_________
Historia
z reguły nie pamięta o takich jak ja. Niewielu z nas wymienionych jest w
kronikach z imienia, a jeszcze mniej z rasy. Zwykle przedstawiani jesteśmy jako
mało znaczące tło albo jako zbiorowość. Z czasem każdy z nas zaczyna nawet
myśleć w ten sposób. Skoro wszyscy uważają, że jesteśmy tylko "my", to
może "ja" nie ma prawa istnieć? Mimo obiegowej opinii, że nie przejmujemy
się wcale zdaniem innych. Dlaczego tak niektórzy uważają? Według nich jesteśmy
bezwolni i pozbawieni inteligencji. Nie dopuszczają do siebie myśli, że może
być inaczej. Gdyby wnikliwiej prześledzili swoje dzieje, z pewnością znaleźliby
błędy w swoim rozumowaniu. Studiowanie historii pozwala uniknąć wielu pomyłek.
Jednak do tego trzeba spędzać czas nad książkami, słuchać starszych i wykonywać
całą masę innych, nudnych czynności. Dlatego prędzej czy później świat znów
stanie w obliczu zagłady. Czy mi to będzie przeszkadzać? Nie wiem. Wszystko
zależy od tego, jak potoczą się moje dalsze losy.
Wiem,
że niektórych tragedii nie da się uniknąć. To tak, jakbym obserwował dziecko
zgubione na targu. Siedzi na środku traktu i płacze. Niezależnie od tego, czy
ktoś zareaguje, czy nie, zostanie ono dzisiaj potrącone. Reakcja innych jedynie
może zmienić to, czy będzie to kurier, rycerz, czy kareta szlachcica. Czegokolwiek
by się nie zrobiło, przeznaczenie odnajdzie swoją drogę. Skąd to wiem? Byłem
świadkiem takiej sytuacji. Dwa razy ktoś się zainteresował małym chłopcem,
ocalając go od śmierci. Za trzecim razem nikt nie zdążył. Owszem, to może być
moja nadinterpretacja. Może uniknięto by tragedii, gdyby ocalono to dziecko
trzeci raz. "Może". Właśnie ze względu na tę iskierkę nadziei nie powinienem
się poddawać. Powinienem walczyć. Z całym światem, jeżeli tylko zajdzie
potrzeba.
Z
drugiej strony, prawdopodobnie w ogóle nie powinienem się mieszać. Dla osoby z
boku to nie były moje sprawy. Powinienem więc mieć jakiś ukryty cel. Czy mam?
Nie jestem w stanie jednoznacznie na to odpowiedzieć. Cały ten konflikt
pomiędzy Hordą a Przymierzem w ogóle nie jest moją sprawą. A przynajmniej nie
powinien być...
Wyszedłem
za małą elfką z komnat nieumarłego. Nie spieszyła się i wcale jej się nie
dziwiłem. Nie przepadała za tym, że Erathiel ją gdziekolwiek odsyłał.
Niezależnie, czy był to inny kontynent, miasto czy pomieszczenie. Drzwi
zamknęły się za nami, ale ściana nie straciła nic ze swojej przejrzystości.
Spojrzałem przez nią i zobaczyłem, że elf zbliża się do Carendina.
Nie pamiętam...
Odezwałem
się w jej głowie odruchowo. Przykułem tym samym jej uwagę i przynajmniej nie
widziała tego, co ja. Pierwszego ciosu zadanego przez jej mistrza.
... bym kiedykolwiek widział taką
ścianę.
Mała
Ina spojrzała na mnie krzywo, ale odpowiedziała mi tylko wzruszeniem ramion.
Chciała podejrzeć, co się dzieje w pomieszczeniu. Zasłoniłem jej widok. Może
powinienem się odsunąć. Nie zasłaniać jej Erathiela przypalającego istotę,
którą nazwał przyjacielem. Możliwe, że to zmieniłoby jej stosunek do niego... i
do innych rzeczy. Kto wie, może nawet zdecydowałaby się porzucić ścieżkę, którą
obrała? Mogłaby nie chcieć zostać warlockiem. Z drugiej strony ryzykowałbym
odwrotny skutek. W każdym tkwi odrobina szaleństwa i czasem wystarczy tylko
iskra, by ją rozpalić. A jedną z ostatnich rzeczy, jaką chciałem, to by stała
się taka jak on.
Jednak
czy Erathiel naprawdę był taki zły? Zwykle miałem co do tego wątpliwości. Jego
zachowanie bywało niejednoznaczne. Jednak teraz, gdy patrzyłem na niego, nie
miałem wątpliwości. Cieszyłem się, że oddzielająca nas ściana nie przepuszczała
energii. Dzięki temu Ina nie będzie widziała, co tam się dzieje. Gdy zastanawiałem
się nad charakterem warlocka, jego uczennica próbowała mnie wyminąć...
Świetne. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo!
UsuńWszystko komentarze czytam na bieżąco, ale nie zawsze na bieżąco na nie odpisuję... :)