Ulice
Silvermoon bardzo szybko zapełniały się maszerującym korowodem wojska. W końcu,
pośród konnicy dało się dostrzec wyróżniającą się postać. Jechał otoczony przez
najlepiej uzbrojonych żołnierzy, w wielkich czerwonych naramiennikach i ciemnym
płaszczu, jasnowłosy elf. Górował nad resztą, ale nie wzrostem. Wszyscy zdawali
się być mu bezgranicznie oddani, krzyczeli jego imię, rzucali kwiaty pod nogi
jego konia.
Ina
wpatrywała się w sylwetkę tego, którego zwali księciem. Biła od niego
niesamowita charyzma i siła, a mimo to zdawał się być, jak inne elfy. Na
dodatek, w przeciwieństwie do większości przedstawicieli władzy, z którymi miała
do czynienia, rozglądał się na boki. Uśmiechał się do ludzi, nawet odmachiwał
dzieciom, a nie brnął tępo przed siebie.
W pewnym
momencie Kael’thas skierował swoje spojrzenie na balkon, na którym siedziała z
Ridem. Miała wrażenie, że wyraz jego twarzy się zmienił, ale nim zdążyła mu się
dokładnie przyjrzeć, poczuła, że coś ją ciągnie do tyłu. Przekonana, że to jej
przyjaciel, obróciła się z zamiarem warknięcia na niego. Zamarła w bezruchu
widząc Erathiela.
- Czas na
lekcję – powiedział beznamiętnie.
- Ale…
PARADA – zaakcentowała ostatnie słowo, może jej mistrz nie zauważył tego, co
się dzieje na ulicach?
- To właśnie
idealny czas. Nikt nie będzie nam przerywał, bo wszyscy będą zajęci tutaj.
- Ale… -
spojrzała na Rida, ale ten mógł tylko wzruszyć ramionami. Nawet, jeśli chciał,
nie miał jak jej pomóc. – Zobaczymy się później… i wszystko mi opowiesz.
Dziewczyna
wysiliła się na uśmiech i poszła za Erathielem. Mogła mu się sprzeciwić, ale
obawiała się, że odmówi on jej dalszej nauki. Była szansa, że trafiłaby wtedy
na kogoś, kto by ją naprawdę uczył… ale niestety istniało duże
niebezpieczeństwo, że inny warlock próbowałby odpędzić jej demona.
Erathiel
poprowadził Inę budynkami i zaułkami, w których nikogo nie było. Wszyscy
zebrali się na paradzie, wszystkie sklepy były zamknięte. Zdziwiło ją, gdy
wprowadził ją do Sanktuarium. Nie była w tej okolicy od pierwszego swojego dnia
w stolicy. Warlocy nie zwykli wpuszczać tu nowicjuszy, chyba że tylko po to by
przejść do własnych komnat. Dziewczyna najpierw myślała, że mistrz opowie jej
coś o tym miejscu, ale on tylko otworzył ukryte drzwi i kazał jej wejść do
środka.
Pokoje
Erathiela wyobrażała sobie jako mieszankę barw, w której żadna rzecz nie ma
swojego miejsca. Jakież było jej zdziwienie, jak z pozoru chaotyczny elf miał
wszystko równiutko poukładane. W pierwszym pomieszczeniu nie znajdowało się
dużo mebli, Na środku stał stół z krzesłami, pod jedną ścianą znajdowała się
mała komoda z dzbankiem i kieliszkami, a tuż obok drzwi stał spory regał z
książkami. Inarea zatrzymała się przy nim, by zobaczyć, jakie tomiszcza trzyma
jej mistrz, ale ten natychmiast wepchnął ją do następnego pomieszczenia.
Duże okno, a
przy nim podarte zasłony. Wielkie biurko, a na nim rozrzucony wielki stos
papierów. Na środku pokoju był narysowany wielki krąg do przywołań, a przy
symbolach w nim użytych stały świece. W rogu znajdywały się wielkie regały z
książkami, jednak niemal żadna z nich nie stała pionowo. To wszystko zdecydowanie
bardziej pasowało jej do charakteru Erathiela.
- I co ja
mam tu robić? Chyba nie liczysz, że będę ci robić porządek…
Mężczyzna
uniósł dłoń do góry i delikatnie dotknął swojego czoła, jakby sprawdzając, czy
nie ma gorączki.
- Z łaski
swojej usiądź przy biurku i czekaj.
Ina wydęła
usta w niezadowoleniu, ale wykonała polecenie. Czekała dość długo, w czasie
kiedy jej mistrz szukał konkretnej pozycji na regale. Położył przed nią księgę.
- Masz to
przyswoić. Radzę dobrze wykorzystać fakt, że, ze względu na paradę, w tej
części miasta jest cisza i spokój.
Elfka
podniosła księgę i obróciła ją tak, by móc przeczytać tytuł.
- Podstawy
orczego…?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz