Zero Pięć / Spotkanie

Dzisiaj trochę inaczej... Od paru dni próbuje zabrać się za notkę i mam nadzieję, że w końcu mi się uda. Byście jednak nie byli poszkodowani, wrzucam Wam kontynuację "Przebudzenia", która miała nigdy nie powstać. Opowiadanie, podobnie jak pierwsza cześć, była pisana na konkurs Płockich Dni Fantastyki, tylko tym razem w 2013 roku. Temat: Fantastyczny Płock. 
"Zero Pięć" jest oryginalnym tytułem, "Spotkanie" jest tytułem, który chodził mi po głowie podczas pisania.
Miłej lektury życzę, czekam na komentarze i mam nadzieję, że do przeczytania w środę/czwartek!


Zero Pięć / Spotkanie

Minęło kilka godzin, odkąd 05 uciekła z naszego laboratorium. Wiem, że powinienem teraz pisać raport, a nie dziennik, ale nie mogę zebrać myśli. Dziewczyna była piątym wyhodowanym przez nas klonem, który udało nam się obudzić. Liczyliśmy, że przeprowadzimy pełne testy na świadomym obiekcie. Nie mieliśmy takiej możliwości od niemal 50 lat, gdy mogliśmy badać niczego nieświadomą oryginalną Zero. Dziewczyna była przekonana, że pomaga swoim rodzicom i chętnie godziła się na wszystkie dziwne testy. Niestety do czasu. Zapewnienia, że niedługo się z nimi zobaczy, w końcu przestały działać. Szczególnie, gdy przeprowadzaliśmy bolesne i nieprzyjemne badania, nie podając jej jakiegokolwiek znieczulenia.
*
01 była nieudanym klonem, chociaż według moich kolegów to zbyt delikatne słowo. Z jednej strony była zdrową psychicznie i fizycznie nastolatką. Z drugiej okazało się, że podczas przenoszenia jądra komórki somatycznej do komórki jajowej zagubiliśmy praktycznie wszystkie ewolucyjne cechy. Mądrzejsi o to doświadczenie całkowicie zmieniliśmy metodę klonowania. Z początku nie wiedzieliśmy, co zrobić z nieudaną kopią. Rozwiązanie przyszło do naszego kierownika późnym wieczorem. Domyślać się tylko mogę, jakie filmy oglądał, skoro postanowił wykorzystać 01 jako żywą macicę.
*
Kilka następnych klonów, którym nawet nie nadaliśmy pełnych numerów, nie udawało nam się obudzić. Nawet jeżeli obiekt otworzył oczy, po chwili umierał. Gdzieś popełnialiśmy błąd.
*
02 nie miała długiego życia, ale zapamiętamy ją na długo. Obudzono ją przez przypadek, gdy była jeszcze w wieku niemowlęcym. Krzyczała jak każde dziecko. Jednak fale, na których nadawała, były nie do zniesienia dla przeciętnego człowieka. Uszkodziła słuch wszystkim, którzy mieli wtedy dyżur, a do tego nie dawała się uspokoić. Decyzja o uciszeniu jej na zawsze była jedną z najbardziej bolesnych dla projektu.
*
Numerek trzeci wykazywał odpowiednie cechy dla ewolucyjnego organizmu. Była chętna do współpracy, dopóki nie popełniliśmy jednego błędu. Nigdy więcej nie możemy pozwolić klonowi dowiedzieć się, że nim jest. Nigdy.
*
04 w momencie obudzenia wydawała się być miłą i spokojną dziewczynką. Niestety pozory mylą. Po wykonaniu podstawowych badań klon zaczął wpadać w szał. Z początku wystarczyło przywiązać ją do łóżka i przeczekać. Ani razu nie zareagowała na nasze polecenia, wręcz przeciwnie. Jak tylko coś się od niej chciało, reagowała agresją. Tolerowaliśmy to i szukaliśmy sposobów, by wprowadzać ją do maszyn wykonujących testy. Do momentu, kiedy zaatakowała. Nie spodziewaliśmy się, że w takim małym ciele może być tyle siły. Bilans strat: dwie maszyny, każda warta kilka miliardów złotych, nie nadawały się nawet na złom. Kartoteka medyczna zawierająca ostatnie wyniki całkowicie zniszczona. Zespół 5 osób stracił życie. Z dwóch osób nie udało się pobrać komórek potrzebnych do sklonowania.
*
Po przeprawie z czwórką dorzuciliśmy do puli genów te, które odpowiadały za posłuszeństwo. A przynajmniej tak nam się wydawało. Od dawna wprowadzaliśmy do genotypów drobne modyfikacje. Na klony innych jednostek ta mieszanka genów działała prawidłowo. Wydawało się, że jesteśmy coraz bliżsi stworzenia idealnego żołnierza. W tym przypadku coś jednak poszło nie tak. Chcieliśmy otrzymać ewolucyjną istotę, która będzie nad nami w hierarchii świata. I chcieliśmy ją uczynić podatną na naszą wolę. Chyba wiem, gdzie popełniliśmy błąd, ale jestem też pewien, że nasi sponsorzy tego nie zrozumieją.
*
Najważniejsze w tym momencie jest jednak odnalezienie 05. Niezależnie od zachowania tego konkretnego klona, od zawsze uważaliśmy, że jednostka zero w końcu stanie się agresywna. I okrutna.
*
Samo okrucieństwo jednostki 05 jest sprawą co najmniej dyskusyjną. Jakby nie patrzeć, zamordowała mnie z zimną krwią. Analizowaliśmy nagrania z kamer wiele razy i nadal nie widzimy powodu takiego zachowania. Jednym z najbardziej abstrakcyjnych wniosków było stwierdzenie, że Zero nabyła umiejętność empatii. Poznała w ten sposób uczucia mojego klona i wiedziała, że kłamał. Co i tak nie tłumaczy zabicia go.
***

Krok za krokiem. Szła do przodu, praktycznie nie rozglądając się na boki. Pamiętała dobrze zdziwienie na twarzy doktora oraz czerwoną lampkę kamery. Miała świadomość, co stało się pomiędzy tymi dwoma obrazami, ale gdy próbowała przypomnieć sobie szczegóły, zaczynała boleć ją głowa.

Szła z opuszczoną głową, starając się pozostać niezauważona. Mijała różnych ludzi. Niektórzy zwracali na nią uwagę, ale większość ją ignorowała. Widać dziewczynka w białej, niemal prześwitującej koszuli nie była niczym niezwykłym w obecnych czasach. Wciąż nie potrafiła uwierzyć, że minęło 50 lat od jej ostatniego wspomnienia. Myśli przechodniów atakowały ją, potwierdzając datę, którą mogła przeczytać w dzienniku doktora. Lekarza, który za własne myśli zapłacił najwyższą cenę.

Poruszała się na oślep. Płock, który teraz miała okazję oglądać, w niczym nie przypominał znanego jej miasta. W miejscu, gdzie spodziewała się ujrzeć osiedle domków jednorodzinnych, widziała wielkie blokowisko. Tam, gdzie było kiedyś blokowisko, obecnie znajdował się park. Skierowała swoje kroki na miejsce, gdzie powinna być jej szkoła. Wybuch. To było jej ostatnie żywe wspomnienie. Skręciła w pustą uliczkę, bo ludzie patrzyli na nią z coraz większym zainteresowaniem.

Spodziewała się zastać pusty plac, ewentualnie jakiś pomnik. Nie była przygotowana na to, co znalazła w miejscu, gdzie 50 lat wcześniej stał Zespół Szkół Nr 1.

"W 15 rocznicę tragedii nazwanej Płockim Końcem Świata prezydent miasta postanowił odmienić oblicze zniszczonych dzielnic. Dzięki ogólnokrajowej zbiórce oraz dofinansowaniu z Unii Europejskiej w 2027 roku w miejscu wybuchu wulkanu powstał jedyny i niepowtarzalny park rozrywki Fantastyczny Płock."

Dziewczyna zamrugała, po czym przetarła oczy. Czytała napis, który znajdował się na podniszczonej tablicy już kilkanaście razy i nadal nie docierało do niej to, co widziała. Poniżej ktoś wydrapał napis:

"W 20 rocznicę tragedii, po wielu przypadkach zachorowań dzieci, które bawiły się w Fantastycznym Płocku, park zamknięto. Niech spoczywa w pokoju..."

Nieuczęszczane, najpewniej skażone miejsce wydało się Zero idealnym schronieniem. Nikt nie powinien jej tu niepokoić do czasu, aż zaplanuje dalsze kroki. Przeskoczyła przez płot i stała chwilę w bezruchu. Jedyny odgłos, który do niej docierał, to szum liści. W pobliżu nie było nikogo, nie słyszała żadnych myśli. W końcu było cicho.

Obudził ją hałas. Otworzyła oczy i zdezorientowana rozejrzała się po budce z hot dogami, w której przyszło jej usnąć. Zanim zdążyła się do końca obudzić, napadł ją potok myśli, który nie należał do niej. Był tak chaotyczny i niepoukładany, że miała duży problem ze zrozumieniem czegokolwiek, poza jednym. Na teren byłego parku rozrywki weszło dziecko. Wyjrzała przez zakurzoną szybę, chcąc się upewnić, że chłopiec jest sam. Nie wierzyła do końca swoim nowym zdolnościom, bo nie była w stanie nad nimi zapanować.

Pusto. Cicho. Spokojnie. Powiedziały do niej myśli chłopca, gdy ten przysiadł na murku. Wydawało się, że dziecko nie ma zamiaru zaglądać do jej kryjówki. Nie wyczuwała z jego strony żadnego potencjalnego zagrożenia, a jedyną dominującą emocją był smutek. Odetchnęła z ulgą i postanowiła kontynuować sen.

***
Dokładnie trzy dni temu 05 wyszła przez drzwi naszego laboratorium. Do teraz próbuję zrozumieć, dlaczego wszystkie drzwi się przed nią po prostu otwierały. Strażników nie było, bo ostatnie, czego chcieliśmy, to Zero przestraszonej widokiem broni. Teraz to chyba jednak nie jest już naszym problemem. Poszukiwania trwają. Postanowiliśmy skorzystać z pomocy cywilów.
***

- Strasznie długo śpisz...
W pierwszej chwili podniosła rękę do ciosu, gotowa wbić ją w ciało chłopca. Opamiętała się jednak i odetchnęła głęboko.
- Już myślałem, że się nie obudzisz...
Jest podobna do innych... Ale ona oddycha. Ale te ślady na rękach...
Odruchowo otuliła się ramionami, ale miała świadomość, że nie ukryje w ten sposób licznych śladów po igłach. W tym momencie zaczęła się cieszyć, że była nieprzytomna, kiedy rozpoczynali swoje eksperymenty.
- Rodzice cię nie nauczyli, że od obcych należy trzymać się z daleka?
Przyjrzała się chłopcu, bo po raz pierwszy widziała go z tak bliska. Był niewiele młodszy od niej, jeżeli liczyć jej biologiczny wiek. Miał bystre piwne oczy, w głębi których czaił się smutek.
- Chyba w szkole coś mówili o tym. Nie pamiętam, nie uważam za bardzo na lekcjach.
Uśmiechnęła się pod nosem. Mimo upływu lat niektóre rzeczy się nie zmieniają.
- Czemu śpisz tutaj na podłodze?
- Przywołuję duchy.
Chciała tylko spławić dzieciaka, ale kiedy wypowiedziała te słowa, zdała sobie sprawę, że była to prawda. W snach przychodzili do niej koledzy i koleżanki, z którymi szła tamtego dnia do szkoły. Feralnego 23 grudnia 2012 roku...

Następnego dnia chłopak przyniósł jej gazetę i coś do jedzenia. Nie zdziwiło jej aż tak, że nadal istnieją papierowe wydania, jak to co było na okładce. Ktoś umieścił tam jej zdjęcie i podpis:
"Zaginęło dziecko, ostatnio widziane było w okolicach Petrochemii. Jeżeli ktoś ją widział, zrozpaczeni rodzice proszą o kontakt!"
Ścisnęła w dłoni gazetę i powstrzymała łzy. Miała ochotę zadzwonić pod podany numer i nawrzucać naukowcom od siedmiu boleści. Nawet jeżeli powstała dzięki nim, nie dawało to im najmniejszego prawa do nazywania się jej rodzicami! Gdy pierwsza złość jej przeszła, zaczęła się cieszyć, że nie miała przy sobie żadnego telefonu.

To, że chłopak nie chciał się odczepić, miało swoje dobre strony. Skoro nie musiała się już przed nim ukrywać, mogła swobodnie przejść się po parku. Oglądała stare karuzele, z których już dawno odpadła farba.
- Często tu przychodzisz? Rodzice się o ciebie nie martwią? - zapytała, wpatrując się czujnie w chłopaka.
- Raczej nie. Wątpię, by zauważali w ogóle moją nieobecność. Przychodzę tu tylko, gdy się kłócą - wysilił się na uśmiech, ale Zero poczuła zgoła inne uczucie.
Czyli codziennie.
Po chwili poczuła także coś innego. Zupełnie, jakby ktoś uderzył ją w twarz. Przed oczami stanął jej obraz szarpiących się dorosłych. Nie miała wątpliwości, czyich rodziców widzi.

***
Dziwię się, że Zero jeszcze nikogo nie zabiła. Przynajmniej nikogo, o kim byśmy usłyszeli, a śledzimy wszystkie kanały informacyjne. Najgorszym scenariuszem jest to, że obiekt jakimś cudem wydostał się z miasta. Chyba muszę w końcu wyjść z laboratorium. Siedzenie tutaj niczego już nie zmieni.
***

- Kim ty właściwie jesteś? Rozumiem, że uciekłaś z domu, ale może czas tam wrócić?
Poczuła ból, ale tym razem nie należał on do chłopaka.
- Nie mam dokąd wrócić - odpowiedziała spokojnie. - Jestem duchem.
- Kłamiesz! Przecież mogę cię dotknąć.
- Wspomnienia, które mam, nie są moje. Jestem nikim.
- Ale... To przecież niemożliwe.
Nie odpowiedziała. Miała świadomość, że to ich ostatnia rozmowa. Nie miała dokąd pójść, ale nie mogła w nieskończoność siedzieć w opuszczonym parku rozrywki i rozmawiać z chłopakiem, który uważał ją za przyjaciółkę.
Cóż za pomysł z tym parkiem... Rozumiem nową politykę, by ludzie myśleli tylko o pozytywnych sprawach, ale nawet ja uważam to za przegięcie.
Wzdrygnęła się słysząc znajome myśli. Potrafiła je rozpoznać i przypisać do osoby, były dla niej jak odcisk palca, zostawiony w głębi świadomości.
- Odejdź stąd, zanim zrobi się nieprzyjemnie - powiedziała do bezimiennego chłopaka. Przez te kilka dni, które spędzili razem, nie chciała poznać jego imienia, a on się nie narzucał.
- Ale... - zatkała mu usta dłonią, zanim zdążył powiedzieć cokolwiek więcej.
Wskazała mu głową mężczyznę, który stał w oddali przy płocie. Byli schowani w cieniu, więc była szansa, że ich nie zauważył do tej pory.
- Nie szukają mnie rodzice i to na pewno nie z powodu, że się za mną stęsknili - uśmiechnęła się wrednie.
Zaskoczyła ją agresja, którą poczuła. Jej własna. Z jakiegoś powodu nienawidziła tego człowieka, ale nie potrafiła sobie przypomnieć, dlaczego. Nie chodziło o zdarzenie w laboratorium, tylko o coś, co miało miejsce dużo wcześniej. Zacisnęła powieki i zobaczyła wspomnienie. Nie należało bezpośrednio do niej, ale było z nią związane.
W jednej chwili ujrzała setki dziewczyn, następnie kobiet w ciąży, a potem małych dzieci.
- Dziennik kłamał... Nie byłam pierwsza. Nie byłam też jedyna.
Spojrzała z oddali na mężczyznę w białym kitlu, który zaczął oddalać się od parku. Nić, która połączyła ich umysły, została przerwana.

Budziła się. Nie spała od dłuższego czasu, ale to był inny rodzaj snu. Gdy uciekła z laboratorium, pragnęła odciąć się od tego, co tam się wydarzyło. W tym momencie nie myślała o niczym innym, tylko o powrocie do tamtego miejsca i o zrobieniu porządku. Wróci do nich, da im pozorne zwycięstwo, które wkrótce zamieni się w ich koszmar.
Poczuła dłoń chłopca na swoim ramieniu. Spojrzała w te jego smutne oczy przepełnione bólem. Nie miał nikogo. Tak bardzo pragnął bliskości, że próbował zaprzyjaźnić się z dziewczyną, którą uznał za narkomankę. Płakał po nocach, ale nie słuchało go nic poza czterema ścianami i poduszką. Nie potrafiłby już być szczęśliwy, miała tego świadomość.
Dlatego dotyk jej ramienia był ostatnią rzeczą, jaką poczuł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz