Zmieniłam więcej niż samą końcówkę notki... Dlatego polecam lekturę całego fragmentu.
Zapadł wieczór i nad wioską zaczęła
zbierać się mgła. Błyskawicznie zgęstniała i pokryła cała okolicę niczym dym.
Widoczność została ograniczona do kilku metrów. Inarea zatrzymała się tuż przed
budynkiem, do którego właśnie wszedł Erathiel. Poczuła nagłe zimno, a przez jej
ciało przeszedł dreszcz. Obejrzała się niepewnie i stanęła oko w oko z
przejrzystą kobietą. Starsza elfka przyglądała się młodszej z wyraźnym
zainteresowaniem. Dziewczynka wstrzymała oddech, starała się nie wykonać
najmniejszego ruchu. Była pewna, że istota, która stoi przed nią, chwilę
wcześniej została zmieciona przez ognisty deszcz Erathiela.
- Czy… jesteś moim dzieckiem? -
zapytał duch głosem, od którego Inie ciarki przeszły po plecach.
Adeptka magii niepewnie pokręciła
głową.
Zjawa wyciągnęła rękę i dotknęła
policzka Iny. Dziewczyna poczuła chłód w tym miejscu. Zaskoczyło ją to, bo we
wszystkich historiach, które słyszała, duchy przenikały przez wszystko, także
przez żywych.
- Musisz być moim dzieckiem… Masz
takie same oczy - wyszeptała kobieta - Pięknie wyrosłaś, Yundi.
Policzek Iny zaczął drętwieć, ale nie
śmiała się poruszyć.
Erathiel czekał w budynku od pewnego
czasu. Wiedział, że uczennica idzie tuż za nim, dlatego zdziwił się, że nie
weszła jeszcze do budynku. Zdążył nawet rozpalić ognisko i ułożyć dwa posłania,
a dziewczyny nadal nie było. Zaklął pod nosem i postanowił ją poszukać.
Mgła, która otuliła wioskę, na pewno
nie była złota. W tym momencie była dla Iny bardziej niż szara. Przed oczami
zaczęło jej się robić ciemno i to nie tylko ze względu na nadchodzącą noc.
- Wiem, że byłam złą matką… Dlatego
uciekłaś - zjawa kontynuowała swój monolog. - Często się kłóciłyśmy, także z
mojej winy… To jednak nie był powód, by mnie zostawić!
Żywa elfka odchyliła się do tyłu,
uwalniając swój policzek od dotyku ducha.
- Yundi… Przepraszam. Nie powinnam
krzyczeć, wiem. Tamtego dnia miałaś rację. On się nie nadawał na mojego męża.
Gdy przyszły potwory, był pierwszym, który uciekł. Nie zważał na mnie w ogóle i
nie interesowało go, gdzie ty jesteś. Szukałam cię, moja mała… Chociaż tak
naprawdę liczyłam na to, że cię nie znajdę… i one też nie.
Inarea wpatrywała się w kobietę
zdziwiona, próbując zrozumieć, co się właśnie działo. Kobieta ponownie dotknęła
jej policzka.
- Już spokojnie. Już nikt cię nie
skrzywdzi, moja Yundi. Zostaniemy razem w naszym domu. W Wiosce Złotej Mgły…
Dopilnuję tego.
Dlaczego
właściwie nazwano ją Wioską Złotej Mgły…? - Ina zapytała
siebie w myślach i odpłynęła.
Następne, co uczennica poczuła, to
bolesne uderzenie pośladkami o podłogę. Potrząsnęła głową i spojrzała przed
siebie na wściekłego mistrza.
- Zawsze musisz się wpakować w
kłopoty, co? - wycedził przez zaciśnięte zęby.
Do dziewczyny dopiero po chwili
dotarło, że to pytanie było skierowane do niej. Zwróciła twarz w kierunku
Erathiela, ale elf na nią nie patrzył. Z uwagą obserwował wkurzonego ducha.
- Oddaj mi ją… Oddaj mi moją Yundi!!
- Yundi nie żyje, jak wszystkie dzieci
stąd - odpadł zimno mężczyzna.
- Nie kłam! Ona uciekła, ona…
Zjawa nie zdążyła dokończyć zdania.
Jej niematerialne ciało rozpadło się na wiele świetlistych kawałków.
- Idziemy. - Erathiel obrócił się w
stronę uczennicy i podał jej rękę.
Ina dotknęła lekko swojego policzka,
był bardzo zimny. Spojrzała na mistrza, niezbyt rozumiejąc, co się właśnie
stało.
- Nikt cię nie nauczył, że nie należy
rozmawiać z nieznajomymi?
- To nawet nie była rozmowa… Bardziej
monolog - powiedziała niepewnie podając rękę elfowi. - A odpowiadając na twoje
pytanie, mistrzu. Właściwie… to nie.
Mężczyzna był wściekły. Sam nie
wiedział, czy na martwą kobietę, czy na Inę. Jak zwykle musiała zrobić coś
głupiego. Zapowiadał się sympatyczny biwak na środku opuszczonej wioski, ale
duch wszystko popsuł. Pozostało mu wciągnięcie dziewczyny na siłę i
rozprawienie się ze zjawą, zanim ta zrobi krzywdę jego uczennicy. O ile już nie
zrobiła. Erathiel bacznie przyjrzał się młodej elfce. Poza szarym policzkiem
wydawała się całkowicie zdrowa. Westchnął i wyciągnął z torby buteleczkę z
szarawym płynem.
- Wypij go.
Ina nie miała ochoty dyskutować, do
tego jej mistrz użył tonu nieznoszącego sprzeciwu. Za rzadko go używał, by
mogła go tak po prostu zignorować. Posłusznie wzięła szkło do ust i przełknęła
zawartość. Cierpki smak wypełnił jej usta. Dziewczyna kaszlnęła, po czym się
skrzywiła. Spojrzała na Erathiela z wyrzutem.
- To jest lekarstwo. Nie ma być
smaczne, tylko skuteczne.
Nie miała siły dyskutować. Przez jej
ciało kolejny raz tego wieczora przeszedł dreszcz. Ina podeszła do ognia i
usiadła przy nim.
- Jaką mamy pewność, że duchy tu nie
wejdą? - zapytała niepewnie.
- Nie mamy żadnej. - Mistrz spojrzał
na drzwi. - Pozostaje mieć nadzieję, że nastraszyłem je na tyle, że nie
spróbują zakłócić naszego spokoju. - Uśmiechnął się wredne.
- Nie wiem, czy ty je nastraszyłeś…
One mnie na pewno tak - wyszeptała i otuliła się ramionami.
Ina poczuła, że się trzęsie. Próbowała
to bezskutecznie opanować. Mężczyzna odetchnął, zdjął swój płaszcz i zarzucił
go uczennicy na ramiona. Podziękowała kiwnięciem głowy.
Z zewnątrz dało się usłyszeć szum. Z
początku małe krople spadały na ziemię, ale już po chwili zamieniły się w
rzęsisty deszcz. Ina siedziała otulona płaszczem mistrza i wpatrywała się w
strumień wody za oknem. Dziewczyna nawet nie miała pomysłu, o co w tym momencie
miałaby pytać Erathiela. Teraz i tak nie pójdą przywoływać demonów, pozostało
im czekanie do rana.
- Prześpij się. Poczuwam trochę.
Jeżeli żadne z duchów nie spróbują wejść do tego budynku, pewnie też się
położę.
- Obudź mnie, jak będziesz szedł spać…
- Nie będzie takiej potrzeby…
- Obudź mnie! - Ina była bliska
płaczu. Była przerażona, ale nawet przed sobą nie potrafiła się do tego
przyznać.
- Dobrze, skoro tego właśnie chcesz -
odparł elf wzruszając ramionami. - Spróbuj się przespać, twój organizm tego
potrzebuje.
Erathiel wyciągnął książkę i zaczął ją
przeglądać całkowicie ignorując dziewczynę. Zniechęcił ją tym samym do
jakichkolwiek dyskusji.
Zapraszam :) http://wpogonizazemsta.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń