46

Inarei pozostał już tylko jeden krok. Jeszcze tylko jeden ruch nogą i znajdzie się na statku, który popłynie nie wiadomo gdzie i zabierze ją do nieznanych krain. Demon chrząknął, a przynajmniej taki dźwięk rozległ się w umyśle dziewczyny, ale postanowiła go zignorować. Chwilę później, mimo wykonanego kroku, nie poczuła pod stopami desek pokładu. Ktoś złapał ją za ramię i stanowczo pociągnął do tyłu. Zanim zdążyła się odwrócić, do jej uszu dotarły słowa wypowiedziane po elficku:
- A ty dokąd?
Spojrzała w oczy Erathiela, nie za bardzo wiedząc, jak ma się zachować.
- Odpowiesz na moje pytanie? - gdyby ton jego wypowiedzi miałby się zmaterializować, tuż przed warlockiem znalazłby się naostrzony miecz.
Ina instynktownie się skuliła. Jej mistrz bywał już na nią wkurzony, ale tym razem było inaczej. Nie ironizował, a jego oczy były zimne niczym stal.
- Ja... - urwała i spuściła wzrok.
- Nie wiesz, dokąd płynie ten statek - to nie było pytanie.
Mimo to dziewczyna kiwnęła głową.
- Lepiej dla ciebie, żebyś się nie dowiedziała w najbliższym czasie - po tych słowach pociągnął ją w stronę budynków.

Jak tylko zeszli z pomostu, Erathiel ją puścił.
- Z tego, co pamiętam, miałaś czekać na mnie w mieście.
- Owszem, ale...
- Ale? - jego ton odrobinę złagodniał, ale nadal był wyraźnie zły.
- Nie powiedziałeś, w którym...
Na twarzy elfa wyraźnie odbijała się wewnętrzna walka, którą toczył. Stwierdzenie Iny go zaskoczyło i pewnie rozbawiłoby go w innych okolicznościach. W tym jednak momencie był przede wszystkim wściekły.
- Naprawdę ostatnia rzecz, której potrzebuję, to moja uczennica zjedzona przez dzikie zwierzęta - odpowiedział po chwili. - Za mało umiesz, by się sama poruszać po świecie.
Dziewczyna czuła, jak wraca jej pewność siebie. Przez krótką chwilę obawiała się, że Erathiel ją uderzy, ale skoro tego nie zrobił, nie miała się czego bać.
- Nie byłam sama.
- Tak, słyszałem o jakimś krowim podrostku, z którym cię widziano.
Wciągnęła głośno powietrze i nadęła policzki.
- Popełniłaś straszliwy błąd i pewnie go nawet nie rozumiesz.
- Mylisz się, mistrzu - wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowo.
- Nie mam ochoty z tobą dyskutować, uczennico. Skoro postanowiłaś się tutaj wybrać samodzielnie, zostaniemy tu jakiś czas. Chętnie zobaczę, jak poradzisz sobie z życiem w małym miasteczku, a teraz idziemy. - Odwrócił się do niej plecami i ruszył w stronę karczmy.
Inarea stała jak wryta. Docierała do niej abstrakcyjność sytuacji, która właśnie miała miejsce, ale nie potrafiła jej zrozumieć. Coś się musiało zmienić w ciągu tej jednej nocy, zupełnie, jakby ktoś podmienił jej mistrza.
- Powiedziałem IDZIEMY! - Znów obdarzył ją tym zimnym spojrzeniem zielonych oczu.
Elfka z wielkim wysiłkiem wykonała pierwszy krok i podążyła za warlockiem.

Siedziała w ciszy w pokoju, który zajmowała poprzedniego wieczora, w czasie gdy Erathiel regulował rachunki. Zabronił jej wychodzić na zewnątrz, nawet jakby się paliło. Ciągle był o coś zdenerwowany, ale ani razu nie powiedział, o co dokładnie. Inarea wiedziała, że nie mogło chodzić o dzikie zwierzęta, o których wspomniał. Nawet jeżeli za nim nie przepadał, warlock nie mógł zignorować siły demona, z którym podróżowała. Musiało więc chodzić o coś innego...
Drzwi otworzyły się gwałtownie, a w progu stanął Erathiel. Podszedł do stołu i położył na nim przybory do pisania i spory plik kartek.
- Za swoją ucieczkę, sprzeciwienie mi się i otwarte narażenie się na niebezpieczeństwo, za karę napiszesz 100 razy "Jeżeli umówię się z mistrzem w określonym miejscu i czasie, to będę tam na niego czekać, niezależnie co podpowie mi którykolwiek demon".
- Ale...
- Masz jeszcze czelność dyskutować?
- To nie ON mi powiedział, bym opuściła miasto. Był temu przeciwny...
Mężczyzna przyjrzał jej się uważnie.
- W takim wypadku "Jeżeli umówię się gdzieś ze swoim mistrzem, będę tam na niego czekać w wyznaczonym dniu, o wyznaczonej godzinie", 100 razy...
- Ale to strasznie dużo...
- Gdy skończysz, o ile będzie jeszcze dzień, wrócimy do nauki.
- Nauki pisania?
Niemal widziała, jak na czole elfa wyskoczyła żyła ze zdenerwowania.
- Napiszesz to 100 razy po thalassiańsku, 100 razy po orczemu... i 100 razy we wspólnym, czy chcesz dodać coś jeszcze?
Inarea nie chciała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz