Miała
niewiele własnych pieniędzy, ale nie chciała być całkowicie uzależniona od
Erathiela. Szczególnie, że zdarzało mu się zapomnieć, że powinien zostawić jej
trochę drobnych na jedzenie, jak jechał do stolicy. Miała świadomość, że jest
jeszcze młoda, ale widywała już osoby w swoim wieku, które zaczynały zbierać
pierwsze zaskórniaki. Nie miała rodziców, a raczej nie miała z nimi kontaktu,
by móc liczyć na jakiekolwiek wsparcie.
Gdy chodziła
po Orgrimmarze, często słyszała, jak ktoś oferował kilka miedziaków za
zrobienie prostej rzeczy. Wiele orków zlecało młodym zadania do wykonania, bo
możliwe, że byli zbyt leniwi, by robić to samodzielnie. W tym wszystkim był
dużo szerszy podtekst, dokładnie taki jak w jej rodzinnych stronach, ale Ina
była zbyt młoda, by go dostrzec.
- Mam się uczyć
gotować?! Chyba żartujesz?! ...mistrzu - dodała po chwili.
Warlock nie
żartował. Wpatrywał się w dziewczynę z dziwnym uśmiechem na twarzy. Stali przed
wejściem do budynku już od dobrych kilku minut.
- Im dłużej
będziesz się wzbraniać, tym później zaczniemy.
- Ale co
zaczniemy... Kurs gotowania z Erathielem Lamonie?!
- Ładnie to
ujęłaś. Będę musiał zapamiętać, może kiedyś nawet napiszę książkę. Potem będę
jeździł po różnych karczmach i próbował potraw - uśmiechnął się szeroko po tych
słowach.
- Raczej
niszczyć im opinię swoimi złośliwymi komentarzami.
- Tak, to
jest dobry plan na przyszłość - zupełnie nie przejął się jej stwierdzeniem. - Przynajmniej
nie będę już więcej musiał użerać się z moją niesforną uczennicą.
- Nie będę
ci gotować, mam nadzieję, że jesteś tego świadomy.
-
Oczywiście. Jedząc przygotowane przez ciebie potrawy obawiałbym się, czy nie
dodałaś do nich jakiejś trucizny.
Ina fuknęła,
ale nie powiedziała nic więcej. Zerknęła na uśmiechniętego mistrza. Pokręciła
zrezygnowana głową i weszła do środka.
Pomieszczenie
było małe, ale zagracone. Znajdowało się w nim całkiem dużo mięsa, worki z mąką
i z przyprawami oraz mały regał ze zwojami.
- Witajcie,
cóż was do mnie sprowadza? - spytała kobieta po orczemu.
- Młoda chce
się nauczyć gotować.
Wypchnął Inę
do przodu, ta skłoniła się grzecznie trollicy.
- Masz
jakieś podstawy?
Elfka
pokręciła głową na boki.
- Nie
szkodzi - kobieta uśmiechnęła się, to nie był ładny widok. Obróciła się do
półki, na której leżały papiery, i wyciągnęła kilka zwojów. - Na początek
zaczniemy od czegoś prostego, jak opanujesz te przepisy, to przyjdź do mnie.
Inarea wzięła stos papierów i po podziękowaniu za nie wyszła w pośpiechu. Erathiel z początku chciał ją powstrzymać, ale zrezygnował z tego.
Poczekała na niego przed wejściem. Mężczyzna niestety wdał się w dłuższą
dyskusję z przedstawicielką trollowego gatunku.
Nie
wiedziała, ile czasu spędziła przed budynkiem oczekując, aż "jaśniepan"
raczy się pojawić. Była zirytowana, spodziewała się, że ten dzień spędzi
zupełnie inaczej, jakoś... produktywnie. Nie miała nawet ochoty rozmawiać z
demonem, który chyba podchwycił jej nastrój, bo milczał. W końcu w drzwiach
pojawił się wyczekiwany Erathiel. Z dziwnym uśmiechem spojrzał z góry na dziewczynę,po czym zatarł ręce.
- Teraz tylko
musimy sprawić ci wędkę.
- Nie
powinieneś uczyć mnie magii?
- Co ci po
magii, jak nie będziesz miała co jeść, podróżując po świecie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz