139

Dobry wieczór! Przed Wami kolejny fragment opowieści. W tym tygodniu na pewno pojawi się kolejny (nadrabiam za zeszły tydzień).


Ork nie był przyzwyczajony do niańczenia dzieci. Miewał uczniów w różnym wieku w przeszłości, ale oni po zajęciach zawsze wracali do domów. Inarea nie miała dokąd wrócić, a przynajmniej tak mówił jej mistrz. Dziewczyna usilnie próbowała namówić Zevrosta, by nauczył ją czegoś nowego. Uparcie odmawiał, ciągle zasłaniając się tym samym argumentem. Nie umknęło jego uwadze, że Erathiel nie nauczył jej ani jednego zaklęcia związanego z ogniem. To przecież były podstawy, niezależnie od ścieżki, którą obierał warlock. Owszem, niektóre drogi minimalizowały użycie ognia jako broni, ale ork nie wyobrażał sobie warlocka, który w ogóle nie potrafi używać tego żywiołu. Na ten moment jedyne, co przyszło mu do głowy, to że jego przyjaciel stara się popchnąć Inareę w konkretnym kierunku. Z jakiegoś powodu nie chce dawać dziewczynie wyboru.
- Chcesz podejrzeć rytuały? - zapytał nagle, zmuszając naburmuszoną dziewczynę, by na niego spojrzała.
Ina poczuła dziwny niepokój, gdy usłyszała to pytanie. Miała wrażenie, że jej demon zjawił się przy niej. Szeptał, że to bardzo zły pomysł. To jednak było tylko złudzenie.
- Rytuały? - zapytała niepewnie.
Zevrost westchnął zrezygnowany. Na dobrą sprawę elfka miała prawo jeszcze o tym nie słyszeć. Z zasady im później uczeń się o nich dowie, tym lepiej. Nie miał jednak pojęcia, co może z młodą w ogóle zrobić, a to było coś, czego Erathiel nie powinien potępić.
- Wytłumaczę ci po drodze. Spakuj się, udajemy się do Undercity.
Wzdrygnęła się na wspomnienie miasta nieumarłych, ale posłusznie poszła po plecak.

Rytuał. Słowo to wywołało w Inie niczym nieuzasadniony lęk. Brzmiało jak coś groźnego. Słyszała owszem, że istnieją też rytuały odprawiane przez kapłanów, w których nie ma nic krwawego czy niebezpiecznego, ale w ustach warlocka to słowo brzmiało niepokojąco.
Gdy wsiedli na zeppelin, Zevrost rozpoczął swój wywód:
- Od czego by tu zacząć… Przez niektórych zwykłe przyzwanie demona bywa nazywane rytuałem. Nie jest to błędem, ale zwyczajowo określamy przywoływanie wymagające większej ilości osób... Czasem nawet ofiary. Jednak zanim przejdę do sedna, muszę przybliżyć ci sam temat przywołań. Wiem, że potrafisz otworzyć bramę dla pojedynczego demona, jednak ...

Z każdym zdobytym fragmentem duszy stajemy się silniejsi. Nie jest to jedyny sposób na wzmocnienie swojej mocy, ale jest chyba najprostszym i wbrew pozorom, jednym z mniej agresywnych. Nie musisz zabijać ofiary, by zdobyć fragment. Wiadomo, że zdobycie całej duszy wzmacnia nasze możliwości, ale - odchrząknął - nie o tym teraz chciałem. Niektórzy czarnoksiężnicy preferują inne sposoby wzmocnienia się. Próbują przyzywać silniejsze demony, co często kończy się tragicznie. W najlepszym przypadku tylko dla nich. - Spojrzał Inie w oczy. - Wielokrotnie jednak, szczególnie gdy młody uczeń nie posłucha, przywoływanie odbywa się bez żadnych zabezpieczeń. Często taki demon po zabiciu warlocka wydostaje się na wolność i zaczyna rozrabiać. Jeżeli jest wystarczająco sprytny, to przez kilka lat może ukrywać się niezauważony. W cieniu bądź w ciele nieświadomej ofiary. Staramy sobie radzić z takimi przypadkami sami. Nie informujemy o nich osób postronnych. Jednak gdy się nie uda... - westchnął. - Nigdy nie byliśmy lubiani, powinnaś już to zauważyć. Niektórzy ciągle szukają pretekstów, by się nas pozbyć. Każdy uwolniony demon jest dla nich wodą na młyn…
- Niektórzy? - przerwała orkowi wywód. Słyszała o tym, że warlocy nie są lubiani, ale nigdy nie było określone, przez kogo. Zevrost brzmiał jednak, jakby miał na myśli konkretne osoby.
- To, co robimy i czym się zajmujemy, dla większości jest sprzeczne z naturą. Dodatkowo magowie upatrują w nas zagrożenie. Podejrzewam, że mają świadomość, że jesteśmy od nich silniejsi, ale nie obnosimy się z tym. Obawiają się, że gdyby to się wydało, straciliby swoją pozycję w świecie. Po co mieć przy tronie słabego maga, skoro można mieć potężnego warlocka? Sprawiają pozory obrońców życia i czystej mocy. Prawda jest taka, że chodzi im tylko o władzę.
- Erathiel jest blisko tronu...
Ork nie miał na to przygotowanej odpowiedzi. Zadumał się na chwilę.
- To jest trochę co innego. Twój mistrz jest chyba jedynym warlockiem wśród krwawych elfów, które są w radzie księcia. Nie znam dokładnie powodów, dla których się tam znalazł, ale może to mieć związek z tym, że wychowywał się na dworze. Jest też całkiem inteligentny... Jego umiejętności i moc mogły odgrywać tutaj drugorzędną rolę. Na dodatek jesteście krwawymi elfami. Możecie nienawidzić mocy, która was przemieniła, ale każde z was jest przez nią skażone.
Inarea wyglądała na zdziwioną. Otwierała usta, by zadać kolejne pytanie, ale ork nie dał jej takiej możliwości.
- Wracając do tematu... Ze względów, o których wspomniałem wcześniej, warlocy zaczęli się jednoczyć. Zamiast ryzykować w pojedynkę przyzywanie silnego demona, robią to grupowo. Dzięki temu ich wspólna moc zawsze przerasta możliwości przywoływanej istoty. Pewnie zastanawiasz się, po co w ogóle robić coś takiego? - Kiwnęła głową w odpowiedzi. - Wszyscy dążymy do wzmocnienia swojej mocy. Jest to pewnego rodzaju uzależnienie. Potężny demon może być użyty na różne sposoby. Można spróbować przejąć jego moc, uczynić go swoim podwładnym... albo nawet się czegoś od niego nauczyć. Nie powtarzaj jednak tego ostatniego Erathielowi, bo się zdenerwuje.
Mimowolnie dziewczyna się uśmiechnęła.
- Czyli idziemy zobaczyć, jak wielu warlocków przywołuje jednego demona?
- Tak, można ująć to w ten sposób...
Odniósł wrażenie, że dla Iny cały ten wykład był niepotrzebny. Był do tego na swój sposób przyzwyczajony - nie był to pierwszy raz, gdy uczeń nie wykazywał większego zainteresowania wprowadzeniem do lekcji. Jego słowa były jednak ostrzeżeniem. Nawet jeżeli elfka tego nie zauważyła, wystarczy, że cokolwiek zapamięta z tej rozmowy. Może się opamięta, jeśli przyjdzie jej do głowy przywoływać silnego demona bez mistrza. Ryzyko istniało zawsze. Z jego doświadczenia ostrzeganie przynosiło lepsze rezultaty niż straszenie. Na każdego działało jednak coś innego. Co jednak zadziała na Inę, nie wiedział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz