19



Ulice Silvermoon bardzo szybko zapełniały się maszerującym korowodem wojska. W końcu, pośród konnicy dało się dostrzec wyróżniającą się postać. Jechał otoczony przez najlepiej uzbrojonych żołnierzy, w wielkich czerwonych naramiennikach i ciemnym płaszczu, jasnowłosy elf. Górował nad resztą, ale nie wzrostem. Wszyscy zdawali się być mu bezgranicznie oddani, krzyczeli jego imię, rzucali kwiaty pod nogi jego konia.
Ina wpatrywała się w sylwetkę tego, którego zwali księciem. Biła od niego niesamowita charyzma i siła, a mimo to zdawał się być, jak inne elfy. Na dodatek, w przeciwieństwie do większości przedstawicieli władzy, z którymi miała do czynienia, rozglądał się na boki. Uśmiechał się do ludzi, nawet odmachiwał dzieciom, a nie brnął tępo przed siebie.
W pewnym momencie Kael’thas skierował swoje spojrzenie na balkon, na którym siedziała z Ridem. Miała wrażenie, że wyraz jego twarzy się zmienił, ale nim zdążyła mu się dokładnie przyjrzeć, poczuła, że coś ją ciągnie do tyłu. Przekonana, że to jej przyjaciel, obróciła się z zamiarem warknięcia na niego. Zamarła w bezruchu widząc Erathiela.
- Czas na lekcję – powiedział beznamiętnie.
- Ale… PARADA – zaakcentowała ostatnie słowo, może jej mistrz nie zauważył tego, co się dzieje na ulicach?
- To właśnie idealny czas. Nikt nie będzie nam przerywał, bo wszyscy będą zajęci tutaj.
- Ale… - spojrzała na Rida, ale ten mógł tylko wzruszyć ramionami. Nawet, jeśli chciał, nie miał jak jej pomóc. – Zobaczymy się później… i wszystko mi opowiesz.
Dziewczyna wysiliła się na uśmiech i poszła za Erathielem. Mogła mu się sprzeciwić, ale obawiała się, że odmówi on jej dalszej nauki. Była szansa, że trafiłaby wtedy na kogoś, kto by ją naprawdę uczył… ale niestety istniało duże niebezpieczeństwo, że inny warlock próbowałby odpędzić jej demona.

Erathiel poprowadził Inę budynkami i zaułkami, w których nikogo nie było. Wszyscy zebrali się na paradzie, wszystkie sklepy były zamknięte. Zdziwiło ją, gdy wprowadził ją do Sanktuarium. Nie była w tej okolicy od pierwszego swojego dnia w stolicy. Warlocy nie zwykli wpuszczać tu nowicjuszy, chyba że tylko po to by przejść do własnych komnat. Dziewczyna najpierw myślała, że mistrz opowie jej coś o tym miejscu, ale on tylko otworzył ukryte drzwi i kazał jej wejść do środka.
Pokoje Erathiela wyobrażała sobie jako mieszankę barw, w której żadna rzecz nie ma swojego miejsca. Jakież było jej zdziwienie, jak z pozoru chaotyczny elf miał wszystko równiutko poukładane. W pierwszym pomieszczeniu nie znajdowało się dużo mebli, Na środku stał stół z krzesłami, pod jedną ścianą znajdowała się mała komoda z dzbankiem i kieliszkami, a tuż obok drzwi stał spory regał z książkami. Inarea zatrzymała się przy nim, by zobaczyć, jakie tomiszcza trzyma jej mistrz, ale ten natychmiast wepchnął ją do następnego pomieszczenia.
Duże okno, a przy nim podarte zasłony. Wielkie biurko, a na nim rozrzucony wielki stos papierów. Na środku pokoju był narysowany wielki krąg do przywołań, a przy symbolach w nim użytych stały świece. W rogu znajdywały się wielkie regały z książkami, jednak niemal żadna z nich nie stała pionowo. To wszystko zdecydowanie bardziej pasowało jej do charakteru Erathiela.
- I co ja mam tu robić? Chyba nie liczysz, że będę ci robić porządek…
Mężczyzna uniósł dłoń do góry i delikatnie dotknął swojego czoła, jakby sprawdzając, czy nie ma gorączki.
- Z łaski swojej usiądź przy biurku i czekaj.
Ina wydęła usta w niezadowoleniu, ale wykonała polecenie. Czekała dość długo, w czasie kiedy jej mistrz szukał konkretnej pozycji na regale. Położył przed nią księgę.
- Masz to przyswoić. Radzę dobrze wykorzystać fakt, że, ze względu na paradę, w tej części miasta jest cisza i spokój.
Elfka podniosła księgę i obróciła ją tak, by móc przeczytać tytuł.
- Podstawy orczego…?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz