24


Ina wpatrywała się w najdziwniejsze żywe stworzenie, jakie w życiu widziała. Było ono mniejsze od niej o połowę, ale z większymi uszami, do tego miało zieloną skórę. Z rysów twarzy można by stwierdzić, że to mężczyzna, ale w naturze nigdy nic nie wiadomo. Rękawice sięgały mu do trzech czwartych ramion i wyglądały, jakby zostały zdarte na siłę ze starszego brata. Ponadto mężczyzna trzymał miecz, który był porównywalny wielkością z jego wzrostem. Do tego wszystkiego to małe kazało się tytułować kapitanem.
- Czekamy na Przywołującego Pioruny – popatrzył z głupawym uśmieszkiem na grupkę elfów.
Dziewczyna nie wiedziała, czy czekanie na kogoś związanego z piorunami ma sens, gdy stoi się w najwyższym punkcie w okolicy. Kazano im wdrapać się na wieżę i czekać.
- Ale… - gdy już miała wyrazić wątpliwości rozległ się dziwny dźwięk.
Wszyscy ucichli i skierowali swoją uwagę na źródło hałasu. Chwilę potem w zasięgu wzroku ujrzeli wielki fioletowy balon zbliżający się do nich. Wśród młodych elfów zapanowała panika. Byli pewni, że dziwny twór zaraz się o nich rozbije. On jednak zwolnił i zgrabnie zbliżył się do pomostu, na którym stali.
- Zapraszam was na mój okręt. Dla niektórych podróż może być nieprzyjemna, więc polecam zejście pod pokład. Dla tych, co się boją, mam przygotowane środki nasenne – po tych słowach goblin mrugnął do starszych elfów.

Lot był długi i dość monotonny. Przez większość czasu widzieli tylko morze, ale w pewnym momencie ich oczom ukazał się ląd. Wielki, pokryty lodem kawał ziemi, który rozciągał się, gdzie tylko okiem sięgnąć. Sterujący jednak bardzo szybko nawrócili i znów krajobraz wypełniło morze.
Gdy już wydawało się, że starszyzna postanowiła po prostu się ich pozbyć, oczom wszystkich zgromadzonych na zeppelinie ukazała się plaża. Tuż za nią rozciągał się nieprzerwany obszar czerwonego piasku i skał. Ina z radością powitała widok wieży, do której zaczął cumować statek. Była jedną z pierwszych osób, które opuściły środek transportu, ale przedtem niezgrabnie ukłoniła się kapitanowi. Zawsze trzeba się chociaż starać zostawić dobre wrażenie, a przynajmniej tak powtarzał Erathiel.

Nie dano rozejrzeć się młodym elfom po okolicy ani nawet zatrzymać przed wejściem do Orgrimmaru. Od razu poprowadzono ich dziwnymi uliczkami, pełnymi ciekawskich oczu należących do zielonych stworzeń.
Orki.
Demon potwierdził przypuszczenia Iny. Żałowała, że milczał, kiedy wpatrywała się w goblina. Może dzięki temu uniknęłaby niezgrabnego wypytywania swojego mistrza.
Z ciemnych uliczek bardzo szybko wprowadzono ich do ciemnego budynku. Gdy dotarli do ostatniej sali, kazano im się zatrzymać. Tam, tuż przed nimi, na wielkim drewnianym tronie siedział ork. Nie wyróżniał się specjalnie wzrostem, ale na pewno to on zajmował najwyższą pozycję w hierarchii.
Nastąpiła bardzo długa wymiana uprzejmości i podstawowych informacji, z których Ina rozumiała co najwyżej połowę, ale i tak ją to nie interesowało. Zdążyła wielokrotnie obiec wzrokiem całą salę oraz twarze wszystkich obecnych. Powstrzymywała się przed tupaniem nogą, mimo że strasznie się nudziła.
Zaraz po wizycie u Thralla, kimkolwiek on był, wyprowadzono elfy na świeże powietrze. Pozwolono młodym iść pozwiedzać, ale zanim Ina zdążyła zrobić jakiś krok, tuż przy niej pojawił się Erathiel.
- A ty dokąd?
- Przed siebie? – odpowiedziała, jak najniewinniej potrafiła, po czym złapała Rida za ramię, by nie oddalił się za daleko.
- Obawiam się, że to niewykonalne. Domyślam się, że nie słuchałaś zbyt dokładnie.
Inę uderzyło to stwierdzenie. Czyżby była aż tak przewidywalna?
- Zacznę więc od początku… albo lepiej nie, bo przestaniesz słuchać w połowie. Gobliny odkryły wielkie pokłady energii pod tym miastem i postanowiły do niego dotrzeć… Okazało się jednak, że mimo całkowicie niesprzyjających warunków zadomowiła się tam inna rasa. Wszelkie dyplomatyczne próby zawiodły. Horda postanowiła wysłać mieszaną rasowo ekspedycję w celu pozbycia się tych… istot.
- Rozumiem, że nie będzie cię dzisiaj na kolacji? Mistrzu – dodała szybko, uświadamiając sobie, że nie są sami.
- Mylisz się, zdecydowano się wysłać ekspedycję młodych.
- Dlaczego… Czyż nie łatwiej byłoby, gdyby wysłano kogoś bardziej doświadczonego? Dla przykładu, ciebie, mistrzu? – Ina wpatrywała się podejrzliwie w Erathiela.
- W teorii masz rację. W praktyce dzieci trudniej zauważyć i mają większą szansę przemknąć. Na dodatek przywódcy obawiają się, że starzy wyjadacze będą próbowali się popisać i poza niechcianymi gośćmi mogą zniszczyć też całe jaskinie. To doprowadziłoby do zawalenia się całego miasta.
- Czyli, jak rozumiem, w tej wyprawie weźmie udział ork, nieumarły… - wzdrygnęła się na dźwięk tego słowa. – Oraz…
- Tauren, troll i krwawy elf. Przynajmniej taki byłby ideał. Niestety krówki są zbyt zajęte leczeniem swoich po ostatniej wyprawie, więc jedno miejsce pozostanie wolne. Postanowiono powołać na tę wyprawę dwa elfy, celem sprawdzenia naszej siły i lojalności
Dziewczynie nie podobało się, do czego zmierza ta rozmowa.
- Jednym z nich, jako jednym z wybitniejszych adeptów wśród młodego pokolenia, jesteś ty, Ridelu.
Rid w tym momencie obrócił się zaskoczony. Do tego momentu mógł udawać, że wcale nie podsłuchuję rozmowy Iny z mistrzem.
- Ale… - młody kapłan był wybitnie speszony. – Ja nawet nie potrafię się z nimi dogadać.
- Tu dochodzimy do sedna naszej rozmowy. Drugim elfem nominowanym do tej wyprawy jesteś ty, Ino. Może nie ze względu na jakieś wybitne umiejętności… - uśmiechnął się ironicznie. – Ale jakby nie patrzeć, jesteś jedynym młodym elfem, który ma jakiekolwiek podstawy orczego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz