Ina kontra brutalna rzeczywistość

Na początek mam dla Was złą wiadomość - nie będzie dzisiaj kontynuacji opowiadania. Dobra wiadomość jest taka, że mam dla Was coś w zastępstwie. To zapowiedziana już jakiś czas temu historia o tym, jak nieudolnie próbowano podłączyć nam internet.
Chciałabym podziękować Opinowi za czujność i wyłapanie błędu stylistycznego w poprzedniej notce. Kolejnej części DD możecie spodziewać się najpóźniej w środę.


Wprowadzenie do opisu sytuacji, która była co najmniej absurdalna...
Dzisiaj (poniedziałek) w godzinach 17-19 powinien pojawić się technik, który założy nam internet i przyniesie umowę... Jednak 19 minęła, nikt do drzwi nie zapukał, nie zadzwonił... To my zadzwoniliśmy do firmy. Zaczęło się kombinowanie, pytania konsultanta, czy nikt nie anulował tego zgłoszenia w czwartek... My wielce się zdziwiliśmy, w czwartek żadne z nas nie dzwoniło, a rozmawiałam z konsultantka w piątek i potwierdziłam zgłoszenie, umowę oraz wybrałam termin dzisiejszy na instalacje w godzinach 17-19, byśmy oboje byli w domku... Wczoraj dostałam potwierdzenie, ze dzisiaj ma być instalacja.
Facet po sprawdzaniu nie wiadomo czego stwierdził, że musiał zawalić dział techniczny z mojego miasta i on zaznacza i się w ciągu 24h z nami skontaktują... Cała rozmowa zajęła ponad 20 minut i nie dowiedzieliśmy się absolutnie nic. A co było później dnia dzisiejszego, możecie przeczytać poniżej. Przygotujcie się na dużą dawkę absurdu w rożnym wydaniu. Jest to przerobiona rozmowa z gg.

Ja pierniczę...
Łeb mi nawalał. Skoro do 20 nikt się nie pojawił, postanowiłam się położyć...
Leżę, przysypiam... A tu dzwonek do drzwi.
Narzeczony wstał, poszedł do drzwi (godzina 20:50, pidżama party w toku), otwiera
i słyszę długi wywód o tym, że ktoś sobie chyba jaja robi.
"O, internet przyszedł" - zaświtało w zaspanym umyśle.
Wstawać czy nie wstawać? Ubierać się czy nie ubierać...? Jak nie wstanę, to narzeczony go odeśle i nie wiadomo, kiedy będzie... A jak wstanę, to łeb mi pewnie z bólu odpadnie - dylemat w toku. Decyzja, ciężka, ale cóż poradzić... WSTAJĘ! I w tym momencie słyszę, jak moja połówka umawia się na inny dzień i inną godzinę.
- Stój cny rycerzu! Nie odsyłaj posłańca Wielkiego Interneta, bo cóż my bez niego poczniemy! - Czy jakoś tak... łeb mnie nadal boli, mogę przeinaczać fakty.
Zgarnęliśmy posłańca do środka i zamknęliśmy drzwi - dla pewności, żeby nie uciekł.
Posłaniec wyciągnął swoja wielka kręcąca się i wibrująca różdżkę, a ja z wrażenia uciekłam do kuchni zostawiając rycerza na pastwę posłańca... albo na odwrót, ciężko było stwierdzić.

Gdy tam raczyłam się wodą o zerowej zawartości alkoholu, do mych uszu dotarł przeraźliwy dźwięk.
Ki czort?! Posłaniec narzeczonego dorwał różdżką, czy może wgryzał się on w coś innego...? Postanowiłam tego nie sprawdzać, dla własnego komfortu psychicznego.

Wtem, cny rycerz wyrwał posłańcowi wiadomość, którą niósł on do nas, ale zatracił się za bardzo w zabawie ze swoja różdżka i chyba o tym zapomniał...
I tak wiadomość trafiła w me dłonie.
(Czytanie umowy przy bardzo ostrym bólu głowy zdecydowanie nie jest czymś, co polecam... Ale nadal jest to lepsze od wnoszenia gratów na 5 piętro)

Czytałam dzielnie te ustępy zapisane w piśmie runicznym, czy czymś podobnym i oczom moim nie wierzę!
Cyrograf, który zdecydowaliśmy się podpisać i był ustalany z wielkim Internetem (za pomocą Mniejszego Interneta) i potwierdzany gołębiem pocztowym, zdecydowanie różnił się od tego, co mi przedstawiono.
Cyrograf z pozoru korzystniejszy, jednak czas, przez który moja dusza miałaby być przywiązana do Wielkiego Interneta, zdecydowanie wydłużony.
No jakże to tak?! Moja dusza choć może czarna, jest przeze mnie lubiana na tyle, że nie chciałam się z nią na tak długo rozstawać...
(Chociaż mi tu ktoś zza pleców podpowiada, ze zawsze myślał, ze jestem bezduszna... )
(Tylko ciekawe, jakbym wtedy cyrograf podpisywała, szach-mat!)
Posłaniec strapił się niemiłosiernie, gdy przekazałam mu moje wątpliwości. Wtem
wyciągnął z kieszeni kolejna wibrująca zabawkę, zdecydowanie szerszą od poprzedniej... Ale za to krótszą i bardziej płaską, widać jego gusta zmieniają się w zależności od nastroju.

I dziw nad dziwy - zaczął gadać do zabawki, a ta zaczęła mu odpowiadać!
Rozmawiał ze sługa Wielkiego Interneta, który chyba próbował się upierać, że długi cyrograf to jest właśnie to, co chciałam, ale niestety rozmowa z drugą stroną była dla mnie zbyt słabo słyszalna..
(Wena mi sie kończy ;-;)
Wtem, ogarnął nas blady strach - my nie podpiszemy złego cyrografu, posłaniec nie ma innej kopii, wiec zaraz zabierze swoje manatki i ruszy na rumaku w stronę wschodzącego księżyca...
Jednak posłaniec nie dał się przekonać słudze Interneta, uwierzył nam na słowo, a gdy zobaczył gołębia pocztowego z wyrytym na piersi potwierdzeniem naszych słów, rozmawiał coraz śmielej i pewniej.
Rzucali w siebie jakiś czas rożne ataki typu: zdrowy rozsądek, kontratak z uporu, zaproponowanie rozwiązania, kontratak z uporu, irytacja, oho, coś się ruszyło!

Wtem, wyraźnie zniechęcona służka Interneta prosi o kontakt telepatyczny ze mną. Potwierdza, kim jestem, co ma sie znaleźć w cyrografie, moje dane (i gołębia z nie moim nazwiskiem), bo ona musi unieważnić stary cyrograf i czy się na to zgadzam! Zgodziłam się, cóż mi pozostało - albo to albo  życie w wyklęciu, bez Wielkiego Interneta.
Przerwała rozmowę ze mną i nawiązała więź telepatyczną z posłańcem, który dokończył przerabianie cyrografu i zapewnił nas, że wersja 3 poprawiona zostanie wysłana listem w butelce.
Z posłańcem pożegnaliśmy sie w zgodzie... I jak widać, możemy już składać cześć Wielkiemu Internetowi.

Mimo trzech tygodni od tamtego zdarzenia, list w butelce nadal nie dotarł, więc obawiam się, że możecie się spodziewać ciągu dalszego tej historii.

2 komentarze:

  1. U mnie po pierwszej fakturze dowiedzialem sie, ze podpisana przeze mnie umowa promocyjna jednostronnie nie zostala zrealizowana przez Opertaora z powodu zakonczenia promocji z wyczerpaniem zasobow ale dostarczono nam obiecane parametry za 2 krotnie wieksza cene za to z cyrografem na 2 lata ktory przy probie wypowiedzenia bedzie nas kosztowal tyle ile zerwanie promocji w ktorej brac udzialu nie mozemy z powodu wyczerpania.
    (Brak interpunkcji jest celowym zabiegiem stylistycznym)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czekam na rachunek pierwszy i jestem bardzo ciekawa opłaty instalacyjnej, którą naliczą.

      Usuń