Dziewczyna przez chwilę przyglądała się towarzystwu z odległości. Rid stał z boku i wyraźnie czuł się niepewnie w tym zróżnicowanym towarzystwie. Chętnie by im się jeszcze poprzyglądała, ale nie chciała, by jej przyjaciel stał sam. Nie znał tego barbarzyńskiego języka, więc nawet jakby chciał, nie byłby w stanie się z nimi porozumieć.
Podeszła do
Rida i pociągnęła go w stronę reszty. Dość łamanym językiem przedstawiła siebie
i kapłana. W miarę swoich możliwości tłumaczyła mu wszystko, co reszta mówiła.
- Spede, jestem
wojowniczką i będę pilnować, by was w tych szmatkach nic nie zabiło – orczyca ukłoniła
się ironicznie.
- Enjusk,
myśliwy. Polowanie na żywe istoty nie stanowi dla mnie najmniejszego problemu –
troll uśmiechnął się wrednie.
- Enyd – to było
jedyne, co nieumarły burknął pod nosem. Wyraźnie nie podzielał radosnego,
cynicznego humoru pozostałych członków wyprawy.
- Widzę, że
już się zapoznaliście – z jednego z namiotów wyłonił się rosły ork. – Nie wiem,
na ile zarysowano wam sytuację. Niestety nie jesteśmy w stanie dostarczyć wam
wszystkich informacji, które umożliwiłyby wam wyjście bez szwanku. Może otuchy doda
wam fakt, że całe miasto na was liczy.
Wszyscy na
nich liczą, ale nikt nie postanowił bezpośrednio pomóc. Ina zaczynała odnosić
wrażenie, że wysyłają ich na egzekucję. Mężczyzna po chwili kontynuował.
- Cokolwiek
znajdziecie tam na dole, będzie należało do was. Wyjątkiem jest torba, którą znajdziecie
przy martwym taurenie. Troggi nie uznają dyplomacji, dlatego brutalnie obeszli
się z tymi, którzy próbowali z nimi negocjować. Jakbyście mieli pytania, to
teraz jest na nie czas, kiedy tam wejdziecie, będziecie zdani tylko i wyłącznie
na siebie.
Zejście do
jaskini było obstawione strażnikami z miasta. Chcieli się upewnić, że nic, poza
drużyną, nie opuści podziemi. O ile ktokolwiek je opuści. Kilka kroków i młodzi
znaleźli się pod Orgrimmarem. Pierwsze, co poczuli wszyscy od razu, to
niesamowite gorąco. Ina dotknęła jednej ze ścian i natychmiast cofnęła rękę.
- Wrzucili
nas do wulkanu, chyba ktoś miał ochotę na skwarki… - Ina stwierdziła cicho.
Nieumarły
spojrzał na nią zdziwiony, a następnie roześmiał się po raz pierwszy.
- Chyba
byłbym w stanie cię polubić, o ile wrócimy.
W tym
momencie poza błyskiem w oku Ina zauważyła także błysk sztyletów. Chwilę potem
Enyd zniknął jej z oczu.
- Zacznij
ślicznotko, kiedy tylko będziesz gotowa – orczyca wzdrygnęła się, bo głos
dochodził zza jej pleców.
On mi
się podoba, wydaje się szczery. W przeciwieństwie do reszty…
Odburknęłaby
coś demonowi, ale nie mogła zrobić tego tak, by reszta nie usłyszała. Zbyła go
cichym fuknięciem.
Gdy zrobili
kilka kroków do przodu, tuż spod ziemi wyszły węże. Nie czekały na nic, tylko
od razu rzuciły się do ataku. Ina i Rid cofnęli się odruchowo i byli pewni, że
reszta zrobi to samo. Spede jednak wydała z siebie głośny okrzyk, przykuwając
uwagę zwierząt i rzuciła się na nie. Mimo że przeciwników było tylko dwóch,
elfy miały wrażenie, że zapanował chaos. Rid szybko się opamiętał i zaczął
szeptać zaklęcia uzdrawiające, Inie natomiast chwilę dłużej zajęło pokonanie
zaskoczenia. Przeciwnicy byli silni. Dużo silniejsi niż ci, których spotkali
kiedykolwiek wcześniej, a to był przecież dopiero początek.
Ja
wiem, że patrzenie, jak inni się męczą jest fajne… ale może byś się ruszyła.
Krwawa elfka
kiwnęła głową i rozkazała impowi atakować. Chwilę później zaczęła rzucać
najnowsze zaklęcie. Gdy wszyscy włączyli się do walki, okazało się, że wcale
nie jest tak źle, jak się wydawało. Gdy węże padły, łotrzyk od razu zajął się
oprawieniem ich.
- Nie
pozwolę, by dobre skóry się marnowały – burknął.
Jak tylko
skończył, udali się dalej nie mając pojęcia, co ich czeka.
Byli pod
ziemią już dłuższy czas, ale do tej pory trafiali tylko na węże i żywiołaki
ziemi. Nigdzie nie było nawet śladu troggów, o których tyle mówili tam na
górze. Może wszyscy się pomylili? Albo wysłali młodych nie tym zejściem, co
trzeba było. Otaczały ich kamienie i lawa, nie było ani śladu jakiejkolwiek
roślinności. Żadne życie nie powinno przetrwać długo w takich warunkach, a tym
bardziej nie cała rasa. Zaczynały ogarniać ich wątpliwości, ale minięcie
kolejnego zakrętu je rozwiało. Tuż przed nimi znajdowała się cała sala wypełniona
dziwnymi kreaturami. Jakakolwiek próba przyrównania ich do znanej rasy od razu
kończyła się fiaskiem. Wyglądało to, jakby ktoś wziął krasnoluda, napompował mu
głowę, wyciął kręgosłup w łuk, następnie rozciągnął ręce, by sięgały aż do
ziemi. Stwory uśmiechając się pokazywały obszarpane zęby, które zdawały nie
mieścić się w szczękach. Głęboko osadzone oczy zdawały się czujnie badać okolice,
ale żaden z troggów jeszcze nie zauważył drużyny.
Członkowie drużyny
mogli być jednak pewnie tego, że jeżeli zauważy
ich jeden trogg, rzucą się na nich wszystkie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz