Po kilkukrotnym zapoznaniu się z pozycją przyniesioną jej przez Erathiela Inarea zaczęła się nudzić. Wiedziała, że parada najpewniej już się zakończyła, ale ani trochę nie umniejszyło to jej zdenerwowania, że cała parada ją ominęła. Za oknem zapadał mrok, a jej mistrza nadal nie było widać. Zatrzasnęła księgę i podeszła do okna. W oddali widziała światła, pokaz fajerwerków. Spojrzała w dół. Drugie piętro to niby nie jest aż tak wysoko… Usiadła na parapecie.
Nawet
o tym nie myśl.
Prychnęła
zirytowana komentarzem demona. Nie czytał w jej myślach, tego była pewna, a
mimo to czasami zdawał się wiedzieć, co krąży w jej głowie. Jakby znał ją dużo
lepiej niż ona jego. Nie powinno jej to tak naprawdę dziwić, w końcu ona nadal
pozostawała dzieckiem, a kto wie ile eonów było dane przeżyć demonowi…
- Chcę stąd
wyjść.
Spojrzała na
towarzysza i otuliła się ramionami. Nie było jej zimno, ale poczuła się dziwnie
samotna. Poderwała się gwałtownie, czując magię pod stopami.
Ostrożnie,
bo obijesz sobie głowę…
Faktycznie,
magia, którą poczuła, była znajoma i bezpieczna. Kiwnęła głową do demona i
wyskoczyła przez okno. Po miękkim lądowaniu Ina od razu skierowała swoje kroki
w stronę Dziedzińca Słońca. Nie miała okazji wcześniej zapuścić się w te rejony
miasta, a teraz w okolicy nie było nikogo, kto mógłby jej w tym przeszkodzić. W
tym i w wejściu do pałacu… Zawahała się przez chwilę.
- Czy nie
tam właśnie będzie odbywać się narada?
Demon zamiast
udzielić jej odpowiedzi wyprzedził ją i już po chwili zniknął z jej pola
widzenia. Czekała w milczeniu, bo nic innego jej nie pozostało.
Pusto.
Nikogo tu nie ma.
Ucieszyło to
dziewczynę niezmiernie. Zwykle wzdłuż całego wejścia do pałacu byli rozstawieni
strażnicy. Rid na pewno nie będzie zachwycony, że nie wzięła go ze sobą, ale
nie miała teraz nawet pomysłu, gdzie mogłaby go znaleźć. Z tym przekonaniem
wykonywała kolejne kroki, mając jedynie demona za towarzysza.
Weszła do
ogromnego pomieszczenia i aż oniemiała. Feeria barw, świecące kryształy
podwieszone pod sufitem i biegnące wzdłuż schodów, do tego uzbrojenie zdobiące
ściany. Cokolwiek by się nie działo, Inarea pozostawała dzieckiem – nadal
cieszyły ją małe, piękne przedmioty i bogato zdobione wnętrza. Z coraz większym
zaciekawieniem dziewczyna skierowała swoje kroki na schody. Okalały one
równomiernie pomieszczenie z obu stron.
- Milczysz.
– Coś
mi tu nie pasuje… - Za mało elfów? - To
pomieszczenie powinno być pilnowane, czyż nie? – Wątpię, słyszałam, że
nic się w nim nie znajduje.
Z tym
przekonaniem Ina weszła do następnego pokoju i wspięła się po kolejnych
schodach. Zatrzymała się zdziwiona patrząc na „coś”, bo niczym tego nazwać nie
sposób. Wpatrywała się oniemiała w świetlisty klejnot, wokół którego kręciła
się konstrukcja, na której był umieszczony. Był piękny.
Mam
złe przeczucia…
Dziewczyna
wyciągnęła przed siebie rękę, była zbyt skupiona na znalezisku, by zwrócić
uwagę na słowa demona. Chwilę potem nie słyszała już nic.
Otworzyła
wolno oczy, czuła ból odrętwiałych członków. Jak długo leżała w jednej pozycji?
Ocknęła się leżąc na zimnym kamieniu. Podniosła się ostrożnie na ręce i
rozejrzała po ruinach. Nie znała tego miejsca ani nie przypominało jej ono nic,
co znała. Zamknęła oczy i skupiła się na otaczającej ją energii. Wyczuwała
demona, ale zdawał się być nielogicznie daleko. Nie powinna go wyczuć z takiej
odległości, a jednak wiedziała, że się nie pomyliła. To nie było jednak jedyne,
co mogła poczuć. Pod stopami wyczuwała ogromną kumulację energii. Pokręciła
głową, przecież nie było to możliwe. Musiało coś jej się zdawać, może jej
zmysły nie odzyskały jeszcze sprawności po stracie przytomności.
Z tym
przekonaniem wstała i ruszyła przed siebie. Dotarła do placu, nadal otaczały ją
ruiny. Coraz bardziej zaniepokojona przywołała impa, jednak Karnar nie potrafił
odpowiedzieć jej na pytanie, gdzie się właściwie znajduje. Stwierdził jej
tylko, że jest ona u siebie.
Ina
skierowała swoje kroki w jedno z dwóch wyjść, które wypatrzyła. Niezbyt podobała
jej się perspektywa, że coś może tam się czaić, ale nie miała też zbytniej
ochoty czekać, aż ktoś po nią przyjdzie. Wąskie korytarze rozszerzyły się
gwałtownie, ukazując jej oczom tron. Nigdy nie widziała tronu, ale miała
pewność, że to siedzisko należy określić dokładnie takim mianem. Wydawało się
dawno nieużywane, kręgi znajdujące się na ziemi niewiele jej mówiły. Kolejne
dwa wejścia, wybrała to po prawej i zaczęła schodzić w dół.
Elfka
zatrzymała się gwałtownie. Powinna uciekać, czuła to każdym fragmentem swojego
ciała, ale nogi jakby wrosły jej w ziemię. Nie potrafiła wykonać najmniejszego
ruchu. Pozostało jej tylko wpatrywanie się w kreaturę, którą miała tuż przed
sobą. Miała wrażenie, że wpatruje się w chodzącą, sklejoną ze sobą w jakiś
sposób górę ciał. Najgorsze było to, że ta góra miała głowę i twarz, a
przynajmniej coś, co wydawało się nią być. Ina miała ochotę krzyknąć, ale głos
ugrzązł jej w gardle. Wpatrywała się we wnętrzności stwora, mimo pewnej
odległości od niego czuła jego smród. Wnętrzności zdawały się wyciekać przez
dziurę w brzuchu. Stwór posiadał przynajmniej trzy ręce, a w każdej trzymał
coś, co mogło służyć za broń. Karnar natomiast
podskakiwał tuż przy nodze Iny i zdawał się w ogóle tym widokiem nie przejmować.
-----
jutro postaram się dać ciąg dalszy...
-----
jutro postaram się dać ciąg dalszy...
Hehe wypisz wymaluj moja pierwsza wizyta w Undercity :D
OdpowiedzUsuńooo to nie byłam jedyna?
OdpowiedzUsuń"Co ja tu robię... czemu ich nicki są na żółto... zaraz mnie zaatakują i zjedzą..."
I oczywiście "jak stąd wyjść..." :D
OdpowiedzUsuńCiekawe, moje pierwsze wspomnienie z Undercity, to pogoń za ogonami ekipy aliantów która wpadła pokonywać liderów Hordy.
OdpowiedzUsuńGrałem Hunterem i pomyślałem "o maj gad - co za pokręcone miasto".
Nie było jednak czasu podziwiać mistycyzmu przegniłych korytarzy, bo trzeba bylo szybko dotrzeć do sali tronowej. Po drodze nie zatrzymywaliśmy sie na popas ani na rozmówki. Raczej była to "przecinka"