- Pytałem,
czy potrzebujesz tych... bransolet - patrzył na nią lekko skonsternowany.
Dziewczyna
spojrzała na ręce przyjaciela i dostrzegła przedmioty, o których mówił. Nie
wyglądały specjalnie ciekawie. Czerwone w fioletowej otoczce, do tego zdawały
się być poprzecierane przez poprzedniego właściciela, kimkolwiek on był. Nie
mogła jednak pozbyć się wrażenia, że mimo zwykłego wyglądu, bransolety są
niezwykłe.
Poczuła, że
powinna je wziąć. Słyszała o przedmiotach zwiększających siłę i możliwości
tego, kto je nosił, przykładem był kostur Erathiela, który kiedyś ten dał jej
do potrzymania. Nie miała wątpliwości, że bransolety trzymane przez Rida także
są taką rzeczą. Powinna je chcieć. Potrzebowała ich, by stać się silniejszą. Im
szybciej uda jej się zmienić z adepta w warlocka, tym prędzej będzie mogła
odnaleźć rodzinę.
Wyciągnęła
rękę w stronę Rida, ale po chwili ją cofnęła.
- Weź je...
Tobie przydadzą się bardziej.
Nie
uważam, by to był dobry pomysł...
- Ale...?
- Nie mam
teraz czasu z tobą dyskutować - stwierdziła pewnie, zerkając przelotnie na
demona. - Musimy iść dalej, w tamtym kierunku... - uniosła rękę i wskazała na wprost.
Najpierw
zwróciła się do Rida w ich języku, a następnie skierowała się do reszty grupy.
- Przecież
zabiliśmy już Głównego Złego - orczyca uśmiechnęła się dziwnie zadowolona z
siebie. - Powinniśmy wrócić i zdać raport.
- Nie
możemy...
- Znowu coś
ci się wydaje?
Zanim Ina
zdążyła cokolwiek odpowiedzieć na zaczepkę wojowniczki, orczyca została
zdzielona po głowie przez łotrzyka.
- Chyba
powinienem ci przypomnieć, jak się omal nie skończyło dla nas ostatnim razem
twoje stwierdzenie, że długouchej coś się przywidziało i że lepiej jej nie brać
ze sobą.
Dziewczyna
westchnęła cicho i przetłumaczyła kapłanowi słowa reszty. Elf wzruszył
ramionami z rezygnacją. Nieumarły powiedział do orczycy jeszcze kilka niemiłych
zdań, po czym zwrócił się do Iny.
- Rozumiem,
że tych demonów jest więcej?
- Nie... -
powiedziała niepewnie, czym wywołała konsternacje na twarzy łotrzyka. - Nie ten
demon wywołał to wszystko, on był tylko narzędziem. Pozostali nam jeszcze ci,
którzy go tutaj przywołali.
- Czyli
warlocy... z nimi zawsze same problemy - Enyd uśmiechnął się ironicznie do Iny.
- Chodź, zielonoskóra, trzeba stłuc jeszcze parę karków.
Po pokonaniu
kolejnych grup orków coś drużynie przestało pasować. Niektórzy z nich przed
śmiercią mówili dziwne rzeczy. Palące ostrza, płonące ostrza. Twierdzili, że
Thrall ich zdradził, że on nigdy nie powinien zostać przywódcą orków. Zdawało
się, że to był powód zagnieżdżenia się ich pod Orgrimmarem. Nie tłumaczyło to
jednak tego, dlaczego nie atakowali, tylko knuli. W normalnych okolicznościach
byłoby to zrozumiałe, ale w każdym pokonanym przeciwniku drużyna wyczuwała falę
złości. Nie miała ona ujścia, a mimo to orki nie atakowały miasta. Wydawało
się, że ktoś stoi z tyłu i pociąga za sznurki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz