Na początku było światło. Świetlista zielona kula znajdująca się na poziomie ziemi. Połyskiwała ona jasno, ale nikt zdawał się nie zwracać na nią uwagi. Po chwili kula zaczęła się rozpadać. Niczym kłębek wełny zaczęła rozwijać się w kilku kierunkach. Świecące nitki wolno tworzyły wzór. Ktoś ukryty przed oczami wszystkich tkał wolno krąg z zielonej energii.
Inarea
obserwowała to wszystko z okna. Widziała tworzące się wzory, co utwierdziło ją
w przekonaniu, że niemal wszystkie kręgi magiczne wyglądają tak samo. Zdziwił
ją jednak fakt, że nikt na to nie reagował. Jedynie Erathiel zdecydował się
zrobić cokolwiek, ale dopiero po chwili. Jakby wcześniej nie widział tego, co
się dzieje.
Wszyscy
spacerowali po mieście i zdawali się zajmować swoimi codziennymi sprawami.
Niektórzy nawet przechodzili przez środek kręgu, bez cienia zawahania.
Na
tle mrocznej twarzy wyróżniały się dwa świecące punkty. Nie było widać nosa,
czy ust. Ramiona i tors pokryte były zbroją, która wizualnie niemal stapiała
się z ciałem istoty. Długie, wijące się ręce zdawały się być pozbawione
konkretnego kształtu. Niżej ciało przechodziło w czarną mgłę.
Inarea
wpatrywała się w sylwetkę demona, wyłaniającą się z kręgu. Już wcześniej
poczuła jego siłę, mogła z całą pewnością stwierdzić, że był potężny. Jednak
czego taki potężny demon mógł szukać w mieście ludzi? Odruchowo ścisnęła w
dłoni niewielki kamień. Był on naładowany jednym tylko zaklęciem i miał służyć
przede wszystkim jednemu celowi. Szybkim powrocie do domu. Bądź ucieczce, jak
zasugerował Erathiel zanim wyszedł. Powiedział jej też, by nie opuszczała
pomieszczenia, ale nie zabronił jej obserwować.
Dziecko,
najpewniej chłopiec, siedziało na bruku tuż obok kręgu i zdawał się nic nie
wiedzieć o czyhającym za jego plecami niebezpieczeństwie.
To
był odruch.
Tak
naturalny, jak oddychanie.
Po
prostu musiała pomóc temu dziecku. Zasłonić je własnym ciałem, a przez to
własną tarczą.
W
jednej chwili wydawało jej się to jedyną słuszną decyzją, którą mogła podjąć.
Jednak nie minęło nawet jedno uderzenie serca, gdy na tarczy adeptki pojawiła
się rysa. Chwilę potem tarcza rozleciała się na tysiąc małych kawałeczków. Nie
mogła przywołać następnej, minęło za mało czasu by ponownie skumulowała energię.
Wpatrywała
się w demona, czekając na rychły koniec, jednocześnie pilnując by chłopiec,
którego ochroniła znajdował się ciągle za jej plecami.
-
Darkness...consumes...all.
Mając kilka dni wolnego, mogłaś nas uraczyć kolejną odsłoną, nie było w co grać ani czego czytać.
OdpowiedzUsuńWrócił do łask papierowy Terry Prtachet
Inne zobowiązania mnie dopadły... I tak nie miałam teraz grać, więc offline serwera jest mi obojętny :), ale może w końcu jutro coś dłuższego będzie.
Usuń