Ina
wpatrywała się w najdziwniejsze żywe stworzenie, jakie w życiu widziała. Było
ono mniejsze od niej o połowę, ale z większymi uszami, do tego miało zieloną
skórę. Z rysów twarzy można by stwierdzić, że to mężczyzna, ale w naturze nigdy
nic nie wiadomo. Rękawice sięgały mu do trzech czwartych ramion i wyglądały,
jakby zostały zdarte na siłę ze starszego brata. Ponadto mężczyzna trzymał
miecz, który był porównywalny wielkością z jego wzrostem. Do tego wszystkiego
to małe kazało się tytułować kapitanem.
- Czekamy na
Przywołującego Pioruny – popatrzył z głupawym uśmieszkiem na grupkę elfów.
Dziewczyna
nie wiedziała, czy czekanie na kogoś związanego z piorunami ma sens, gdy stoi
się w najwyższym punkcie w okolicy. Kazano im wdrapać się na wieżę i czekać.
- Ale… - gdy
już miała wyrazić wątpliwości rozległ się dziwny dźwięk.
Wszyscy
ucichli i skierowali swoją uwagę na źródło hałasu. Chwilę potem w zasięgu
wzroku ujrzeli wielki fioletowy balon zbliżający się do nich. Wśród młodych
elfów zapanowała panika. Byli pewni, że dziwny twór zaraz się o nich rozbije.
On jednak zwolnił i zgrabnie zbliżył się do pomostu, na którym stali.
- Zapraszam was
na mój okręt. Dla niektórych podróż może być nieprzyjemna, więc polecam zejście
pod pokład. Dla tych, co się boją, mam przygotowane środki nasenne – po tych
słowach goblin mrugnął do starszych elfów.
Lot był
długi i dość monotonny. Przez większość czasu widzieli tylko morze, ale w pewnym
momencie ich oczom ukazał się ląd. Wielki, pokryty lodem kawał ziemi, który
rozciągał się, gdzie tylko okiem sięgnąć. Sterujący jednak bardzo szybko
nawrócili i znów krajobraz wypełniło morze.
Gdy już
wydawało się, że starszyzna postanowiła po prostu się ich pozbyć, oczom
wszystkich zgromadzonych na zeppelinie ukazała się plaża. Tuż za nią rozciągał
się nieprzerwany obszar czerwonego piasku i skał. Ina z radością powitała widok
wieży, do której zaczął cumować statek. Była jedną z pierwszych osób, które
opuściły środek transportu, ale przedtem niezgrabnie ukłoniła się kapitanowi.
Zawsze trzeba się chociaż starać zostawić dobre wrażenie, a przynajmniej tak
powtarzał Erathiel.
Nie dano
rozejrzeć się młodym elfom po okolicy ani nawet zatrzymać przed wejściem do Orgrimmaru.
Od razu poprowadzono ich dziwnymi uliczkami, pełnymi ciekawskich oczu
należących do zielonych stworzeń.
Orki.
Demon
potwierdził przypuszczenia Iny. Żałowała, że milczał, kiedy wpatrywała się w
goblina. Może dzięki temu uniknęłaby niezgrabnego wypytywania swojego mistrza.
Z ciemnych
uliczek bardzo szybko wprowadzono ich do ciemnego budynku. Gdy dotarli do
ostatniej sali, kazano im się zatrzymać. Tam, tuż przed nimi, na wielkim
drewnianym tronie siedział ork. Nie wyróżniał się specjalnie wzrostem, ale na
pewno to on zajmował najwyższą pozycję w hierarchii.
Nastąpiła
bardzo długa wymiana uprzejmości i podstawowych informacji, z których Ina
rozumiała co najwyżej połowę, ale i tak ją to nie interesowało. Zdążyła wielokrotnie
obiec wzrokiem całą salę oraz twarze wszystkich obecnych. Powstrzymywała się
przed tupaniem nogą, mimo że strasznie się nudziła.
Zaraz po
wizycie u Thralla, kimkolwiek on był, wyprowadzono elfy na świeże powietrze. Pozwolono
młodym iść pozwiedzać, ale zanim Ina zdążyła zrobić jakiś krok, tuż przy niej
pojawił się Erathiel.
- A ty dokąd?
- Przed
siebie? – odpowiedziała, jak najniewinniej potrafiła, po czym złapała Rida za
ramię, by nie oddalił się za daleko.
- Obawiam
się, że to niewykonalne. Domyślam się, że nie słuchałaś zbyt dokładnie.
Inę uderzyło
to stwierdzenie. Czyżby była aż tak przewidywalna?
- Zacznę
więc od początku… albo lepiej nie, bo przestaniesz słuchać w połowie. Gobliny
odkryły wielkie pokłady energii pod tym miastem i postanowiły do niego dotrzeć…
Okazało się jednak, że mimo całkowicie niesprzyjających warunków zadomowiła się
tam inna rasa. Wszelkie dyplomatyczne próby zawiodły. Horda postanowiła wysłać
mieszaną rasowo ekspedycję w celu pozbycia się tych… istot.
- Rozumiem,
że nie będzie cię dzisiaj na kolacji? Mistrzu – dodała szybko, uświadamiając
sobie, że nie są sami.
- Mylisz
się, zdecydowano się wysłać ekspedycję młodych.
- Dlaczego…
Czyż nie łatwiej byłoby, gdyby wysłano kogoś bardziej doświadczonego? Dla
przykładu, ciebie, mistrzu? – Ina wpatrywała się podejrzliwie w Erathiela.
- W teorii
masz rację. W praktyce dzieci trudniej zauważyć i mają większą szansę
przemknąć. Na dodatek przywódcy obawiają się, że starzy wyjadacze będą
próbowali się popisać i poza niechcianymi gośćmi mogą zniszczyć też całe
jaskinie. To doprowadziłoby do zawalenia się całego miasta.
- Czyli, jak
rozumiem, w tej wyprawie weźmie udział ork, nieumarły… - wzdrygnęła się na
dźwięk tego słowa. – Oraz…
- Tauren, troll i krwawy elf. Przynajmniej
taki byłby ideał. Niestety krówki są zbyt zajęte leczeniem swoich po ostatniej
wyprawie, więc jedno miejsce pozostanie wolne. Postanowiono powołać na tę
wyprawę dwa elfy, celem sprawdzenia naszej siły i lojalności
Dziewczynie
nie podobało się, do czego zmierza ta rozmowa.
- Jednym z
nich, jako jednym z wybitniejszych adeptów wśród młodego pokolenia, jesteś ty,
Ridelu.
Rid w tym
momencie obrócił się zaskoczony. Do tego momentu mógł udawać, że wcale nie podsłuchuję
rozmowy Iny z mistrzem.
- Ale… -
młody kapłan był wybitnie speszony. – Ja nawet nie potrafię się z nimi dogadać.
- Tu
dochodzimy do sedna naszej rozmowy. Drugim elfem nominowanym do tej wyprawy
jesteś ty, Ino. Może nie ze względu na jakieś wybitne umiejętności… -
uśmiechnął się ironicznie. – Ale jakby nie patrzeć, jesteś jedynym młodym
elfem, który ma jakiekolwiek podstawy orczego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz