Ork nie był przyzwyczajony do niańczenia dzieci.
Miewał uczniów w różnym wieku w przeszłości, ale oni po zajęciach zawsze
wracali do domów. Inarea nie miała dokąd wrócić, a przynajmniej tak mówił jej
mistrz. Dziewczyna usilnie próbowała namówić Zevrosta, by nauczył ją czegoś
nowego. Uparcie odmawiał, ciągle zasłaniając się tym samym argumentem. Nie
umknęło jego uwadze, że Erathiel nie nauczył jej ani jednego zaklęcia
związanego z ogniem. To przecież były podstawy, niezależnie od ścieżki, którą
obierał warlock. Owszem, niektóre drogi minimalizowały użycie ognia jako broni,
ale ork nie wyobrażał sobie warlocka, który w ogóle nie potrafi używać tego
żywiołu. Na ten moment jedyne, co przyszło mu do głowy, to że jego przyjaciel
stara się popchnąć Inareę w konkretnym kierunku. Z jakiegoś powodu nie chce
dawać dziewczynie wyboru.
- Chcesz podejrzeć rytuały? - zapytał nagle, zmuszając
naburmuszoną dziewczynę, by na niego spojrzała.
Ina poczuła dziwny niepokój, gdy usłyszała to pytanie.
Miała wrażenie, że jej demon zjawił się przy niej. Szeptał, że to bardzo zły
pomysł. To jednak było tylko złudzenie.
- Rytuały? - zapytała niepewnie.
Zevrost westchnął zrezygnowany. Na dobrą sprawę elfka
miała prawo jeszcze o tym nie słyszeć. Z zasady im później uczeń się o nich
dowie, tym lepiej. Nie miał jednak pojęcia, co może z młodą w ogóle zrobić, a
to było coś, czego Erathiel nie powinien potępić.
- Wytłumaczę ci po drodze. Spakuj się, udajemy się do
Undercity.
Wzdrygnęła się na wspomnienie miasta nieumarłych, ale
posłusznie poszła po plecak.
Rytuał. Słowo to wywołało w Inie niczym nieuzasadniony
lęk. Brzmiało jak coś groźnego. Słyszała owszem, że istnieją też rytuały
odprawiane przez kapłanów, w których nie ma nic krwawego czy niebezpiecznego,
ale w ustach warlocka to słowo brzmiało niepokojąco.
Gdy wsiedli na zeppelin, Zevrost rozpoczął swój wywód:
- Od czego by tu zacząć… Przez niektórych zwykłe
przyzwanie demona bywa nazywane rytuałem. Nie jest to błędem, ale zwyczajowo
określamy przywoływanie wymagające większej ilości osób... Czasem nawet ofiary.
Jednak zanim przejdę do sedna, muszę przybliżyć ci sam temat przywołań. Wiem,
że potrafisz otworzyć bramę dla pojedynczego demona, jednak ...
Z każdym zdobytym fragmentem duszy stajemy się
silniejsi. Nie jest to jedyny sposób na wzmocnienie swojej mocy, ale jest chyba
najprostszym i wbrew pozorom, jednym z mniej agresywnych. Nie musisz zabijać
ofiary, by zdobyć fragment. Wiadomo, że zdobycie całej duszy wzmacnia nasze
możliwości, ale - odchrząknął - nie o tym teraz chciałem. Niektórzy
czarnoksiężnicy preferują inne sposoby wzmocnienia się. Próbują przyzywać
silniejsze demony, co często kończy się tragicznie. W najlepszym przypadku
tylko dla nich. - Spojrzał Inie w oczy. - Wielokrotnie jednak, szczególnie gdy
młody uczeń nie posłucha, przywoływanie odbywa się bez żadnych zabezpieczeń.
Często taki demon po zabiciu warlocka wydostaje się na wolność i zaczyna
rozrabiać. Jeżeli jest wystarczająco sprytny, to przez kilka lat może ukrywać
się niezauważony. W cieniu bądź w ciele nieświadomej ofiary. Staramy sobie
radzić z takimi przypadkami sami. Nie informujemy o nich osób postronnych.
Jednak gdy się nie uda... - westchnął. - Nigdy nie byliśmy lubiani, powinnaś
już to zauważyć. Niektórzy ciągle szukają pretekstów, by się nas pozbyć. Każdy
uwolniony demon jest dla nich wodą na młyn…
- Niektórzy? - przerwała orkowi wywód. Słyszała o tym,
że warlocy nie są lubiani, ale nigdy nie było określone, przez kogo. Zevrost
brzmiał jednak, jakby miał na myśli konkretne osoby.
- To, co robimy i czym się zajmujemy, dla większości
jest sprzeczne z naturą. Dodatkowo magowie upatrują w nas zagrożenie.
Podejrzewam, że mają świadomość, że jesteśmy od nich silniejsi, ale nie
obnosimy się z tym. Obawiają się, że gdyby to się wydało, straciliby swoją
pozycję w świecie. Po co mieć przy tronie słabego maga, skoro można mieć
potężnego warlocka? Sprawiają pozory obrońców życia i czystej mocy. Prawda jest
taka, że chodzi im tylko o władzę.
- Erathiel jest blisko tronu...
Ork nie miał na to przygotowanej odpowiedzi. Zadumał
się na chwilę.
- To jest trochę co innego. Twój mistrz jest chyba
jedynym warlockiem wśród krwawych elfów, które są w radzie księcia. Nie znam
dokładnie powodów, dla których się tam znalazł, ale może to mieć związek z tym,
że wychowywał się na dworze. Jest też całkiem inteligentny... Jego umiejętności
i moc mogły odgrywać tutaj drugorzędną rolę. Na dodatek jesteście krwawymi
elfami. Możecie nienawidzić mocy, która was przemieniła, ale każde z was jest
przez nią skażone.
Inarea wyglądała na zdziwioną. Otwierała usta, by
zadać kolejne pytanie, ale ork nie dał jej takiej możliwości.
- Wracając do tematu... Ze względów, o których
wspomniałem wcześniej, warlocy zaczęli się jednoczyć. Zamiast ryzykować w
pojedynkę przyzywanie silnego demona, robią to grupowo. Dzięki temu ich wspólna
moc zawsze przerasta możliwości przywoływanej istoty. Pewnie zastanawiasz się,
po co w ogóle robić coś takiego? - Kiwnęła głową w odpowiedzi. - Wszyscy dążymy
do wzmocnienia swojej mocy. Jest to pewnego rodzaju uzależnienie. Potężny demon
może być użyty na różne sposoby. Można spróbować przejąć jego moc, uczynić go
swoim podwładnym... albo nawet się czegoś od niego nauczyć. Nie powtarzaj
jednak tego ostatniego Erathielowi, bo się zdenerwuje.
Mimowolnie dziewczyna się uśmiechnęła.
- Czyli idziemy zobaczyć, jak wielu warlocków
przywołuje jednego demona?
- Tak, można ująć to w ten sposób...
Odniósł wrażenie, że dla Iny cały ten wykład był
niepotrzebny. Był do tego na swój sposób przyzwyczajony - nie był to pierwszy
raz, gdy uczeń nie wykazywał większego zainteresowania wprowadzeniem do lekcji.
Jego słowa były jednak ostrzeżeniem. Nawet jeżeli elfka tego nie zauważyła, wystarczy,
że cokolwiek zapamięta z tej rozmowy. Może się opamięta, jeśli przyjdzie jej do
głowy przywoływać silnego demona bez mistrza. Ryzyko istniało zawsze. Z jego
doświadczenia ostrzeganie przynosiło lepsze rezultaty niż straszenie. Na
każdego działało jednak coś innego. Co jednak zadziała na Inę, nie wiedział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz