w okolicy powinny być jeszcze jakieś źródła energii. Ktoś, kto przywołał takiego demona, musiał przecież mieć wielką moc... Tak, wyczuwała ją, ale jeszcze nie była w stanie wskazać kierunku. Potrzebowała jeszcze chwili, by ją odnaleźć. Gdy niemal dotknęła źródła swoimi myślami, poczuła dotyk na ramieniu. Odruchowo cofnęła się i zaczęła rzucać zaklęcie. Spojrzała na Rida i przerwała czar. Chwilę po tym, jak rozluźniła palce, energia rozprysła się we wszystkich kierunkach.
- Pytałem, czy potrzebujesz tych... bransolet - patrzył na nią lekko skonsternowany.
Dziewczyna spojrzała na ręce przyjaciela i dostrzegła przedmioty, o których mówił. Nie wyglądały specjalnie ciekawie. Czerwone w fioletowej otoczce, do tego zdawały się być poprzecierane przez poprzedniego właściciela, kimkolwiek on był. Nie mogła jednak pozbyć się wrażenia, że mimo zwykłego wyglądu, bransolety są niezwykłe.
Poczuła, że powinna je wziąć. Słyszała o przedmiotach zwiększających siłę i możliwości tego, kto je nosił, przykładem był kostur Erathiela, który kiedyś ten dał jej do potrzymania. Nie miała wątpliwości, że bransolety trzymane przez Rida także są taką rzeczą. Powinna je chcieć. Potrzebowała ich, by stać się silniejszą. Im szybciej uda jej się zmienić z adepta w warlocka, tym prędzej będzie mogła odnaleźć rodzinę.
Wyciągnęła rękę w stronę Rida, ale po chwili ją cofnęła.
- Weź je... Tobie przydadzą się bardziej.
Nie uważam, by to był dobry pomysł...
- Ale...?
- Nie mam teraz czasu z tobą dyskutować - stwierdziła pewnie, zerkając przelotnie na demona. - Musimy iść dalej, w tamtym kierunku... - uniosła rękę i wskazała na wprost.
Najpierw zwróciła się do Rida w ich języku, a następnie skierowała się do reszty grupy.
- Przecież zabiliśmy już Głównego Złego - orczyca uśmiechnęła się dziwnie zadowolona z siebie. - Powinniśmy wrócić i zdać raport.
- Nie możemy...
- Znowu coś ci się wydaje?
Zanim Ina zdążyła cokolwiek odpowiedzieć na zaczepkę wojowniczki, orczyca została zdzielona po głowie przez łotrzyka.
- Chyba powinienem ci przypomnieć, jak się omal nie skończyło dla nas ostatnim razem twoje stwierdzenie, że długouchej coś się przywidziało i że lepiej jej nie brać ze sobą.
Dziewczyna westchnęła cicho i przetłumaczyła kapłanowi słowa reszty. Elf wzruszył ramionami z rezygnacją. Nieumarły powiedział do orczycy jeszcze kilka niemiłych zdań, po czym zwrócił się do Iny.
- Rozumiem, że tych demonów jest więcej?
- Nie... - powiedziała niepewnie, czym wywołała konsternacje na twarzy łotrzyka. - Nie ten demon wywołał to wszystko, on był tylko narzędziem. Pozostali nam jeszcze ci, którzy go tutaj przywołali.
- Czyli warlocy... z nimi zawsze same problemy - Enyd uśmiechnął się ironicznie do Iny. - Chodź, zielonoskóra, trzeba stłuc jeszcze parę karków.

Po pokonaniu kolejnych grup orków coś drużynie przestało pasować. Niektórzy z nich przed śmiercią mówili dziwne rzeczy. Palące ostrza, płonące ostrza. Twierdzili, że Thrall ich zdradził, że on nigdy nie powinien zostać przywódcą orków. Zdawało się, że to był powód zagnieżdżenia się ich pod Orgrimmarem. Nie tłumaczyło to jednak tego, dlaczego nie atakowali, tylko knuli. W normalnych okolicznościach byłoby to zrozumiałe, ale w każdym pokonanym przeciwniku drużyna wyczuwała falę złości. Nie miała ona ujścia, a mimo to orki nie atakowały miasta. Wydawało się, że ktoś stoi z tyłu i pociąga za sznurki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz