Pewne wypowiedzi postaci w poniższej notce mogą wydawać się dziwne... Na swoją obronę mogę powiedzieć jedynie, że jest to zamierzone. W czwartek spodziewajcie się kolejnej notki.
Zevrost nie wiedział z początku, jak
się powinien zachować. Postanowił poczekać w bezruchu, ale zupełnie nic się nie
wydarzyło. Dopiero po chwili dotarło do niego, że Erathiel się oddala. Wyczuwał
przesuwające się źródło mocy, jakim był elf. Z każdym uderzeniem serca
znajdowało się coraz dalej. Ork po omacku ruszył przed siebie. W myślach
skarcił się za bezmyślność. Cieszył się tylko, że nie zgubił Erathiela ani że
ten nie postanowił go upomnieć. Wtedy Zevrost poczułby się znów jak uczeń,
czego by nie chciał. Niezależnie od różnic w poziomie mocy, w świecie warlocków
ta dwójka była równa. Przynajmniej na oficjalnych spotkaniach.
Odgłos kroków orka rozchodził się
donośnie po jaskini, natomiast elf poruszał się praktycznie bezszelestnie. Za
kolejnym zakrętem Zev mógł w końcu zwolnić. Znajdował się już tuż za Erathielem.
Poza nimi w okolicy był ktoś jeszcze,
ale źródło było za słabe, by warlock mógł powiedzieć coś więcej. Poruszał się
po omacku. Starał się nie dotykać ścian, ale ciągle szedł z wyciągniętymi przed
siebie rękami. Wolał nie wpaść na żadną ścianę i zbłaźnić się w ten sposób
przed nowo poznanym. Zevrost usilnie odsuwał od siebie myśl, że wyciągnięte
ręce nie uchronią go przed przepaścią, jeżeli na taką by trafił. Erathiel
poruszał się po ziemi. Tacy jak oni nie potrafili latać. Przynajmniej dopóki
pozostawali sami w swoim ciele. Ork poddał się tej myśli. Jak był młody, często
marzył o unoszeniu się w powietrzu, jednak przeznaczenie nie pozwoliło mu
zostać magiem. Jedynie połączenie z niektórymi demonami mogło dać taką
możliwość, ale Zev nigdy nie ośmielił się zaryzykować. Nie chciał poświęcać
swojego życia dla marzenia. Ryzyko było zbyt duże.
Erathiel gwałtownie się zatrzymał. Od
razu wyczuł, że idący za nim ork zrobił dokładnie to samo. Elf nie wyczuwał
strachu w towarzyszu, mimo że się go spodziewał. To był drugi raz, gdy Zevrost
go zaintrygował. Nie wiązał z tą znajomością większych nadziei, ale miał
świadomość, że potrzebuje pomocy. Jeżeli ork był taki, jak się wydawał, to
będzie idealnym pomagierem. Przynajmniej na jakiś czas...
Schodzili w dół. Zev już dawno
zatracił poczucie czasu i kierunku. Nie wiedział, czy ta wędrówka ma w ogóle
jakiś cel. Zaczął się zastanawiać, czy elf nie sprawdza po prostu jego
cierpliwości. Pewnie w końcu powinien o coś zapytać starszego kolegę po fachu.
To nie było tak, że ork nie poszukiwał żadnych odpowiedzi. Miał masę pytań.
Zarówno gotowych, jak i takich, które musiał dopiero sformułować. Obawiał się
jednak, że może wystraszyć Erathiela. Elf był od niego dużo starszy. O ile? Dokładnie
nie udało się tego Zevrostowi ustalić. Wiek Erathiela sugerował, że mógł mieć
więcej swoich dziwactw. Ork był przekonany, że jednym niewłaściwym pytaniem
może zaprzepaścić nadarzającą się teraz szansę. Szansę na co? Tego jeszcze nie
wiedział.
Elfowi nie chciało się robić kolejnego
kółka, ale wolał mieć pewność, że drugi warlock nigdy nie trafi sam w to
miejsce. A przynajmniej dopóki Erathiel mu na to nie pozwoli. Nie miał zamiaru
pomylić się po raz kolejny, jak przy tamtej ludzkiej dziewczynie. Właściwie to
kobiecie, bo na jej włosach były już pierwsze ślady siwizny. Jedno okrążenie za
mało i zadufana w sobie ludzka kreatura postanowiła odszukać to miejsce na
własną rękę. Nawet próbowała sama przeprowadzić pewien eksperyment i niemal
została wykryta. Erathiel przybył za późno. Pozostało mu zatarcie wszystkich
śladów i upewnienie się, że nie powtórzy swojej pomyłki. Nie chciał znów czekać
kilku lat, aż środowisko warlocków uspokoi się po rewelacjach, że ktoś po raz
kolejny próbował "tych dziwnych eksperymentów". Rada za wszelką cenę
unikała słowa rytuał, obawiając się, że może to zostać odebrane negatywnie
przez społeczeństwa. Jako coś, co wszyscy "czarni magowie" robią w
podziemiach swoich domów, ale żaden z nich nie chce się do tego przyznać.
Maluczcy kochali skandale i pewnie z radością powitaliby powrót płonących
stosów. Koniecznie z warlockami na nich.
Ork nie stracił cierpliwości. Po prostu
znudziła go cisza i odgłos własnych kroków. Gdy w końcu zdecydował się odezwać,
oślepiło go światło. Pomieszczenie, do którego właśnie weszli, rozjaśnił blask
pochodni rozwieszonych na ścianach. Wydrążona w skale sala miała kształt
idealnego koła. Elf stał tyłem do Zevrosta, zupełnie jak na początku ich
spotkania.
- Witam ciebie w krypcie - powiedział
Erathiel po orczemu.
- Nie wygląda... - mruknął w
odpowiedzi.
- Jakkolwiek nie jest to widoczne, podobno
niegdyś znajdował się tu wielkie miejsce spoczynku przodków, stąd te korytarze
i pomieszczenia. Obecnie mało kto się tu zapuszcza. Wolałbyś inne miano?
- Na początek wolałbym wiedzieć, skąd
właściwie znasz mój język.
To było jedno z dwóch pytań, które
dręczyły Zevrosta, odkąd spotkał elfa w jaskini. Drugą nurtującą orka sprawą było to, skąd Erathiel się o nim w ogóle
dowiedział. Nie miał pewności, czy kiedykolwiek ośmieli się o to zapytać
warlocka.
Zev nie mógł pozbyć się wrażenia, że
jego pytanie ucieszyło Erathiela. Elf obrócił się w kierunku rozmówcy, a na
jego usta wkroczył dziwny uśmieszek.
- Odpowiedź na twoje pytanie jest
jednocześnie prosta... i skomplikowana. Od której wolisz, bym zaczął?
Ork walczył ze sobą, by się nie
wzdrygnąć. Erathiel mówił w miarę zrozumiale, ale z okropnym zaciąganiem i
niewłaściwym akcentowaniem. Do tego używał bardzo dziwnego słownictwa.
- Od krótszej - stwierdził po chwili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz