116

Uciekł mi tydzień i nikt nic nie mówi...

Dejanie zrzedła mina po tym, jak usłyszała o chorobie od więźnia. Starała się zachować na twarzy resztki powagi i próbowała chodzić szybko zamiast biegać po obozie, ale niezbyt jej to wychodziło. Wpadła w popłoch i nie zapowiadało się, by szybko się z niego otrząsnęła. Poszła porozmawiać z każdym ze swoich podwładnych. Gdy obeszła cały obóz, wróciła do Erathiela. Nie podeszła jednak tak blisko, jak na początku.
- Nie powiem, że mnie zaskoczyłeś tymi rewelacjami…
- Rewelacjami? - warlock wyglądał na autentycznie zdziwionego.
- O trą… tranki… - westchnęła. - O tej chorobie.
- A, mówisz o tranquillieńskiej - nie mógł się powstrzymać i zaakcentował wyraźnie to słowo - gorączce. Wydawało mi się, że ta plotka chodzi już dość długo po okolicy. Od kiedy tu jesteście?
- Od jakichś dwóch tygodni.
Mężczyzna uśmiechnął się w duchu, ale nie dał po sobie poznać, że odniósł małe zwycięstwo. Dejana odpowiedziała mu odruchowo, po czym od razu zrobiła kwaśną minę. Wiedziała, że nie powinna odpowiedzieć na to pytanie. Musiała jednak uznawać Erathiela za całkowicie niegroźną osobę, bo przestała się pilnować.
- Jeżeli nie zachodzicie do pobliskiego miasteczka, to faktycznie mogły do was nie dotrzeć te rewelacje.
- Powiedz mi o tym coś jeszcze. Jak długo trzeba czekać od momentu zarażenia, zanim pojawią się objawy?
Krwawy elf zakaszlał krótko zanim odpowiedział.
- Nie chcę wprowadzać cię w błąd, Dejano. Jak mówiłem, to wszystko plotki, w większości niepotwierdzone. Równie dobrze w okolicy może panoszyć się zwykłe choróbsko, a miejscowi tragizują…
Połknie haczyk, czy nie połknie…
Erathiel przymknął oczy po czym spojrzał na wojowniczkę. Na jej twarzy rysowało się napięcie. Myślała nad czymś intensywnie i nie patrzyła nawet na niego. Jej wzrok był skierowany gdzieś ponad jego głową. Pomysł, który wyklarował się w jego głowie, przyszedł nagle i ciągle się rozwijał. Gdyby była szansa, że rozmówczyni go po prostu wypuści, popełniłby duży błąd, ale miał świadomość, że to niemożliwe. Pewne było, że jeżeli nocna elfka mu uwierzyła, ani ona, ani jej podwładni nie odejdą za szybko z tej krainy. Przyniesienie w swoje strony obcej choroby, na którą nie ma znanego lekarstwa, nie wchodziło w grę. Dlatego na takie misje wysyłało się wiernych poddanych, a nie przypadkowe osoby.
- Nawet jeżeli to tylko pogłoski, chcę, żebyś powiedział mi wszystko, co wiesz bądź słyszałeś - odpowiedziała kobieta po chwili.
- Dobrze, ale jakby ktoś cię potem pytał, skąd masz te informacje… To nie ode mnie, dobrze? - spróbował zażartować, ale twarz Dejany była poważna i nie zapowiadało się na zmiany. - Podobno… sama choroba została przyniesiona tutaj przez Plagę. Nie wyróżniała się jakoś szczególnie, dopóki elfy nie zaczęły umierać od zwykłej gorączki. Teoria głosiła, że zarazić się można było tylko przez ślinę bądź krew i z początku w nią uwierzono. Kto wie, może na początku właśnie tak było… Z czasem jednak zauważono, że wystarczy samo przebywanie - Erathiel zakasłał. - w jednym pomieszczeniu, by złapać infekcje. Nie trzeba było nawet się zadrapać, ani nic. Nie wiem, ile dokładnie czasu mijało od momentu zarażenia… Wiem jednak, że od wystąpienia objawów mijało około dwóch, czasem trzech, a w bardzo rzadkich przypadkach nawet czterech tygodni… bądź tydzień. Dużo zależało od wieku zarażonego.
Wojowniczka przygryzła wargę i zaklęła pod nosem w swoim języku. Warlock wykorzystał ten moment na głośne, choć przerywane nabranie powietrza.
- Zaczęto szukać przyczyny. Inna teoria głosi… - tutaj elf urwał, udając że się zastanawia.
- Mów, prosiłam cię o informacje z plotek. Każda może być przydatna.
- Inna teoria głosi - kontynuował mistrz Iny - że to nie Plaga była odpowiedzialna. Miejscowi sami wywołali chorobę, zaburzając delikatną równowagę w okolicy. Mniej więcej w tamtym okresie Tranquillieni, znaczy miejscowi, próbowali wznieść bariery magiczne, by odpędzić lokalne duchy i demony. Pierwsze przypadki zarażenia zbiegły się w czasie z wznoszeniem barier. Przepływ magii był niezbędny dla miejscowych, by zachować zdrowie i siłę, ale w ogóle nie zdawali sobie z tego sprawy. Nie wiedzieli, że są aż tak zależni od otoczenia…
Gdy skończył spojrzał na Dejanę, która zgodnie z jego przewidywaniami, zbladła.
- Mandarze - zwróciła się do podwładnego w swoim języku - jesteś mi w stanie powiedzieć, kiedy rozłożono kryształy?
Mężczyzna był zaskoczony, że dowódczyni zwróciła się do niego. Słuchał jednak jej rozmowy z więźniem i wiedział, czego dokładnie dotyczy pytanie.
- Pierwsze zostały umieszczone miesiąc przed naszym przybyciem, kolejne dwa tygodnie… I wczoraj rozłożyliśmy ostatnią partię.
Dejana kiwnęła głową w podziękowaniu i wróciła do swojego poprzedniego rozmówcy i języka wspólnego.
- Jesteś mi w stanie powiedzieć, chociaż mniej więcej, kiedy powróciły plotki o tej chorobie?
Erathiel zamyślił się, jakby próbował policzyć dni.
- Pierwszy raz ja o tym usłyszałem z cztery tygodnie temu, gdy pierwsze osoby zmarły.
Wojowniczka ledwo ukrywała przerażenie. Spojrzała na swojego kompana, a ten wzruszył ramionami.
- Nawet jeżeli to my, to jaka to różnica? - powiedział w swoim języku. - Jeżeli wyginie populacja miejscowych… Oni i tak wspierają Hordę, nawet jeżeli do niej nie należą.
- Wybijanie miejscowej populacji nie należało do naszych zadań.
- Kilka hordziadów mniej, myślisz że komukolwiek będzie to przeszkadzać?
- Oni są tu potrzebni, Mandarze - odparła sucho.
- Po co niby?
Kobieta zacisnęła dłonie w pięści, wyglądała, jakby miała wybuchnąć. Błyskawicznie się jednak uspokoiła.
- Miałeś okazję na własne oczy widzieć tutejsze stworzenia. Naprawdę chciałbyś, żeby rozeszły się po całym świecie i zarażały inne?
- Teraz to przesadzasz. Na dodatek, skąd masz pewność, że on w ogóle mówi prawdę? Nie miałaś możliwości podania mu serum.
Dejana odruchowo spojrzała w tym momencie na trzymany kieliszek, upewniając Erathiela, że jego ostrożność była uzasadniona.
- Nie widzę powodów, czemu miałby kłamać - odpowiedziała rozbrajająco szczerze.
- Ja widzę ich co najmniej dwadzieścia…
Po tych słowach nastąpiła pauza, którą postanowił wykorzystać warlock, wtrącając się we wspólnym.
- Przepraszam… Tak mi przyszło do głowy. Domyślam się, że martwicie się o swoje zdrowie i o tym rozmawiacie. Niestety nie mogę potwierdzić ani zaprzeczyć, czy gorączka może zaatakować kogoś z waszej rasy. Na pewno nie tylko tutejsze elfy były na nią podatne. Wydaje mi się, że kilku ludzi również zachorowało.
Dowódczyni zrobiła się jeszcze bardziej blada. Gdy Mandar próbował coś powiedzieć, uciszyła go gestem.
- Mam tylko nadzieję, że nie będziemy tymi, którzy to sprawdzą… - powiedziała cicho.

4 komentarze:

  1. Wyrozumiali jesteśmy. Gdyby to były 2 tygodnie to byłby płacz ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję nie dopuścić do czegoś takiego... bez uprzedzenia!

      Usuń
  2. Wzrosła nam odporność po ostatnim, dość długim czekaniu;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba będzie popracować, by Wam ta odporność spadła :)

      Usuń