94

Pewne wypowiedzi postaci w poniższej notce mogą wydawać się dziwne... Na swoją obronę mogę powiedzieć jedynie, że jest to zamierzone. W czwartek spodziewajcie się kolejnej notki.

Zevrost nie wiedział z początku, jak się powinien zachować. Postanowił poczekać w bezruchu, ale zupełnie nic się nie wydarzyło. Dopiero po chwili dotarło do niego, że Erathiel się oddala. Wyczuwał przesuwające się źródło mocy, jakim był elf. Z każdym uderzeniem serca znajdowało się coraz dalej. Ork po omacku ruszył przed siebie. W myślach skarcił się za bezmyślność. Cieszył się tylko, że nie zgubił Erathiela ani że ten nie postanowił go upomnieć. Wtedy Zevrost poczułby się znów jak uczeń, czego by nie chciał. Niezależnie od różnic w poziomie mocy, w świecie warlocków ta dwójka była równa. Przynajmniej na oficjalnych spotkaniach.
Odgłos kroków orka rozchodził się donośnie po jaskini, natomiast elf poruszał się praktycznie bezszelestnie. Za kolejnym zakrętem Zev mógł w końcu zwolnić. Znajdował się już tuż za Erathielem.  Poza nimi w okolicy był ktoś jeszcze, ale źródło było za słabe, by warlock mógł powiedzieć coś więcej. Poruszał się po omacku. Starał się nie dotykać ścian, ale ciągle szedł z wyciągniętymi przed siebie rękami. Wolał nie wpaść na żadną ścianę i zbłaźnić się w ten sposób przed nowo poznanym. Zevrost usilnie odsuwał od siebie myśl, że wyciągnięte ręce nie uchronią go przed przepaścią, jeżeli na taką by trafił. Erathiel poruszał się po ziemi. Tacy jak oni nie potrafili latać. Przynajmniej dopóki pozostawali sami w swoim ciele. Ork poddał się tej myśli. Jak był młody, często marzył o unoszeniu się w powietrzu, jednak przeznaczenie nie pozwoliło mu zostać magiem. Jedynie połączenie z niektórymi demonami mogło dać taką możliwość, ale Zev nigdy nie ośmielił się zaryzykować. Nie chciał poświęcać swojego życia dla marzenia. Ryzyko było zbyt duże.

Erathiel gwałtownie się zatrzymał. Od razu wyczuł, że idący za nim ork zrobił dokładnie to samo. Elf nie wyczuwał strachu w towarzyszu, mimo że się go spodziewał. To był drugi raz, gdy Zevrost go zaintrygował. Nie wiązał z tą znajomością większych nadziei, ale miał świadomość, że potrzebuje pomocy. Jeżeli ork był taki, jak się wydawał, to będzie idealnym pomagierem. Przynajmniej na jakiś czas...

Schodzili w dół. Zev już dawno zatracił poczucie czasu i kierunku. Nie wiedział, czy ta wędrówka ma w ogóle jakiś cel. Zaczął się zastanawiać, czy elf nie sprawdza po prostu jego cierpliwości. Pewnie w końcu powinien o coś zapytać starszego kolegę po fachu. To nie było tak, że ork nie poszukiwał żadnych odpowiedzi. Miał masę pytań. Zarówno gotowych, jak i takich, które musiał dopiero sformułować. Obawiał się jednak, że może wystraszyć Erathiela. Elf był od niego dużo starszy. O ile? Dokładnie nie udało się tego Zevrostowi ustalić. Wiek Erathiela sugerował, że mógł mieć więcej swoich dziwactw. Ork był przekonany, że jednym niewłaściwym pytaniem może zaprzepaścić nadarzającą się teraz szansę. Szansę na co? Tego jeszcze nie wiedział.

Elfowi nie chciało się robić kolejnego kółka, ale wolał mieć pewność, że drugi warlock nigdy nie trafi sam w to miejsce. A przynajmniej dopóki Erathiel mu na to nie pozwoli. Nie miał zamiaru pomylić się po raz kolejny, jak przy tamtej ludzkiej dziewczynie. Właściwie to kobiecie, bo na jej włosach były już pierwsze ślady siwizny. Jedno okrążenie za mało i zadufana w sobie ludzka kreatura postanowiła odszukać to miejsce na własną rękę. Nawet próbowała sama przeprowadzić pewien eksperyment i niemal została wykryta. Erathiel przybył za późno. Pozostało mu zatarcie wszystkich śladów i upewnienie się, że nie powtórzy swojej pomyłki. Nie chciał znów czekać kilku lat, aż środowisko warlocków uspokoi się po rewelacjach, że ktoś po raz kolejny próbował "tych dziwnych eksperymentów". Rada za wszelką cenę unikała słowa rytuał, obawiając się, że może to zostać odebrane negatywnie przez społeczeństwa. Jako coś, co wszyscy "czarni magowie" robią w podziemiach swoich domów, ale żaden z nich nie chce się do tego przyznać. Maluczcy kochali skandale i pewnie z radością powitaliby powrót płonących stosów. Koniecznie z warlockami na nich.

Ork nie stracił cierpliwości. Po prostu znudziła go cisza i odgłos własnych kroków. Gdy w końcu zdecydował się odezwać, oślepiło go światło. Pomieszczenie, do którego właśnie weszli, rozjaśnił blask pochodni rozwieszonych na ścianach. Wydrążona w skale sala miała kształt idealnego koła. Elf stał tyłem do Zevrosta, zupełnie jak na początku ich spotkania.
- Witam ciebie w krypcie - powiedział Erathiel po orczemu.
- Nie wygląda... - mruknął w odpowiedzi.
- Jakkolwiek nie jest to widoczne, podobno niegdyś znajdował się tu wielkie miejsce spoczynku przodków, stąd te korytarze i pomieszczenia. Obecnie mało kto się tu zapuszcza. Wolałbyś inne miano?
- Na początek wolałbym wiedzieć, skąd właściwie znasz mój język.
To było jedno z dwóch pytań, które dręczyły Zevrosta, odkąd spotkał elfa w jaskini. Drugą nurtującą orka sprawą  było to, skąd Erathiel się o nim w ogóle dowiedział. Nie miał pewności, czy kiedykolwiek ośmieli się o to zapytać warlocka.
Zev nie mógł pozbyć się wrażenia, że jego pytanie ucieszyło Erathiela. Elf obrócił się w kierunku rozmówcy, a na jego usta wkroczył dziwny uśmieszek.
- Odpowiedź na twoje pytanie jest jednocześnie prosta... i skomplikowana. Od której wolisz, bym zaczął?
Ork walczył ze sobą, by się nie wzdrygnąć. Erathiel mówił w miarę zrozumiale, ale z okropnym zaciąganiem i niewłaściwym akcentowaniem. Do tego używał bardzo dziwnego słownictwa.
- Od krótszej - stwierdził po chwili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz