- Nie idziesz, dziecko? Mówiłam ci, że tu jest
niebezpiecznie.
Przejrzysta kobieta wyciągnęła rękę w stronę Inarei.
Elfka bała się poruszyć, ale nie chciała też być dotknięta przez widmo.
Obawiała się, że gdy duch się z nią zetknie, będzie to miało efekt podobny do
ataku voidwalkera. Wolałaby ponownie nie oglądać złych scen ze swojego
dzieciństwa w tak krótkim czasie.
Dejana nerwowo przygryzła wargę i przez kilka uderzeń
serca przyglądała się w milczeniu więźniowi.
- Nadal nie powiedziałeś mi, co tu właściwie robisz.
Erathiel wyglądał, jakby próbował się słabo roześmiać,
ale wyszło mu to dość nerwowo i sztucznie. Dokładnie tak, jak chciał, by to
wyglądało.
- Nie przypominam sobie, byś mnie o to zapytała -
odpowiedział spokojnie. - Jeżeli dobrze kojarzę, to zapytała o to twoja
towarzyszka, na początku rozmowy.
Czujnie obserwował reakcję wojowniczki. Zgodnie z jego
przewidywaniami, kobieta się zawstydziła, chociaż za wszelką cenę próbowała to
ukryć. Po części było to przyznanie się do tego, że była w okolicy od początku
jego rozmowy z jej zastępczynią. Powstrzymała bicie dopiero, gdy zrozumiała, że
nie przyniesie to oczekiwanego rezultatu. Słyszał o tej metodzie. Dobry przesłuchujący
i zły przesłuchujący. Podobno bardzo skuteczna w większości przypadków.
Erathiel jednak lubił należeć do wyjątków. Odchrząknął.
- Odwiedzam starych znajomych. Takich, którzy nie
powinni odejść z tego świata, a na pewno nie w taki sposób.
Nocne elfy musiały wiedzieć o duchach kręcących się w
starych budowlach. Nie tylko dlatego, że go tam schwytali, ale głównie ze
względu na blokadę magii, której użyły. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślał?
To, że nie mógł użyć mocy było najprawdopodobniej tylko skutkiem ubocznym ich
zabezpieczeń przed zjawami.
- Padnij!
Ina nie była pewna, czy się przesłyszała, czy ktoś się
do niej naprawdę zwrócił. Mimo to wykonała polecenie i kucnęła. Tuż nad jej
głową coś przeleciało, zacisnęła powieki i czekała. Usłyszała przeraźliwy
krzyk, po czym nastała cisza. Dziewczyna podniosła się z ziemi i odwróciła się
wyciągając kostur przed siebie. Stanęła oko w oko z wielkim czarnym
niedźwiedziem. Cofnęła się odruchowo, ale zaraz zastygła w bezruchu. Nie
pamiętała, jak powinno się reagować przy dzikich zwierzętach. Wiedziała, że
przy jednych należy się nie ruszać, przy innych udawać martwą, a przy jeszcze
innych uciekać gdziekolwiek, byle nie na drzewo. W głowie jednak miała w tym
momencie pustkę, a niedźwiedź wyszczerzył groźnie zęby.
Warlock upewnił się, czy więzy dobrze trzymają. Sznur
zaczynał go uwierać i jak tak dalej pójdzie, nabawi się ran, które będą długo
szpecić jego nadgarstki. Gdyby mu zależało, byłby to dobry sposób na zarwanie
do jakiejś dziewoi, ale od dawna nie to było mu w głowie.
- Na dodatek, o ile wolno mi nadmienić… Według mojej
wiedzy to terytorium Hordy, a wy jako goście traktujecie mnie jak intruza.
- Czasowo ten obszar jest zajęty przez nasze wojska -
odpowiedziała wyuczoną formułką.
Nikt nie nazwałby tej otaczającej wojowniczkę grupki
maruderów wojskiem. Jej słowa wprost powiedziały Erathielowi, że nocnych elfów
jest tu więcej… Dużo więcej.
- Czy jesteś tu sam, czy przyszedłeś odwiedzić
znajomych z kimś jeszcze? - Dejana zapytała po chwili.
Znów pytanie o towarzysza. Wysoce prawdopodobne było,
że szukają innego krwawego elfa. Tylko co właściwie Przymierze mogłoby od
któregoś chcieć…? Oczy mistrza Iny rozszerzyły się na chwilę, potrząsnął jednak
głową, by ukryć swoją konsternację. Jedyną możliwością wydało mu się to, że
Alianci szukają swojego szpiega, który postanowił uciec. Wysłanie jednak małej
armii po jedną osobę wydało mu się dziwne.
- Coś nie tak? - zapytała przesłuchująca z dziwną
troską w głosie.
- Więzy mnie uwierają, podejrzewam że są już nieźle
zakrwawione.
Wojowniczka nie wahała się, nie spojrzała na nikogo,
by upewnić się w swojej decyzji. Erathiel w myślach układał plan ataku. Podeszła
do warlocka, oparła dłoń na jego ramieniu i spojrzała na jego nadgarstki.
- Krwi jak na razie nie widać, ale może znajdziemy coś
innego niż sznur. Rozwiązać z oczywistych względów cię nie mogę - powiedziała,
rozbijając w proch myśli mężczyzny o łatwej ucieczce. Pozostało mu tylko
uśmiechnąć się lekko i wzruszyć ramionami.
Inarea i czarny niedźwiedź wpatrywali się w siebie.
Każde zdawało się czekać, aż drugie wykona jakiś ruch. Dziewczyna obawiała się
oddychać za głośno, żeby nie sprowokować zwierzęcia.
- Nie powinnaś chodzić tu sama - do jej uszu dotarły
słowa wypowiedziane w języku orków.
Zdezorientowana elfka rozejrzała się na boki, ale nie
dostrzegła nikogo. Duchy trzymały się w pewnej odległości i żaden z nich nie
ośmielił się zbliżyć na dystans 15 metrów.
- Tu jestem - głos zdawał się być rozbawiony.
Adeptka magii spojrzała na zwierzę stojące przed nią. Wbrew
swojej masywnej posturze, miś przemówił młodym męskim głosem.
- Nie jestem… Nie byłam tu sama - odpowiedziała
niepewnie.
Zwierzę poruszyło się niespokojnie i usiadło na ziemi.
Ina nie musiała już zadzierać głowy, chcąc patrzeć mu w oczy.
- Zgubiłaś rodziców?
Pokręciła głową starając się ułożyć w myślach jakąś
logiczną odpowiedź. Nie wiedziała, z kim ma do czynienia i jakie zamiary ma
istota przed nią. Miś przekrzywił głowę na bok, oczekując odpowiedzi.
- Byłam tu z kolegą - sama nie wiedziała, dlaczego
skłamała. Ta wersja wydawała jej się bezpieczniejsza. - Jakiś hałas go
zaniepokoił i pobiegł w krzaki. Próbowałam go dogonić, ale nie udało mi się to.
- To twoje rzeczy, czy kolegi?
Rozmówca Iny pokazał łapą na kij.
- M… moje.
- Wiesz, jak tego użyć? - Stworzenie wyszczerzyło zęby
i stanęło na czterech łapach. Ina spanikowała i cofnęła się po raz kolejny. Tym
razem jednak zahaczyła nogą o korzeń i runęła do tyłu.
Zwierze roześmiało się, po czym zaczęło się zmieniać.
:)
OdpowiedzUsuńInuś, od 14 znów minął szmat czasu :-)
OdpowiedzUsuńNie trzymaj nas w niepewności.
Pani Aleksandro czy możemy liczyć na ciąg dalszy?
OdpowiedzUsuń