103

Erathiel wrócił do stolicy orków następnego dnia. Zdawkowo pożegnał się z Zevrostem i zabrał Inareę do Silvermoon. Nie pozwolił jej tam jednak długo zabawić i odpocząć, tylko zarządził wymarsz. Zbył też jej pytania o cel podróży. Powiedział jedynie, że powinna się sama domyślić. Dziewczynie nie pozostało nic innego, jak udanie się za mistrzem. Prosto z Silvermoon wyruszyli na południe, wzdłuż Martwej Blizny. Erathielowi zdawało się śpieszyć, ale Ina nie wytrzymała jego tempa.
- Wiesz, że nie jestem jeszcze w pełni sił. Dokąd tak gonisz?
Elf zatrzymał się i krytycznie spojrzał na uczennicę.
- Tak żywo się ostatnio ze mną kłóciłaś, że myślałem, że twoje osłabienie minęło.
- Bardzo śmieszne… - odparła i usiadła na trawie oddychając ciężko. - Wziąłeś przynajmniej opatrunki na zmianę?
- Jakie opatrunki…? - ze zdziwionej miny Erathiela Ina odczytała, że sam odpowiedział sobie na to pytanie, zanim je dokończył na głos. Mistrz odchrząknął. - Nie wziąłem.
Przez dłuższą chwilę mistrz wahał się pomiędzy zostawieniem adeptki i udaniem się do sklepu, a ciągnięciem jej ze sobą. Zanim elfka się obejrzała, po krótkim "poczekaj" została sama.

Wokół panowała cisza, do której Inarea nie przywykła. Owszem, słyszała śpiew ptaków, szum liści na drzewach, ale w jej myślach panowała pewnego rodzaju pustka. Odkąd porzucono ją pod bramą, demon przemawiał do niej w jej umyśle. Tylko jemu jednemu się to udawało, niezależnie od tego, ile mu podobnych spotkała. Nie potrafił bądź nie chciał jej wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje. Rozmowa z nim stała się dla niej codziennością. Teraz jej tego brakowało. Ina nie wiedziała, czym powinna wypełniać myśli w chwilach, gdy nie działo się nic konkretnego. Tym razem postanowiła po prostu poobserwować naturę. Wokół krążyły rysie, ale żaden z nich nie ośmielił się zaatakować dziewczyny. Elfka widziała też różnego rodzaju kwiaty, niektóre z nich spotkała wcześniej na różnych targowiskach. Sama jednak nie była w stanie stwierdzić, które części są cenne i można je sprzedać, a które nadają się tylko do wyrzucenia. Gdyby zebrała całą roślinę, nawet z korzeniem, pewnie ktoś by jej powiedział… Gdy tak rozmyślała, do jej uszu dobiegł dziwny skrzek. Wtedy też zobaczyła coś, co na długo wyryło się w jej pamięci.

Pierwsze, co widziało się patrząc na to stworzenie, to wielki filetowy dziób. Zaraz po nim można było dostrzec wielkie, silne nogi. Poza tym zwierzę składało się głównie z białych piór. Owszem, pomiędzy nimi były oczy i najpewniej skrzydła, ale to zdawało się nie mieć znaczenia. Stwór zdawał się być za ciężki, by w ogóle wzbić się w powietrze. Szczególnie, gdy zwróciło się uwagę na siodło, na którym ktoś akurat siedział. Inarea z nieukrywanym zdziwieniem wpatrywała się w Erathiela dosiadającego wielkiego ptaka. Jakkolwiek elf starał się jawić majestatycznie, według dziewczyny wyglądał po prostu śmiesznie.
- A tego skąd wytrzasnąłeś…?
Mistrz odrzucił swoje długie brązowe włosy na plecy i zeskoczył ze swojego środka transportu. W tym momencie Inarea już nie wytrzymała i roześmiała się głośno.
- Śmiej się, na zdrowie. Jak tylko podrośniesz, dorobisz się swojego.
- Nie sądzę, by jeżdżenie na wielkim ptaszysku było spełnieniem moich marzeń… - parsknęła.
Erathiel pogłaskał zwierze po szyj, po czym odpiął siodło. W tym samym momencie ptak uciekł w tylko sobie znanym kierunku.
- Gdy zrozumiesz zalety szybkiego poruszania się, przestanie cię obchodzić, jak śmiesznie wyglądasz. Szczególnie, jeżeli odkryjesz, że wszyscy wokół także poruszają się na Hawkstriderach.
- Nazwę też mają śmieszną…
- Dość! Zmienię ci opatrunki i ruszamy w dalszą drogę.

Inarea była przyzwyczajona do lasów Eversong. Jednak im dalej podróżowali na południe, tym mniej było zieleni. Niezależnie od pory dnia, wokół robiło się coraz ciemniej. Erathiel nieustannie milczał i nie odpowiadał na jej zaczepki. Prowadził ją bocznymi drogami, dlatego gdy natrafili na rzekę, w zasięgu wzroku nie było żadnego mostu.
- Umiesz pływać? - odezwał się mistrz.
Dziewczyna cofnęła się na to pytanie. Wiedziała, że jest w stanie nie utonąć i dobić do brzegu, jeżeli miała do pokonania kilka metrów. Dowiedziała się o tym dość nagle, gdy jako dziecko została wrzucona przez inne elfy do wody. Do teraz nie miała pewności, czy to była zabawa, czy inne dzieci chciały jej się w ten sposób pozbyć.
- Właściwie to nie - odpowiedziała zgodnie z tym, co uważała.
- To mamy problem… - Erathiel westchnął głośno i ruszył wzdłuż rzeki.

Ina z mistrzem przemknęli przez Martwą Bliznę. Jakieś stworzenie chciało zaatakować młodą elfkę, ale gdy tylko zobaczyło warlocka, wycofało się. Po przejściu przez most dziewczyna od razu wyczuła dziwną energię płynącą z ziemi. Przyjrzała się dokładniej i dostrzegła pulsujące, fioletowe kamienie. Zanim Erathiel zdążył zareagować, wzięła jeden do ręki. Elf dyskretnie dotknął dłonią swojego czoła.
- Wiesz chociaż, co z tym zrobić? - zapytał.
Adeptka schowała kamień do kieszeni i zrobiła minę niewiniątka.
- Właściwie, to dokładnie po to tu przyszliśmy.
- Nazbierać kamieni?
- Rozumiem, że leżąc w Orgrimmarze i nie mając zupełnie nic do roboty, nie znalazłaś nawet odrobiny czasu, żeby przeczytać informacje, które dostałaś od Carendina?

3 komentarze:

  1. Kiedy następna notka? Czekam na więcej przygód Inarei i oby tak dalej. qwasek

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chcieć notka!

    OdpowiedzUsuń