61

Był już środek nocy, gdy zeppelin dotarł na miejsce. Mimo że panowała ciemność, Ina bez trudu rozpoznała wieżę przy Undercity. Spojrzała w kierunku murów okalających siedzibę nieumarłych. Przypomniała sobie swoją pierwszą wizytę w tym mieście. Nie była przygotowana na kolejne spotkanie z banshee.

Dziewczyna ucieszyła się, gdy mistrz nie zaprowadził jej do stolicy Opuszczonych, tylko ruszył w przeciwnym kierunku. Po niedługim czasie dotarli do zabudowań. Kilka budynków, parę kur i kręcący się ludzie. Serce Iny zabiło mocniej. Miała wrażenie, że weszli do miasteczka Przymierza. Było dla niej nielogiczne, że znajdowało się ono tak blisko jednej ze stolic Hordy, ale zaufała własnym oczom. Spojrzała niepewnie na Erathiela, ale ten udawał, że tego nie widzi. Bez ceregieli wszedł do najbliższego budynku. Inarea miała ochotę zostać na zewnątrz, ale dostrzegła, że ktoś idzie w jej kierunku, więc szybko wbiegła do środka.

Młoda elfka przystanęła obok mistrza i rozejrzała się na boki. Zganiła się za swoje poprzednie myśli. Przecież nie mogło tu być członków Przymierza, to był teren Hordy. Niepotrzebnie też robiła sobie nadzieję, że nie będzie musiała mieć tej nocy do czynienia z nieumarłymi. Powinna ich jak najszybciej zaakceptować, w końcu teraz byli z krwawymi elfami w sojuszu. To jednak było trudne. Ciężko przyjąć za normalne, że osoba, z którą rozmawiasz, jest martwa.
- Przenocujemy tutaj - powiedział warlock przerywając jej rozważania - a jutro pomyślimy, co dalej.

Erathiel wręczył uczennicy klucz i od razu poszedł do swojego pokoju. Nie umknęło uwadze Iny, że poza kawałkami żelastwa jej mistrz dostał od karczmarza list. Nie była to jednak jej sprawa, w końcu elf co chwilę gdzieś ganiał z różnych powodów. Pewnie znów wzywają go do Silvermoon. Sama chętnie też by się tam wybrała. Nie miała tam nikogo, kogo mogłaby odwiedzić, ale miło byłoby znów znaleźć się wśród samych elfów.

Ina obiegła wzrokiem osoby będące w karczmie i już miała udać się na spoczynek, gdy ktoś ją złapał za ramię. Gwałtownie obróciła się i spojrzała wprost w świecące oczy nieumarłego.
- Jesteś warlockiem? - zapytał gardłowym głosem.
Dziewczyna wyrwała swoją rękę i ukłoniła się lekko.
- Uczę się dopiero - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Jeżeli potrzebujesz kogoś doświadczonego, panie, to powinieneś skontaktować się z moim mistrzem. Jest na górze, w jednym z pokoi.
- Nie potrzebuję go, mam wiadomość dla ciebie. Carendin Halgar, jeden z naczelnych warlocków Undercity, chciałby się z tobą zobaczyć w celu przeszkolenia.
Wydało się to Inie podejrzane. Każdy miał swojego mistrza, nawet jeżeli z nim nie podróżował. Zdarzało się, że konkretnego zaklęcia uczył adepta kto inny, ale to były wyjątki. Do tej pory to Erathiel prowadził ją do takich osób, nikt jej nie łapał w karczmie. Przez chwilę milczała, formułując w myślach pytanie:
- Ze mną? Czy może z każdym młodym warlockiem?
W odpowiedzi mężczyzna prychnął.
- Znajdziesz go w Dzielnicy Magicznej w stolicy Opuszczonych obok Świątyni Potępionych. Wiesz, jak tam trafić, dziewczynko?
- Wiem, jak dostać się do miasta. Dziękuję za informację, panie - próbowała zakończyć rozmowę, bo nieumarły ją zirytował.
- Mistrz Carendin nie lubi czekać - stwierdził chłodno.
- Mistrz Erathiel nie lubi być budzony - odpowiedziała mu tym samym tonem. - Dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz