26


Dziewczyna przez chwilę przyglądała się towarzystwu z odległości. Rid stał z boku i wyraźnie czuł się niepewnie w tym zróżnicowanym towarzystwie. Chętnie by im się jeszcze poprzyglądała, ale nie chciała, by jej przyjaciel stał sam. Nie znał tego barbarzyńskiego języka, więc nawet jakby chciał, nie byłby w stanie się z nimi porozumieć.
Podeszła do Rida i pociągnęła go w stronę reszty. Dość łamanym językiem przedstawiła siebie i kapłana. W miarę swoich możliwości tłumaczyła mu wszystko, co reszta mówiła.
- Spede, jestem wojowniczką i będę pilnować, by was w tych szmatkach nic nie zabiło – orczyca ukłoniła się ironicznie.
- Enjusk, myśliwy. Polowanie na żywe istoty nie stanowi dla mnie najmniejszego problemu – troll uśmiechnął się wrednie.
- Enyd – to było jedyne, co nieumarły burknął pod nosem. Wyraźnie nie podzielał radosnego, cynicznego humoru pozostałych członków wyprawy.
- Widzę, że już się zapoznaliście – z jednego z namiotów wyłonił się rosły ork. – Nie wiem, na ile zarysowano wam sytuację. Niestety nie jesteśmy w stanie dostarczyć wam wszystkich informacji, które umożliwiłyby wam wyjście bez szwanku. Może otuchy doda wam fakt, że całe miasto na was liczy.
Wszyscy na nich liczą, ale nikt nie postanowił bezpośrednio pomóc. Ina zaczynała odnosić wrażenie, że wysyłają ich na egzekucję. Mężczyzna po chwili kontynuował.
- Cokolwiek znajdziecie tam na dole, będzie należało do was. Wyjątkiem jest torba, którą znajdziecie przy martwym taurenie. Troggi nie uznają dyplomacji, dlatego brutalnie obeszli się z tymi, którzy próbowali z nimi negocjować. Jakbyście mieli pytania, to teraz jest na nie czas, kiedy tam wejdziecie, będziecie zdani tylko i wyłącznie na siebie.

Zejście do jaskini było obstawione strażnikami z miasta. Chcieli się upewnić, że nic, poza drużyną, nie opuści podziemi. O ile ktokolwiek je opuści. Kilka kroków i młodzi znaleźli się pod Orgrimmarem. Pierwsze, co poczuli wszyscy od razu, to niesamowite gorąco. Ina dotknęła jednej ze ścian i natychmiast cofnęła rękę.
- Wrzucili nas do wulkanu, chyba ktoś miał ochotę na skwarki… - Ina stwierdziła cicho.
Nieumarły spojrzał na nią zdziwiony, a następnie roześmiał się po raz pierwszy.
- Chyba byłbym w stanie cię polubić, o ile wrócimy.
W tym momencie poza błyskiem w oku Ina zauważyła także błysk sztyletów. Chwilę potem Enyd zniknął jej z oczu.
- Zacznij ślicznotko, kiedy tylko będziesz gotowa – orczyca wzdrygnęła się, bo głos dochodził zza jej pleców.
On mi się podoba, wydaje się szczery. W przeciwieństwie do reszty…
Odburknęłaby coś demonowi, ale nie mogła zrobić tego tak, by reszta nie usłyszała. Zbyła go cichym fuknięciem.
Gdy zrobili kilka kroków do przodu, tuż spod ziemi wyszły węże. Nie czekały na nic, tylko od razu rzuciły się do ataku. Ina i Rid cofnęli się odruchowo i byli pewni, że reszta zrobi to samo. Spede jednak wydała z siebie głośny okrzyk, przykuwając uwagę zwierząt i rzuciła się na nie. Mimo że przeciwników było tylko dwóch, elfy miały wrażenie, że zapanował chaos. Rid szybko się opamiętał i zaczął szeptać zaklęcia uzdrawiające, Inie natomiast chwilę dłużej zajęło pokonanie zaskoczenia. Przeciwnicy byli silni. Dużo silniejsi niż ci, których spotkali kiedykolwiek wcześniej, a to był przecież dopiero początek.
Ja wiem, że patrzenie, jak inni się męczą jest fajne… ale może byś się ruszyła.
Krwawa elfka kiwnęła głową i rozkazała impowi atakować. Chwilę później zaczęła rzucać najnowsze zaklęcie. Gdy wszyscy włączyli się do walki, okazało się, że wcale nie jest tak źle, jak się wydawało. Gdy węże padły, łotrzyk od razu zajął się oprawieniem ich.
- Nie pozwolę, by dobre skóry się marnowały – burknął.
Jak tylko skończył, udali się dalej nie mając pojęcia, co ich czeka.

Byli pod ziemią już dłuższy czas, ale do tej pory trafiali tylko na węże i żywiołaki ziemi. Nigdzie nie było nawet śladu troggów, o których tyle mówili tam na górze. Może wszyscy się pomylili? Albo wysłali młodych nie tym zejściem, co trzeba było. Otaczały ich kamienie i lawa, nie było ani śladu jakiejkolwiek roślinności. Żadne życie nie powinno przetrwać długo w takich warunkach, a tym bardziej nie cała rasa. Zaczynały ogarniać ich wątpliwości, ale minięcie kolejnego zakrętu je rozwiało. Tuż przed nimi znajdowała się cała sala wypełniona dziwnymi kreaturami. Jakakolwiek próba przyrównania ich do znanej rasy od razu kończyła się fiaskiem. Wyglądało to, jakby ktoś wziął krasnoluda, napompował mu głowę, wyciął kręgosłup w łuk, następnie rozciągnął ręce, by sięgały aż do ziemi. Stwory uśmiechając się pokazywały obszarpane zęby, które zdawały nie mieścić się w szczękach. Głęboko osadzone oczy zdawały się czujnie badać okolice, ale żaden z troggów jeszcze nie zauważył drużyny.
Członkowie drużyny mogli być jednak pewnie tego, że  jeżeli zauważy ich jeden trogg, rzucą się na nich wszystkie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz