Zmieniłam formatowanie końca ostatniej notki. Tego wątku nie miałam zamiaru poruszać jeszcze przez jakiś czas, ale niektóre komentarze mnie do tego zachęciły. Życzę miłej lektury i mam nadzieję, że do przeczytania jeszcze w tym tygodniu!
Edit: dziękuję Ridowi za wychwycenie oczywistego błędu. Fryzura oczywiście miała być misternie upięta, nie mizernie. Pozdrawiam.
Edit2: Dodany został pierwszy akapit.
Elf nie chciał rozmawiać z demonem dłużej, niż to konieczne. Wykonał gest jakby odganiał muchę. Rozproszył zaklęcie i jaźń demona błyskawicznie powróciła do jego ciała. Do wieczora miał czas, by uporządkować wspomnienia.
Gdy Alkeridaris wspomniała o bitwie o Dawnstar Village, zaniepokoił się. Wolałby, żeby podała mu konkretną datę, a przynajmniej rok i miesiąc, by mógł się zjawić w odpowiednim czasie. Kobieta jednak nie chciała albo nie potrafiła sprecyzować, kiedy to wydarzenie nastąpi. Nie rozumiał, czemu tak zrobiła. W końcu ich rozmowa była prowadzona w myślach i nikt nie mógł jej podsłuchać. Demon nie próbował przekonać swojej towarzyszki. Doskonale zdawał sobie sprawę, dlaczego chciała śmierci tego dziecka.
Bitwa, o której wspomniała elfka, miała nie nastąpić jeszcze przez wiele lat. Czekał cierpliwie, zbierając informacje o wojnach prowadzonych w świecie materialnym. Był cierpliwy. Gdy tylko Dawnstar Village padło zaatakowane przez plagę, przeszedł przez bramę.
Oddalił się od Legionu. Formalnie nigdy od niego nie odszedł, bo nie było to konieczne. Demony nie chowały urazy, więc jego "zdrada" została szybko zapomniana. On jednak nie chciał do nich wrócić. Nie wyobrażał sobie tego po połączeniu z krwawą elfką. Ich ciała i umysły na chwilę stały się jednym. W momencie poznał wszystkie uczucia, tak obce dla jego dotychczasowej egzystencji. Gdy tylko kurz po walce opadł, ich ciała rozłączyły się, ale most pomiędzy umysłami pozostał. Żadne z nich nie było już tym, kim było wcześniej. Demon przestał widzieć sens niszczenia i siania bezsensownej destrukcji. Przestał być wrogiem wszystkiego, co żyje. Zaczął szukać powodów, dla którego jego istnienie miałoby mieć sens. Alkeridaris natomiast… Z początku zamknęła się w sobie. Przyglądał się jej, jak marnieje w oczach. Przepełniły ją jego myśli i uczucia. Ciężko tam było znaleźć coś pozytywnego. Była przytłoczona i nie był pewien, czy kobieta z tego wyjdzie.
Część warlocków po połączeniu nigdy nie wracała do siebie. Niektórzy dosłownie, inni w przenośni. Nie wszystkim udawało się rozłączyć na dwie osobne istoty po scaleniu. W takim wypadku przeważnie demony przejmowały kontrolę. Mądrzejsze z nich kryły się długo z tym, że posiadają ciało człowieka. W końcu mieli dostęp do myśli i wspomnień czarnoksiężników. Przeważnie wydawał je jednak brak uczuć. Pozytywne uczucia były czymś obcym dla większości istot cienia. Nie potrafiły ich zrozumieć, przez co zachowywały się dziwnie i otoczenie zwykle zaczynało coś podejrzewać. Jeżeli połączenie udało się zerwać, to często ta chwila, w której demon i warlock byli jednym, wystarczyła, by jego serce stało się czarne. Historia pełna jest krwi przelanej przez takie osobniki. Pragnęli większej władzy, niezależnie od kosztu, jaki będą musieli ponieść. Przynajmniej dopóki nie chodziło o koszt ponoszony osobiście. Bywały oczywiście wyjątki. Szczególnie słabsze demony nie były w stanie wpłynąć na opętaną istotę. Ich jaźń często była miażdżona.
Demon wątpił, że połączenie jego i Alkeridaris było pierwszym, gdzie spotkały się równorzędne byty. Nawet jeżeli nie słyszał wcześniej o żadnym, podejrzewał, że po prostu żadna ze stron się tym nie chwaliła. Nikt z jego rasy nie przyznałby się, że połączenie z żywą istotą tak go zmieniło. Dla warlocka przyznanie publiczne, że demon sprawił, że inaczej patrzą na życie, oznaczałoby samobójstwo. Inni wystarczająco ich nie lubili i nie potrzebowali do tego wyraźnego powodu.
Alkeridaris znała przyszłość. Wiedziała, co zrobi dziecko, które demon miał zabić. Istota cienia też to wiedziała. Myśli elfki wypełniały jego umysł, gdy ta była obok. Ten obraz pokazywała mu wielokrotnie, by wyrył się w jego pamięci. Wtedy jednak jeszcze nie wiedział, że zakończy się to taką prośbą. Demon był gotowy spełnić jej życzenie, a przynajmniej z takim przeświadczeniem kręcił się po pustyni.
Po Blasted Lands przemieszczało się wiele osób. Ze względu na bliskość bramy pełno było tu też demonów. Strażnicy nie byli w stanie zatrzymać wszystkich, musieli więc wybierać. Przepuszczali więc pomniejsze demony, które ich zdaniem nie mogłyby narobić dużych szkód. Wiele z nich było w stanie maskować moc, o czym żywi przekonali się dopiero później. Powstało wtedy dodatkowe zabezpieczenie, które okazało się skuteczne.
Demon z daleka obserwował rodzinę zmierzającą do przejścia. Mężczyzna, najprawdopodobniej ojciec, szedł przodem z wyciągniętym mieczem. Sprawiał wrażenie osoby, której nie da się zaskoczyć. Był wysokim i postawnym elfem o ciemnobrązowych włosach. Jego twarz nie wyróżniłaby się w tłumie. Na pierwszy rzut oka nie miał żadnych znaków szczególnych. Chyba że za znak szczególny uzna się brak jakichkolwiek pieprzyków, znamion i bruzd. Uwagę przykuwała jednak czerwona chusta otulająca szyję. Tuż nad obojczykiem, z lewej strony przebiegała stara, zrośnięta już blizna. Mężczyzna starał się ją zamaskować kawałkiem ubioru, ale wiatr był zbyt silny i nim podwiewał. Na rękach elf również nosił znamiona starych walk. Mógł być wojownikiem, któremu pewnego dnia sprzykrzyły się bijatyki. Bądź pewna osoba przekonała go do zarzucenia awanturniczego trybu życia. Uwaga demona przeniosła się na kobietę.
Kobieta miała długie białe włosy, spięte z tyłu. Fryzura mogła być wcześniej misternie upięta, ale przez wiatr obecnie nie wyglądała zbyt schludnie. Na twarzy elfki były rumieńce i delikatny uśmiech. Ubrana była w ziemistą suknię zapewniającą swobodę ruchów. Nie była ani specjalnie umięśniona, ani nie było od niej czuć magii. Ot, zwykła mieszczanka. Za rękę prowadziła małą dziewczynkę. Dziecko rozglądało się z zainteresowaniem i ciągle pytało o coś matkę. Kobieta ze spokojem odpowiadała. Demon postanowił się zbliżyć, ale ciągle pozostawał niewidoczny. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że matka wzdrygnęła się, gdy przeszedł obok. Jednak nie było w niej ani odrobiny mocy, by mogło to być możliwe.
Nagle wiatr się zerwał, niemal przewracając dziewczynkę. Demon ciężko zdusił w sobie chęć pomocy. To nie była jego sprawa.
Zbliża się burza.
Był pewien, że w tym momencie dziecko na niego spojrzało, a jego oczy rozszerzyły się w zdziwieniu. W odstępie uderzenia serca uderzyła burza piaskowa, odbierając demonowi zdolność widzenia. Słyszał stłumione krzyki, wyczuwał, że coś się dzieje, ale mimo usilnych prób nie mógł przebić się przez ścianę piasku. Pozostało mu tylko czekanie, ale do tego zdążył już przywyknąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz