Demon nie zaprzeczył, więc Inarea
kontynuowała powolne oddawanie mu swojej energii. Z każdą chwilą stawała się
coraz słabsza, a atak nie ustawał. Świetliste pociski ciągle uderzały w osłonę
stworzoną przez demona. Nagle zrobiło się bardzo jasno i dziewczyna zacisnęła
oczy. To było ostatnie, co pamiętała, zanim straciła przytomność.
- Po co w ogóle tu przybyłaś Ino...
Dlaczego zawsze musisz pchać się tam, gdzie największe niebezpieczeństwo?
Elfka usłyszała głos, ale nie
potrafiła go do nikogo przypisać. Nie mogła otworzyć oczu, mimo że próbowała.
Ciemność delikatnie otulała jej ciało niczym delikatny materiał. Głos mężczyzny
pieścił jej uszy. Ina poczuła się bezpiecznie mimo tego, że była całkowicie
bezbronna.
- Dlaczego nie potrafisz się po prostu
zatrzymać...
To
nieprawda! Przecież ja...
Dziewczyna próbowała polemizować
myślami z głosem, ale ten albo jej nie usłyszał, albo ją zignorował
- Pomyśleć...
Ja
nie myślę? Ja ci pokażę!
- I dopiero wtedy wpadać do miasta, w którym
właśnie toczy się regularna bitwa. Chociaż pewnie gdybyś pomyślała, nie byłoby
cię tutaj...
Głos nagle ucichł, a Ina była
przekonana, że zdanie zostało urwane w połowie. Zupełnie, jakby ktoś zasłonił
mężczyźnie usta albo zrobił mu coś złego. Dziewczyna nasłuchiwała starając się
usłyszeć cokolwiek, ale poza ciemnością otuliła ją także absolutna cisza.
Sen?
Białowłosa zerwała się z posłania.
Leżała na jakimś kocu rozłożonym pomiędzy czterema ścianami. W budynku nie było
dachu. Dziewczyna otworzyła usta, by zawołać swojego towarzysza, ale zdała
sobie sprawę, że nie jest sama. Obróciła się gwałtownie, jednak nie dane jej
było spojrzeć na osobę, która do niej przyszła. Nagły ruch wywołał u Iny ból
głowy i wytrącił ją z równowagi. Poczuła mocny uścisk na swoim ramieniu, ktoś
musiał ją złapać. Elfka spojrzała na orczycę i wydukała ciche podziękowanie.
- Zły czas na wycieczki wybrałaś,
drogie dziecko - kobieta powtórzyła swoje słowa z ich wcześniejszej
konfrontacji.
Inie nie pozostało nic innego, jak
tylko skinąć głową. Oczy sanitariuszki były puste.
- Skoro możesz stać... I jakimś cudem
nic ci nie jest, pomożesz mi. - To nie było pytanie, ale elfka nie miała
zamiaru z tym dyskutować. Próbowała wyjrzeć na zewnątrz przez drzwi, które
orczyca miała za plecami, ale kobieta tarasowała całe przejście.
- Wiesz, jak używać bandaży?
- Trzeba obwiązać nim ranę?
Kobieta spojrzała krytycznie na
dziewczynę. Chciała coś powiedzieć, ale po chwili odetchnęła tylko głęboko.
- Zajmiesz się najlżej rannymi...
Nawet do takich brakuje nam rąk do pracy - mówiąc to orczyca podała Inie worek
z bandażami i różnymi miksturami. - Jeżeli z rany coś wycieka, polewaj ją
najpierw zielonym płynem. Jeżeli ropa przestanie się sączyć, możesz użyć
czerwonej mikstury zewnętrznie, a następnie obwiązać ranę bandażem. Jeżeli ktoś
jest wyraźnie osłabiony, wlej mu do ust purpurowy płyn. Jeżeli to nie pomoże,
napoj pacjenta niebieską miksturą. Osób ze złamaniami w ogóle nie dotykaj.
Jeżeli ktoś martwy nagle zacznie się ruszać, masz mnie wołać. Zrozumiałaś?
Ina kiwnęła głową, mimo że nie była to
prawda. W tej kobiecie było coś przerażającego. Niezachwiana pewność siebie i
ton nieznoszący sprzeciwu były od razu widoczne, ale elfka była przekonana, że
było w niej coś jeszcze. Coś, czego nie da się od razu nazwać. Orczyca obróciła
się i zrobiła krok w kierunku wyjścia.
- Jedno pytanie... - Ina powiedziała
nieśmiało.
- Tak?
- Kogo właściwie mam wołać...?
Kobieta najpierw gwałtownie
spoważniała, a następnie roześmiała się smutno. Wyciągnęła rękę i pogłaskała
Inę po głowie.
- Dyraga jestem.
- Inarea.
Orczyca uśmiechnęła się delikatnie i
bez dalszej dyskusji opuściła budynek.
Adeptka magii w pierwszej chwili miała
ochotę uciec z miasta zaraz po opuszczeniu budynku. Cokolwiek wydarzyło się na
placu, nie miała co do jednego wątpliwości. Gdyby nie demon, zostałaby z niej
kupka popiołu.
Zacisnęła dłonie w pięści i zmusiła
się do zrobienia kroku w stronę pierwszego rannego członka Hordy w zasięgu jej
wzroku. Uklękła przy taurenie bez słowa i przystąpiła do opatrywania go zgodnie
ze słowami Dyragi. Najpierw polała ranę purpurowym płynem, ale mężczyzna coś
podejrzanie się skrzywił... Nie, to chyba miał być inny kolor. Ina przeprosiła
i sięgnęła po zieloną fiolkę.
Powinnam
dać mu to do wypicia, czy polać tym ranę...
Stwierdziła, że jednak bezpieczniej
będzie wylać specyfik na ranę niż wlewać go w mężczyznę. Po kontakcie z płynem
zranienie spieniło się gwałtownie, po czym ropa przestała z niego płynąć. Co
należy uczynić dalej, Inie podpowiedział już sam poszkodowany.
Dziewczyna była z siebie nawet
zadowolona. Opatrywanie innych wydawało jej się nawet zabawne.
Demonie,
gdzie jesteś...? -
pytała samą siebie, wiedząc że jej towarzysz nie może czytać w jej myślach. Nie
mogła go jednak zawołać na głos, bo nie miała pewności, jak zareagują obecni na
placu. Już na jej nowego znajomego źle zareagowali. Ina rozejrzała się,
szukając wzrokiem elfa. Nie było go, ale to nie znaczyło przecież, że został
spopielony. W miejscu, gdzie go ostatnio widziała, nie było śladu po
uderzeniach pocisków.
Może
też został otoczony jakąś tarczą...
Ina szła w stronę kolejnego rannego,
ale gwałtownie się zatrzymała. Zamknęła oczy i spróbowała się skupić.
Demon jej nie słyszał, to było całkiem
normalne. Nie mówił też do niej, ale możliwe, że był po prostu osłabiony.
Jednak w żadnym wypadku nie tłumaczyło to tego, że go w ogóle nie wyczuwała!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz