190

Witam Was serdecznie po przerwie. Całość formalności związanych z podłączeniem internetu za granicą zajęło jakieś dwa i pół miesiąca. Jednak tym razem nie powstało z tego coś w stylu Ina kontra brutalna rzeczywistość, bo nie brałam udziału w załatwianiu sprawy.
Przed Wami najdłuższa notka w historii Demon Dance (do tej pory przynajmniej). Mam nadzieję, że jej długość i treść wynagrodzą Wam długie czekanie.
W przyszłym tygodniu pojawi się notka przynajmniej normalnej długości plus prawdopodobnie moje przemyślenia odnośnie sposobu publikacji, który wybrałam. Przerwa zdecydowanie mi uwydatniła wady i zalety wrzucania na bloga regularnie krótkich fragmentów. O tym jednak za tydzień.
Życzę Wam miłej lektury


Nadal chcesz tam iść?  - upewnił się demon, gdy tylko wydostali się z jaskini.
Ina z początku nie odpowiedziała. Rozglądała się, jakby pierwszy raz widziała miejsce, w którym się znajdowali, mimo że niedawno tam byli. Ghostlands wydawało się skażoną i martwą krainą. Jednak w tej jednej części wydała się dziewczynie piękna.
- Nie zmieniłam jeszcze zdania - odparła, kierując kroki w kierunku, który wydawał jej się prawidłowy.
Mogę cię jakoś do tego skłonić? - Wyprzedził elfkę i stanął jej na drodze.
Adeptka magii bez problemu przeniknęła przez demona. Dopóki jedno z nich nie chciało celowo dotknąć drugiego, jej towarzysz był niematerialny.
- Wiem, że nie jestem w stanie go teraz pokonać. Prawdopodobnie nawet go nie przywołam.
W takim razie po co chcesz tam iść? - Ponowił bezcelowy zabieg zatrzymania jej.
- Chcę zobaczyć miejsce mojej porażki. - Stanęła i spojrzała w jego jarzące się oczy.
W celu?                                     
- Nie zrozumiesz.
Daj mi szansę.
Inarea westchnęła głęboko i uciekła wzrokiem.
- Sama nie jestem w stanie tego wyjaśnić. Wydaje mi się, że łatwiej będzie mi to zaakceptować.
Demon usunął się dziewczynie z drogi i stanął obok niej.
W takim razie… Powinniśmy iść bardziej na wschód.
- Gdybym ja jeszcze wiedziała, co to w tym przypadku oznacza.
To ty jesteś elfem w tej drużynie. Według niektórych macie doskonałe wyczucie kierunku.
- Nie wiem, kto ci takich bzdur nagadał…
Wschód jest tam. - Wskazał kierunek przeciwny do tego, w którym chciała podążyć Ina.

Stój! - zawołał, a Ina od razu wykonała polecenie. Towarzysz wciągnął ją za najbliższe drzewo. - Zerknij w tamtym kierunku, tylko tak, by cię nie było widać.
Na wskazanej przez demona polanie rozkładały obóz trzy nocne elfy. Każdy z nich miał broń przy pasie, mimo że nie wyglądały na wojowników. Mężczyźni rozmawiali między sobą w języku, którego dziewczyna nie rozumiała.
- Co oni tu jeszcze robią? - wyszeptała.
Widać nie znaleźli tego, czego szukali za pierwszym razem.
- Powinniśmy kogoś zawiadomić. To teren Hordy, nie powinno ich tu być!
Ciszej, mała Ino, bo cię usłyszą. Niedaleko stąd powinna być wioska elfów. Poprowadzę cię. Na początek musimy ich okrążyć. Nic nie mów, tylko podążaj za mną.

W głowie Iny kłębiło się mnóstwo myśli. Nie potrafiła zrozumieć, czemu członkowie Przymierza nadal przebywają w tej krainie. W założeniu tereny podległe Hordzie i przyległe, powinny być bezpieczne. Owszem, krwawe elfy niedawno zmieniły stronę konfliktu i małe, pojedyncze oddziały mogły być pozostałością po starych czasach, ale nie tłumaczyło to nowych obozów. Wśród informacji, które krążyły podczas przejścia do Hordy, było też zapewnienie, że Alianci zostaną jak najszybciej usunięci z tutejszych terenów. Wszystko wskazywało jednak na to, że tak się nie stało. Nie rozumiała, dlaczego wojsko nic z tym nie robi. Obszar, na którym obecnie była, znajdował się bardzo blisko Silvermoon. Wrogowie mogli mieć bardzo wiele takich małych obozowisk, biorąc pod uwagę, że Ina co chwilę się na jakieś natykała. W każdej chwili mogli oni wyruszyć na stolicę elfów. Będzie musiała podzielić się tymi obawami z pierwszym przedstawicielem swojej rasy, którego spotka. Nie miała jednak pewności, czy jej ktoś uwierzy. Wielokrotnie już spotkała się z tym, że słowa dzieci były zbywane głupimi komentarzami bądź całkowicie ignorowane.
Erathiel by uwierzył. On sam przecież ich widział. Tylko oczywiście nie ma go pod ręką, gdy jest potrzebny.

Demon szedł przodem, ciągle dając towarzyszce wskazówki. Prowadził ją przez gęste zarośla i po nierównym terenie, by nie znaleźli się w polu widzenia wrogów. Nie znał za dobrze okolicy, więc wielokrotnie mówił Inie, by poczekała, aż jej kompan się dobrze rozejrzy. Mimo pierwszej ekscytacji związanej z przekradaniem się obok obozowiska Aliantów dziewczyna zaczynała się nudzić. Całe to omijanie nocnych elfów było strasznie monotonne.
Inarea ostrożnie podążała za demonem stromym szczytem pagórka. Po obu jego stronach rozciągały się doliny.
Stój - demon wyszeptał w jej myślach, jakby obawiał się, że ktoś go usłyszy.
Posłusznie wykonała polecenie. Kątem oka dostrzegła ruch po lewej stronie.
Może cię nie zauważy.
Bardzo powoli obróciła głowę. W dolinie ułożone były skrzynie, których oznaczeń elfka nie mogła odczytać z tej odległości. Poza nimi był tam jeden rozstawiony namiot, przed którym ktoś stał. Rozpoznała druida, którego spotkała już wcześniej w tej krainie. Ich oczy się spotkały. Mężczyzna i dziecko patrzyli na siebie nie poruszając się.
Patrzy w tym kierunku. Nie ruszaj się.
Demon obejrzał się na towarzyszkę i mruknął słowo, którego dziewczyna nie zrozumiała.
Biegnij i nie oglądaj się za siebie.
Gdy tylko Inarea wykonała pierwszy ruch, nocny elf przemienił się w wielkiego kota i ruszył w jej kierunku.
- Do wioski?
Nie. Nie mamy możliwości go wyminąć. Musisz się schować w najbliższych zabudowaniach.
- Duchy… - wyrzuciła z siebie wraz z ciężkim wydechem.
Poradzę coś na nie.

Inarea przedzierała się przez zarośla mknąc przed siebie. Oczami wyobraźni widziała, jak druid pod postacią wielkiego kota skacze jej na plecy i powala. Miała nadzieję, że w razie potrzeby demon ją obroni. Widziała zarys budynków, o których wspomniała istota cienia. To było dokładnie to miejsce, w którym ostatnio przywoływała voidwalkera. Duchy rozstąpiły się przed nią, gdy zbliżyła się do budynku. Miała pewność, że niektóre z nich już widziała. Schowała się za ścianą zewnętrzną oddychając ciężko.
- Widziałam, jak Erathiel zabił je wcześniej. Dlaczego nadal tu są?
Nie posiadam wiedzy w tym temacie. Złap oddech i wybierz miejsce, w którym chcesz się schować.
- Myślałam o miejscu przywołania. Wątpię, by druid szukał mnie na wyższych piętrach.
Towarzysz przystał na pomysł Iny. Upewnił się, że nocny elf jest daleko i dał jej znak. Dziewczyna wbiegła po schodach do pomieszczenia, w którym zamierzała się ukryć. Gdy tylko znalazła się w środku, zamarła.
Na brzegu kręgu leżał chłopak, który próbował przeczołgać się poza granicę przywołania, a nad nim unosił się voidwalker. Energia adepta magii słabła z każdą chwilą, w przeciwieństwie do mocy demona. Zanim Ina zrobiła krok w ich stronę, elf padł nieprzytomny. Istota cienia jednak nie przerwała pobierania mocy od niego, wręcz przeciwnie. Jej ofiara nie mogła się już bronić w jakikolwiek sposób, więc demon próbował pobrać całą pozostałą energię w jak najkrótszym czasie.
- Przestań! - elfka krzyknęła podbiegając do kręgu. Nie zdecydowała się jednak wejść do środka.
Dwa świetliste punkty przez krótką chwilę skupiły się na Inie wywołując dreszcze na jej plecach. Oczekiwała jakiejkolwiek słownej reakcji ze strony voida, ale ten nie wykazywał nią większego zainteresowania.
- Zostaw go! Wygrałeś przecież! - Posłała cienistą kulę w stronę istoty cienia, ale ta nic mu nie zrobiła.
- Kto krzyczy? - zapytał po orczemu druid wchodzący pod postacią niedźwiedzia do pomieszczenia. W tym samym momencie ostatnia iskra życia przeniosła się z chłopaka do demona.
- On… go zabił - wyszeptała Ina.
Nocny elf natychmiast przybrał swoją pierwotną formę i otaksował pomieszczenie.
- Teraz?!
- Co? - Dziewczyna zwróciła w jego stronę nieprzytomne spojrzenie.
- Czy to się stało teraz?
- Tak… Zanim wszedłeś.
Voidwalker nie zwracał na nich najmniejszej uwagi. Przemieścił się nad martwego, po czym przestał się poruszać.
- Jesteś w stanie zająć się demonem?! - był wyraźnie przejęty. - Sprawić, by się odsunął?!
Krzyk mężczyzny wyrwał Inę z letargu.
- On nie może wydostać się z kręgu.
- Wystarczy, żeby nie przebywał przy ciele i mi nie przeszkadzał. Jesteś w stanie to zrobić? Pomogę ci go odsunąć, ale potem musisz poradzić sobie sama.
Druid przywołał kulę światła i cisnął ją w demona. Istota odsunęła się lekko osłabiona, ale wyraźnie zdenerwowana. Mężczyzna nie zwracał uwagi na wroga i podbiegł do ciała chłopaka. Wyjął coś z kieszeni i zaczął szeptać zaklęcie.
Towarzysz popchnął Inę w kierunku kręgu przypominając jej, że także ma zadanie do wykonania.
Jeżeli pokonasz go sama, będzie ci służył. Będę obok, by cię wspomóc, jeśli coś poszłoby nie tak.

Adeptka magii splotła przed sobą cienistą kulę i rzuciła ją w kierunku przeciwnika. Demon odpowiedział jej śmiechem i dużo silniejszym zaklęciem. Ina otoczyła się tarczą, która pękła pod wpływem czaru, ale wystarczyła, by nic jej się nie stało.
- Nie przeszkadzaj, to może pozwolę ci odejść żywej.
Istota cienia próbowała wyminąć dziewczynę, ale ta posłała w jego kierunku kolejną kulę. Void nawet na nią nie zareagował. Inarea przypominała sobie wszystko, co mówił mag o rozpraszaniu magii. Skoro jej przeciwnik był całkowicie stworzony z magii, to może udałoby jej się go rozproszyć? Wydawało jej się to abstrakcyjne. Może nie było możliwości zniszczenia demona w ten sposób, ale gdyby przerwać jego połączenie ze światem, to by wystarczyło, żeby go odesłać. Nie miała pojęcia, jak mogłaby to zrobić. Rozglądała się bezradnie po pomieszczeniu szukając czegokolwiek, co mogłaby użyć. W każdej chwili mogła prosić swojego towarzysza o pomoc, ale postanowiła zachować to jako ostateczność. W tym momencie po głowie chodziło jej to, co zrobił nocny elf.
Resztki jego zaklęcia nadal unosiły się po pomieszczeniu, ale bardzo szybko znikały. Ina wyciągnęła rękę i przyciągnęła do siebie jedną ze świetlistych nitek. Poczuła pieczenie, gdy jasna energia dotknęła jej skóry.
Światło odrzuciło voida, prawdopodobnie się go bał.
Z takim założeniem utworzyła kolejne zaklęcie. Wokół światła uformowała swoje sploty cienia. Poczuła niepokój swojego towarzysza, mimo że nie powiedział ani słowa.
Cienistym zaklęciem z nitką światła cisnęła w voidwalkera. Przeciwnik nawet nie zareagował na kolejną z jej prób ataku i gorzko tego pożałował. Kula zatrzymała się na styku z jego ciałem tylko po to, by po chwili rozbłysnąć jaśniej i zagłębić się w jego wnętrzu.
Demon zawył boleśnie.
- Wziąłem cię za warlocka. Nie popełnię więcej tego błędu. - Ciało istoty rozmyło się na brzegach, by po chwili uformować na swoich krawędziach ciemne wstęgi. Kilka z nich pomknęło w stronę Iny.
W ostatniej chwili udało się dziewczynie uchylić przed atakiem, ale przeciwnik już szykował kolejny. Powtórzyła zaklęcie i rzuciła kolejną srebrną kulę. Ignorowała ból, który temu towarzyszył. Pieczenie, które odczuwała, nie pozostawiało żadnego śladu na jej skórze. Przestała myśleć. Splatała kolejne zaklęcie zdecydowanie za szybko, ignorując sygnały, które jej ciało wysyłało. Trzecia smuga światła była ostatnią, którą miała do dyspozycji. W tym momencie stała się tak samo bezbronna jak na początku. Nadzieja ustąpiła miejsce strachowi, gdy void się do niej zbliżył. Zatrzymał się niecałe pół metra od niej.
Obronię cię, pamiętaj o tym.
Demon przemówił w jej wnętrzu, błyskawicznie ją uspokajając. Zaczęła splatać kolejny czar, by nie pokazać przeciwnikowi, że już nie może mu nic zrobić.
- Pokonałaś mnie - jej przeciwnik nagle przemówił w orczym języku. - Będę ci służył.
Demon zmniejszył swoje cieniste ciało i wlepił ślepia w buty Iny, pokazując uległość.
- Nie chcę, byś mi służył. Natychmiast wracaj do swojego świata!
Jesteś tego pewna?
Kiwnęła głową w odpowiedzi towarzyszowi.
- Skoro taka jest twoja wola. Jakbyś pragnęła mnie przywołać, moje imię to Ibanienthu - odparł i zniknął.
Inarea opadła na kolana ciężko oddychając. Czuła się fizycznie wykończona. Spojrzała na swoje ręce, próbując zrozumieć, co właściwie zrobiła. Nie była w stanie samodzielnie stworzyć światła, bez problemu jednak wykorzystała rozproszoną jasność, która została po zaklęciu druida. Nie licząc oczywiście pieczenia, które wciąż było obecne na jej dłoniach.

Mężczyzna podniósł się znad ciała młodego warlocka. Widział, że demon zniknął, ale nie miał pojęcia, co się dokładnie wydarzyło. Rytuał wymagał pełni skupienia, by w ogóle mieć szansę powodzenia. Nie spodziewał się, że dziewczynie uda się pokonać istotę. Miał tylko nadzieję, że powstrzyma go ona na tyle długo, by on mógł dokończyć zbieranie duszy poległego, poskładać fragmenty w jedną spójną całość i ponownie umieścić w ciele. Udało mu się to. Chłopak oddychał powoli i niedługo powinien się przebudzić.
Druid podszedł do Inarei i dotknął jej ramienia.
- Będę czekał na dole.
Bez dalszej zwłoki aliant opuścił pomieszczenie.

- Bałeś się? - zapytała towarzysza, upewniając się, że młody warlock jeszcze się nie obudził.
Nie jest mi łatwo odpowiedzieć na to pytanie. Zrobiłaś coś, czego nie powinnaś robić.
- Ale zadziałało.          
Było to jednak bardzo niebezpieczne. Mieszanie przeciwstawnych energii jest nieprzewidywalne. W każdej chwili każda z tworzonych przez ciebie kul mogła wybuchnąć ci w rękach.
- Dlaczego nic nie powiedziałeś w trakcie?
To była jedyna rzecz, którą mogłaś w tym momencie pokonać tego demona. Nie chciałem ci tego odbierać.
- Jednocześnie twierdzisz, że było to dla mnie niebezpieczne.
Widziała na twarzy swojego towarzysza, że się zawahał.
Podejrzewałem, że nic ci nie będzie. Gdyby energia stała się niestabilna, zareagowałbym.
Rozmowę przerwało głośne, łapczywe łapanie powietrza. Inarea pochyliła się nad chłopakiem.
Młody elf otworzył oczy, rozejrzał się pobieżnie i skupił na Inie przestraszone spojrzenie.
- Czy to piekło? - wyszeptał patrząc wprost na nią.
To na pewno nie było zdanie, które dziewczyna chciałaby słyszeć od przebudzającego się obok niej chłopaka. Ina opanowała emocje.
- Jeżeli tak nazywasz Ghostlands, to owszem.
Adept magii pobieżnie zmacał swoje ciało.
- Przegrałem… i zginąłem.
Inarea postanowiła nic nie mówić. Tak naprawdę pierwszy raz miała okazję przyjrzeć się uratowanemu. Prawdopodobnie był od niej wyższy przynajmniej o głowę, ale dopóki leżał, nie miała pewności. Miał owalną twarz i proste czarne włosy sięgające do ucha. Czoło szpecił niewielki pieprzyk, który pewnie zwykle był ukryty pod grzywką. Szarawa szata skrywała wątłe ciało. Uszy i oczy były typowe dla przedstawicieli jego rasy.
- Jestem tego pewien. Dlaczego więc nadal tu jestem? - zapytał wbijając przestraszone spojrzenie w Inę. - Ty mnie sprowadziłaś z powrotem? Jak…?
- Druid usłyszał mój krzyk i przybiegł ci z pomocą - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Pomijając jedynie szczegół, że mężczyzna należał do przeciwnej frakcji. Ta informacja nie była chłopakowi do niczego potrzebna. - Jeżeli chcesz mu podziękować, to czeka na dole.
Mam nadzieję, że w formie zwierzęcia.
- Druid - powtórzył bezwiednie. - Tak, oni podobno to potrafią. Nie mam jednak siły iść do niego. Przeniosę się bezpośrednio do domu. Mogłabyś mu ode mnie podziękować? Znasz może jego imię, bym mógł go odnaleźć i potem zrobić to osobiście?
- Nie znam jego imienia.
Chłopaka zmartwiła jej odpowiedź.
- Dziękuję, że wezwałaś pomoc. - Uśmiechnął się i wyciągnął z kieszeni kamień teleportacyjny. - Wybacz, ale nie zniosę tego miejsca ani chwili dłużej. - Po tych słowach zniknął.
- Może powinnam zrobić to samo? - zapytała towarzysza, ale ten wzruszył ramionami.
W ten sposób nigdy się nie dowiesz, dlaczego nocny elf postanowił wskrzesić swojego wroga.
Dziewczyna skierowała się w kierunku wyjścia, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
- Muszę odpocząć.
To normalne po wyczerpującej walce.
- Przecież rzuciłam tylko parę zaklęć! Zwykle tak się nie czułam.
Zwykle to używasz magii, do której twoje ciało przywykło. To, co dzisiaj zrobiłaś, było dla niego szokiem. Ból i zmęczenie w pewnym momencie miną. Pozostanie po nich tylko wspomnienie. Jeżeli potrzebujesz, zdrzemnij się. Przypilnuję, by nikt ani nic, ci nie przeszkadzało.
- Ale on czeka!
Będzie czekał jeszcze dłużej, jeżeli co chwilę spróbujesz zrobić krok, po którym padniesz na ziemię.

Mimo licznych prób, Inarei nie udało się usnąć. Posiliła się resztkami jedzenia z plecaka i wyczekała moment, aż jej ciało pozwoli jej się podnieść. Nie liczyła dokładnie czasu, ale musiało minąć go sporo, bo nastał wieczór. Gdy schodziła na dół, była pewna, że mężczyzna już dawno się oddalił. Myliła się. Druid pod postacią misia siedział pomiędzy drzewami. Wydało jej się to o tyle zabawne, że siedział "po ludzku", oparty grzbietem o drzewo.
Dziewczyna zbliżyła się do nocnego elfa, ale nie wiedziała, jak ma zacząć rozmowę. Zrobiło jej się głupio, wszak mogło minąć parę godzin.
- Powiedziałem, że będę czekać. Nie zwykłem rzucać słów na wiatr - powiedział w orczym, jakby czytając jej w myślach. - Miałem tylko nadzieję, że nie uciekniesz do domu, bo spędziłbym tu starość.
Ina niepewnie się uśmiechnęła.
- Przepraszam. Nie byłam w stanie się ruszyć po walce.
- Mogłaś mnie zawołać - po tych słowach wyszedł z formy niedźwiedzia i rzucił na dziewczynę zaklęcie. Ciepło rozpłynęło się po jej ciele. Jej mięśnie się rozluźniły, dając jej poczucie ulgi. W jednej chwili poczuła się, jakby właśnie wstała z łóżka po dobrze przespanej nocy.
- To… niesamowite. Nie wiedziałam, że tak potrafisz… Że pan tak potrafi - poprawiła się szybko.
- Możemy przejść na twój język. Jest zdecydowanie przyjemniejszy dla ucha i nie powinnaś mieć problemów z formą - odparł druid w języku krwawych elfów.
Ina nie wiedziała, jak ma zareagować na te słowa. Jeżeli nie było to jedno idealnie wyuczone zdanie, to nocny elf doskonale znał jej język. Gdyby go nie widziała, nie podejrzewałaby nawet, że mógł to powiedzieć przedstawiciel innej rasy. Zerknęła na demona, ale ten nic nie powiedział.
- Byłoby zdecydowanie wygodniej - odparła. Po chwili milczenia postanowiła zadać pytanie. - Dlaczego mu pomogłeś?
- Nikt nie powinien umierać w takim miejscu. Samotnie, będąc opuszczonym przez wszystkich. To miejsce warloczych przywołań, prawda? - Kontynuował, gdy Ina przytaknęła. - Nigdy nie rozumiałem, czemu wysyła się w takie miejsca dzieci bez opieki. Zupełnie jakby wasi mistrzowie próbowali się was pozbyć, a nie was czegoś nauczyć.
Dziewczyna zaśmiała się gorzko. Też jej to kiedyś przyszło do głowy.
- Z boku może to wyglądać w ten sposób, ale jest to bardziej skomplikowane. Demona należy pokonać samodzielnie, ewentualnie z pomocą innej przywołanej wcześniej istoty. W innym wypadku istnieje niebezpieczeństwo, że istota nie uzna wyższości warlocka nad sobą i przy pierwszej okazji obróci się przeciwko niemu.
- Brzmiałoby to sensownie, gdyby nie historie o demonach opanowujących doświadczonych warlocków po latach.
W odpowiedzi Ina wzruszyła ramionami. Nie wiedziała, jak miałaby to skomentować.
- Tak w ogóle, chyba nie przedstawiłem się poprzednio. Nazywam się Erathiel.
Przedstawiłeś się. Nie pamiętam twojego imienia, ale na pewno nie brzmiało ono w ten sposób. Wtedy bym zapamiętała. Tylko, jakie imię ja mu wtedy podałam? Chyba z jakiejś książki dla dzieci…
- Wiem, że to niegrzeczne, ale nie mogę sobie przypomnieć twojego imienia - druid kontynuował, gdy nic nie powiedziała. Izolda?
- Jestem Istera. - Z miny druida wyczytała, że trafiła.
- To nie jest zbyt elfie imię.
- Tak jak i pana nie pasuje zbytnio do nocnego elfa.
- Rodzicom czasem coś strzeli do głowy, nie mamy na to wpływu. Rozumiem, że jesteś warlockiem?
- Uczę się dopiero.
Odpowiedź Iny wyraźnie rozbawiła mężczyznę.
- Czy nie stałaś się warlockiem w momencie, gdy przywołałaś pierwszego demona?
Zerknęła na demona, ale ten spoglądał w zupełnie innym kierunku.
- Skąd pewność, że mi się udało? - odpowiedziała oględnie.
- Dlaczego w ogóle przywołujecie demony, skoro nawet dla was to takie niebezpieczne?
Ina musiała się chwilę zastanowić. Gdzieś na końcu języka miała oczywistą odpowiedź na to pytanie, ale nie potrafiła jej ubrać jednoznacznie w słowa. Mężczyzna wpatrywał się w nią, cierpliwie czekając na odpowiedź.
- Bez nich jesteśmy słabi - odpowiedziała w końcu.
- Nie obserwowałem twojej utarczki z demonem, ale wydaje mi się, że nie przywołałaś żadnego do pomocy. Chyba nie jesteście tak słabi, jak ogłaszacie wszem i wobec.
Na twarz druida wkroczył ironiczny uśmieszek. Dziewczyna nie wiedziała, jak ma na niego odpowiedzieć. Zdała sobie sprawę, że popełniła ogromny błąd. Erathiel, jej mistrz, ostrzegał ją kiedyś przed tym. Twierdził, że jeżeli inni poznają się na ich mocy, znów zapłoną stosy. Chociaż Ina nie miała pewności, co to dokładnie miałoby oznaczać.
Nocnego elfa wyraźnie rozbawił wyraz twarzy rozmówczyni, bo się roześmiał.
- Jestem zbyt zmęczony na takie rozmowy. Przywołanie tego młodego było wyczerpujące… Ale może popełniłem błąd. Może on chciał umrzeć, dlatego był tu sam.
- Nie! Na pewno nie. Poprosił, bym ci podziękowała.
- Powiedziałaś mu, jakiej jestem rasy? - Wzrok druida wyraźnie wyostrzył się po tym pytaniu. Całe zmęczenie jakby zniknęło.
- Oczywiście, że nie.

Druid planował spędzić noc w lesie i zasugerował Inie przyłączenie się do niego. Wahała się, ale postanowiła się zgodzić. Do tej pory mężczyzna nie okazał jej żadnej wrogości, wręcz przeciwnie. Pomogła mu rozłożyć obóz i rozpalić ognisko za pomocą hubki i krzesiwa.
Możesz spać spokojnie. Będę czuwał.
Towarzysz odezwał się do dziewczyny po raz pierwszy od dłuższego czasu. Najdziwniejsze w rozmowie z druidem Inie nie wydały się jego dziwne słowa, czy zdziwienie, które momentami rysowały się na jego twarzy. Była w stanie nawet zrozumieć jego argumentacje i to, że uratował dziecko z przeciwnej frakcji. Nawet w granicach jej światopoglądu mieściło się to, że mężczyzna mógł znać jej język - w końcu przez lata należeli do tej samej strony konfliktu. Najdziwniejsze w tym wszystkim było milczenie demona. Gdy tylko spoglądała na niego w poszukiwaniu podpowiedzi, spoglądał w innym kierunku. Milczał uparcie, nie dając jej żadnej rady czy wskazówki. Chciała z nim porozmawiać, ale nie miała pewności, czy druid faktycznie śpi, czy udaje. Pozostało jej tylko patrzenie się na demona z wyrzutem, dopóki sama nie usnęła.

Nocny i krwawy elf spędzili ze sobą kolejny dzień. Mężczyzna odwiódł Inę od udania się do wioski, w której byli jej sojusznicy, twierdząc, że jego towarzysze obstawili wszystkie wejścia. Nie odpowiedział jej na ani jedno pytanie, dlaczego Alianci przebywają na tym terenie. Jedynie wyraził swoje zdanie, że nie powinno ich tu być. Kogokolwiek szukali, na pewno już  tu nie ma, a mogą znaleźć w Ghostlands tylko wojnę i śmierć.
- Konflikt pomiędzy naszymi rasami nie ma sensu. Mimo, że nie wywodzimy się z tych samych przodków, jesteśmy bardziej do siebie podobni. Powinniśmy się trzymać razem. To, jak potraktowano Kaela… Kael'thasa, było niedopuszczalne i zapoczątkowało całą lawinę zmian. Uważaj na siebie. Może kiedyś jeszcze przyjdzie nam się spotkać.
Tymi słowami druid w formie niedźwiedzia ją pożegnał, gdy odstawił ją na swoim grzbiecie do granicy Eversong Woods.

Gdy tylko Inarea oddaliła się od druida, z wyrzutem zwróciła się do swojego towarzysza.
- Zechcesz się wytłumaczyć?
Wiedziałem, że nie zrobi ci krzywdy. Gdyby jednak próbował, zdążyłbym zareagować.
- Skąd mogłeś wiedzieć?
To nie jest typ, który krzywdzi innych bez powodu.
- Nagle znasz się na charakterach? - prychnęła.
Nie na wszystkich. Jego akurat znam. Właściwie nie tyle ja, co ktoś, kogo kiedyś znałem. Wszystko, co o nim wiem, wiedziałem jej oczami.
- Dlaczego w takim razie nic mi nie powiedziałeś? W czasie rozmowy z nim czułam się, jakbym chodziła po ruchomych piaskach.
To była twoja rozmowa. Masz swoje przemyślenia i pytania, moje słowa mogłyby tylko zachwiać  twój pogląd na jego osobę. Wolałem, byś wyrobiła sobie o nim własne zdanie.
- Nie brzmisz zbyt przekonująco… - westchnęła.
Prawda nie zawsze jest przekonująca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz