192

Witam Was serdecznie po przerwie.

Styczeń był dla mnie miesiącem przemyśleń.
Cotygodniowa publikacja kolejnych fragmentów wzięła się z mojej chęci narzucenia sobie regularności w pisaniu. Na początku często wyprzedzałam publikacje i już przed terminem miałam gotową kolejną notkę. Dość szybko się to skończyło i Demon Dance zaczął powstawać na bieżąco. Równolegle powstawały notatki z niewykorzystanymi fragmentami, pomysłami czy dalszą częścią historii. Niestety obecnie w moich notatkach panuje chaos - większość z nich jest wykonana ręcznie i muszę je przepisać i posegregować, a materiału źródłowego jest całkiem sporo. Mam tam też sporo gotowych fragmentów, które tylko czekają, by znaleźć się w historii.
Wracając do sposobu publikacji - do pewnego momentu system notka na tydzień sprawdzał się całkiem nieźle, ale niestety okazało się, że przy takim trybie niektóre aspekty mojego życia mają za duży wpływ na to, czy notka ukaże się na czas czy nie. Jak miało to miejsce niestety w styczniu i lutym. Niektóre wątki i rozmowy przeciągają się niemiłosiernie przez przerwy i zmienną długość notek - niby to tylko kilka stron tekstu, ale podzielone na krótkie fragmenty sprawiają wrażenie rozwleczonych. Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie.
Obecnie skłaniam się do przejścia na tryb miesięczny bądź dwutygodniowy. Notki zwiększyłyby zdecydowanie swoją objętość, mogłabym rozwinąć inne postacie oraz relacje między nimi i akcja w końcu zaczęłaby posuwać się do przodu. Nie mówię, że w tempie ekspresowym, ale na pewno bardziej sensownym niż obecnie.
Prawdopodobnie pojawiłyby się większe czy mniejsze przewinięcia, z którymi mam problem przy obecnym sposobie publikacji.
Planuję wydłużyć notki i nadać im formę bardziej zamkniętych fragmentów. Zrobiłam to już ostatnio przy okazji sytuacji z druidem w Ghostlands. Dłuższe wątki (jak np. walka w Undercity) nadal nie zawierałyby się w jednej części, ale inne i owszem. Dla przykładu poniższa notka, zamknie rozmowy mające miejsce w domu, a po niej nastąpi bezpośrednie przewinięcie do nauki. Ta także zajmie się w jednej notce (oczywiście nie mówię o całej edukacji Iny, ale o jej wycinku). W ten sposób notki będą tworzyć bardziej zamknięte fragmenty, dialogi i walki itd. w założeniu nie będą przechodzić pomiędzy notkami.
Jeżeli taki sposób publikacji się sprawdzi, to samo czeka poprzednie notki, tj. zmieni się numeracja i nadam im funkcję rozdziałów. Korekta obecnie poprawia błędy w starszych notkach i podejrzewam, że połączę wrzucenie poprawek ze zmianą numeracji. Oczywiście nastąpi to sukcesywnie, o czym będziecie informowani.
Nie przedłużając już - zapraszam Was na kolejny fragment opowieści.



Z wahaniem Ina opowiedziała mistrzowi szczegóły swojego spotkania z magiem. Twarz Erathiela nie wyrażała wiele. Cierpliwie słuchał uczennicy.
- Stąd właśnie przyszło mi do głowy, by spróbować użyć magii, której ślad unosił się w pomieszczeniu. Aliant…
- Poczekaj - zdecydował się przerwać. - Mag należał do Przymierza?
- Nie mag, druid.
- Druid…?
- Ten, co wskrzesił przywołującego…
- Druid, który wskrzesił młodego warlocka, był Aliantem? Nie wspomniałaś o tym wcześniej.
Dziewczyna zamilkła. Owszem, ominęła ten szczegół w swojej opowieści. Głównie dlatego, by jej bardziej nie komplikować, jednak spojrzenie Erathiela sugerowało jej, że zrobiła źle nie wspominając o tym.
- To był ten sam druid, który był wcześniej w obozie nocnych elfów.
Mężczyzna poderwał się z krzesła i zacisnął dłonie w pięści. Bardzo szybko się jednak opanował i usiadł z powrotem.
- Kontynuuj - odparł spokojnie. - O tym szpiegu porozmawiamy innym razem..

Erathiel długo milczał po tym, jak jego uczennica zakończyła swoją opowieść. W czasie słuchania miał ciągle ręce splecione ze sobą. Momentami je zaciskał, wbijał sobie nawet lekko paznokcie w dłonie, by nie reagować. Podniósł się w końcu i zaczął krążyć po pomieszczeniu. Inarea podążała za nim wzrokiem.
- Czego tak właściwie ode mnie oczekujesz teraz? - zapytał rzucając okiem na papiery, które miał zgromadzone na biurku.
- Chcę, byś zaczął mnie uczyć. Ty bezpośrednio. Byś przestał wysyłać mnie ciągle do innych warlocków. Na dalekie i dziwne misje, na których muszę radzić sobie sama.
- Dobrze. Skoro tego sobie życzysz, chwilowo nie będziesz wykonywać żadnych zadań poza miastem.
Mistrz wziął jedną kartkę ze stosu i spalił ją w swojej dłoni. Po chwili zastanowienia zrobił to samo z kolejną.
- Co do innych warlocków - kontynuował - wybierałem dla ciebie najlepszych w danej dziedzinie, bo od takich powinnaś się uczyć.
- Nie chciałam najlepszych. Chciałam ciebie! Wybrałam ciebie na mojego mistrza i zdecydowałam się podążać za tobą. Niby wziąłeś mnie na naukę, ale wykorzystujesz każdą nadarzającą się okazję, by się mnie pozbyć.
- Dzięki temu jesteś silniejsza - położył szczególny nacisk na ostatnie słowo.
- Nie obchodzi mnie to! Nie tego chciałam! Prosiłam, byś mnie uczył. Nie potrzebuję ciebie do zwiedzania świata i odkrywania mojej mocy. Do tego jesteś mi zbędny.
Ina ostatnie zdanie kończyła już na wydechu. Głośno nabrała powietrze i spojrzała z wyrzutem na Erathiela. Patrzył jej w oczy analizując to, co usłyszał.
- Wiesz, że jesteś pierwszą osobą, którą uczę?
Przytaknęła. Mistrz oparł się o biurko i przyjrzał się twarzy dziewczyny, jakby miał na niej zobaczyć coś nowego. Odetchnął głęboko i zaczął swój wywód.
- Nie mam w tym zbyt dużego doświadczenia. Moje założenia… Nie przerywaj mi! - podniósł głos, a Ina nadęła policzki, niezadowolona, ale posłuchała. - Nie chciałem ci narzucać żadnej ścieżki. Z moich obserwacji to częsty błąd mistrzów. Pokazują uczniom swoją drogę jako jedyną słuszną, nie patrząc na ich predyspozycje. Gdy uczeń poznaje lepiej swoją moc i decyduje się zerwać ze ścieżką mistrza, jest lata nauki do tyłu. W przypadku elfów nie jest to jeszcze takie straszne, ale przez takie błędy niektórzy ludzie nie zdążą nigdy osiągnąć w pełni swojego potencjału. Dodatkowo - zawahał się - istnieją księgi z opisami, czego uczeń powinien się uczyć w jakiej kolejności. Jest to coś, czego większość warlocków się trzyma. Osobiście uważam to za bzdurę. Ktoś kiedyś jednak uznał, że jest to jedyny bezpieczny sposób nauki na warlocka. Czy raczej taki, który powoduje najmniejsze straty w uczniach. Pomijam przy tym oczywiście zwyrodnialców, którzy rozwijają moc uczniów tylko po to, by ją później przejąć.
Erathiel zakończył wywód uśmiechem. Mimo że temperatura w pomieszczeniu się nie zmieniła, Inie nagle zrobiło się zimno. Mężczyzna zrobił dłuższą pauzę. Nalał sobie oraz uczennicy wodę, po czym kontynuował.
- Jak wiesz, w naszej magii wykorzystujemy głównie cień, zepsucie, klątwy oraz ogień. W sugerowanej - prychnął - ścieżce rozwoju poznaje się każdy z tych aspektów w równym stopniu, by można było zdecydować, co komu najlepiej wychodzi. Zastosowałem inną metodę. Uważam, że jeżeli dobrze opanujesz jeden aspekt. Zrozumiesz go, to w innymi poradzisz sobie dobrze odruchowo.
- Dlaczego nie zacząłeś nauki od ognia?! Wiedziałeś, że ten żywioł mnie interesuje. Mimo to nie znam żadnego czaru z nim związanego.
- Ogień jest zbyt niebezpieczny na początek. Szczególnie, gdy wiem, że cię nie krzywdzi. Mogłoby cię za bardzo kusić, by wejść za głęboko w moc. Tobie prawdopodobnie nic by się nie stało, ale okolica mogłaby spłonąć. Chciałabyś tego?
Mimo że pytanie brzmiało na retoryczne, mistrz wpatrywał się w Inę wyraźnie oczekując odpowiedzi.
- Nie… Nie chciałabym.
- Zaakceptujesz moją metodę? Chcę, byś opanowała cień. By magia z nim związana nie miała dla ciebie tajemnic, zanim nie przejdziemy do innych aspektów. Oczywiście możesz inne zaklęcia ćwiczyć we własnym zakresie. Jeżeli pragniesz czegoś innego…
- Nie! - Zaczęła szybko oddychać. Dopiero co przybyła do tego miejsca. Perspektywa dalszej wędrówki przeraziła ją. - Podtrzymuje to, co mówiłam. Chcę, byś mnie uczył. Oczywiście, jeżeli będziesz robił to bezpośrednio.
- Dobrze, ale zaczniemy za kilka dni. Do tego czasu mam pewne sprawy do załatwienia. Chodź ze mną.
Inarea posłusznie podniosła się z krzesła i podeszła do mistrza, który nie wyglądał, jakby gdziekolwiek się udawał. Mężczyzna zrobił dwa kroki w bok i otworzył drzwi do przylegającego pomieszczenia. Prawdopodobnie były tam zawsze, ale elfka do tej pory nigdy nie zwróciła na nie uwagi. Weszła do środka zachęcona gestem Erathiela.
W środku średniej wielkości izby nie znajdowało się wiele. Pod oknem stało pojedyncze łóżko, obok niego mała szafka, a pod jedną ze ścian szafa dwudrzwiowa. Wszystko było w kolorze drewna. Nawet pościel na łóżku była brązowa.
- Na razie tyle mogę ci zaproponować - powiedział Erathiel nie mogąc doczekać się żadnej reakcji, a z oczu Iny w tym momencie popłynęły łzy.

Gdy tylko Erathiel zamknął drzwi za sobą, Ina opadła na łóżko. Oczy zdążyły jej wyschnąć i po niedawnym nadmiarze emocji nie było już ani śladu.
- Naprawdę mogę tu zostać? - wyszeptała.
Demona wyraźnie rozbawiło jej pytanie.
Nie mnie powinnaś o to pytać. Ale on wydawał się całkiem przekonujący. Jeżeli chcesz, możemy tu zostać…
- Bo i tak nie mam dokąd pójść - westchnęła i przewróciła się na bok. Patrzyła w kierunku ściany.
Znaleźlibyśmy swoje miejsce, gdyby taka była twoja wola.

Inarea nie odpowiedziała towarzyszowi. W jej myślach panował chaos, którego nie była w stanie opanować. Wszystko wskazywało na to, że w jednej chwili całe jej życie się zmieni. Będzie miała to, czego pragnęła, odkąd poznała Erathiela w wiosce. Swoje miejsce. Było jej obojętne, czy będzie to wśród elfów czy demonów. W czasie dotychczasowej nauki zrozumiała jednak, że dopóki nie opanuje dobrze mocy, druga opcja mogłaby być dla niej niebezpieczna. Chociaż zgodnie z podejściem elfa, w ekstremalnej sytuacji nauczyłaby się dużo szybciej i więcej. Erathiel był dla niej zagadką. Gdy wydawało jej się, że wie, czego mistrz od niej chce, bądź jak się zachowa w stosunku do niej, on robił coś nieoczekiwanego. Nie spodziewała się, że podaruje jej pokój. Była pewna, że znów wyląduje w jakiejś karczemnej izbie.
Prawdopodobnie takie rozwiązanie było tańsze…
Starała odgonić od siebie tę myśl. Chciała zacząć naukę z czystym umysłem, bez rozpamiętywania tego, co było wcześniej. Bez wyrzucania Erathielowi, jakim złym mistrzem był do tej pory. Nie miała pewności, czy jej się to uda. W końcu niewiele pokazał jej do tej pory. Był silny, ale to nie musiało świadczyć o niczym. Nie widziała, jak używał silnej magii, ale słyszała plotki, że sam pokonał succubusa i incubusa w Undercity.
Masz jakieś przemyślenia?
Towarzysz przerwał jej gonitwę myśli. Obróciła się na drugi bok i spojrzała na niego.
- Mam ich całkiem sporo.
O których chciałabyś porozmawiać?
Nadal jest ich całkiem sporo…
- Do teraz przed oczami mam jego minę. Wyglądał na zaskoczonego, gdy mówiłam o użyciu resztek czaru druida. Owszem, zdziwiło go, że tamten był Aliantem, ale na to zareagował trochę później.
Prawdopodobnie nie wiedział, że to możliwe. Takiego użycia magii nie było w księdze.
- Księdze?
Tej, z której się uczył magii.
- Nie wiem, co jest dziwniejsze. Fakt, że Erathiel uczył się magii w ten sposób, czy to, że ty o tym wiesz. Skąd masz takie informacje? - zapytała, bo demon zamilkł.
Byłem przy tym, gdy mu ją przekazano. Nie wie o tym i dobrze by było, gdyby tak zostało.
- Dlaczego tam byłeś?
Byłem z warlockiem, który mu ją podarował. Nie mam oczywiście pewności, czy to było jego jedyne źródło wiedzy. Nie było mnie przy nim w czasie jego nauki.
- Myślisz, że mógłby jeszcze gdzieś mieć tę książkę?
Wątpię. Miał ją spalić po zapoznaniu się z nią.
- To nie ma sensu. Mama mówiła mi, że książek nie powinno się niszczyć, że tylko złe osoby to robią.
Ina odniosła wrażenie, że demona z jakiegoś powodu rozbawiła jej odpowiedź.
Tym razem było to uzasadnione. Wiedza bywa niebezpieczna. Gdyby to ode mnie zależało, Erathiel nigdy nie dostałby tamtej księgi. To już jednak bez znaczenia.
- Chcesz powiedzieć, że stał się warlockiem dzięki czytaniu? Nikt go bezpośrednio nie uczył? Czy to w ogóle możliwe?
Wiele na to wskazuje.
- To zaskakująco wiele tłumaczy.

Kolejne dni minęły Inie na bieganiu po mieście i załatwianiu pomniejszych spraw jej mistrza. Z początku gubiła się niemal za każdym razem i musiała pytać strażników o drogę, bo demon nie chciał jej pomagać. Dzięki temu jednak dość dobrze poznała miasto i gdy Erathiel kolejny raz wysyłał ją do krawcowej, była w stanie trafić tam niemal od razu. Wielkimi krokami zbliżał się obiecany przez mistrza dzień, w którym miał w końcu zacząć uczyć swoją uczennicę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz