40

Na następny dzień Erathiel kazał jej się przygotować na wyprawę za miasto. Niewiele się zastanawiając Inarea przygotowała się na dłuższe wyjście i na walkę. Zarzuciła na plecy małą torbę i z niecierpliwością oczekiwała przybycia mistrza. Miała nadzieję na naukę, ale nie tylko. Gdzieś w głębi liczyła na jakiś zarobek.
Miała niewiele własnych pieniędzy, ale nie chciała być całkowicie uzależniona od Erathiela. Szczególnie, że zdarzało mu się zapomnieć, że powinien zostawić jej trochę drobnych na jedzenie, jak jechał do stolicy. Miała świadomość, że jest jeszcze młoda, ale widywała już osoby w swoim wieku, które zaczynały zbierać pierwsze zaskórniaki. Nie miała rodziców, a raczej nie miała z nimi kontaktu, by móc liczyć na jakiekolwiek wsparcie.
Gdy chodziła po Orgrimmarze, często słyszała, jak ktoś oferował kilka miedziaków za zrobienie prostej rzeczy. Wiele orków zlecało młodym zadania do wykonania, bo możliwe, że byli zbyt leniwi, by robić to samodzielnie. W tym wszystkim był dużo szerszy podtekst, dokładnie taki jak w jej rodzinnych stronach, ale Ina była zbyt młoda, by go dostrzec.

- Mam się uczyć gotować?! Chyba żartujesz?! ...mistrzu - dodała po chwili.
Warlock nie żartował. Wpatrywał się w dziewczynę z dziwnym uśmiechem na twarzy. Stali przed wejściem do budynku już od dobrych kilku minut.
- Im dłużej będziesz się wzbraniać, tym później zaczniemy.
- Ale co zaczniemy... Kurs gotowania z Erathielem Lamonie?!
- Ładnie to ujęłaś. Będę musiał zapamiętać, może kiedyś nawet napiszę książkę. Potem będę jeździł po różnych karczmach i próbował potraw - uśmiechnął się szeroko po tych słowach.
- Raczej niszczyć im opinię swoimi złośliwymi komentarzami.
- Tak, to jest dobry plan na przyszłość - zupełnie nie przejął się jej stwierdzeniem. - Przynajmniej nie będę już więcej musiał użerać się z moją niesforną uczennicą.
- Nie będę ci gotować, mam nadzieję, że jesteś tego świadomy.
- Oczywiście. Jedząc przygotowane przez ciebie potrawy obawiałbym się, czy nie dodałaś do nich jakiejś trucizny.
Ina fuknęła, ale nie powiedziała nic więcej. Zerknęła na uśmiechniętego mistrza. Pokręciła zrezygnowana głową i weszła do środka.
Pomieszczenie było małe, ale zagracone. Znajdowało się w nim całkiem dużo mięsa, worki z mąką i z przyprawami oraz mały regał ze zwojami.
- Witajcie, cóż was do mnie sprowadza? - spytała kobieta po orczemu.
- Młoda chce się nauczyć gotować.
Wypchnął Inę do przodu, ta skłoniła się grzecznie trollicy.
- Masz jakieś podstawy?
Elfka pokręciła głową na boki.
- Nie szkodzi - kobieta uśmiechnęła się, to nie był ładny widok. Obróciła się do półki, na której leżały papiery, i wyciągnęła kilka zwojów. - Na początek zaczniemy od czegoś prostego, jak opanujesz te przepisy, to przyjdź do mnie.
Inarea wzięła stos papierów i po podziękowaniu za nie wyszła w pośpiechu. Erathiel z początku chciał ją powstrzymać, ale zrezygnował z tego. Poczekała na niego przed wejściem. Mężczyzna niestety wdał się w dłuższą dyskusję z przedstawicielką trollowego gatunku.

Nie wiedziała, ile czasu spędziła przed budynkiem oczekując, aż "jaśniepan" raczy się pojawić. Była zirytowana, spodziewała się, że ten dzień spędzi zupełnie inaczej, jakoś... produktywnie. Nie miała nawet ochoty rozmawiać z demonem, który chyba podchwycił jej nastrój, bo milczał. W końcu w drzwiach pojawił się wyczekiwany Erathiel. Z dziwnym uśmiechem spojrzał z góry na dziewczynę,po czym zatarł ręce.
- Teraz tylko musimy sprawić ci wędkę.
- Nie powinieneś uczyć mnie magii?
- Co ci po magii, jak nie będziesz miała co jeść, podróżując po świecie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz