20,5


Po kilkukrotnym zapoznaniu się z pozycją przyniesioną jej przez Erathiela Inarea zaczęła się nudzić. Wiedziała, że parada najpewniej już się zakończyła, ale ani trochę nie umniejszyło to jej zdenerwowania, że cała parada ją ominęła. Za oknem zapadał mrok, a jej mistrza nadal nie było widać. Zatrzasnęła księgę i podeszła do okna. W oddali widziała światła, pokaz fajerwerków. Spojrzała w dół. Drugie piętro to niby nie jest aż tak wysoko… Usiadła na parapecie.
Nawet o tym nie myśl.
Prychnęła zirytowana komentarzem demona. Nie czytał w jej myślach, tego była pewna, a mimo to czasami zdawał się wiedzieć, co krąży w jej głowie. Jakby znał ją dużo lepiej niż ona jego. Nie powinno jej to tak naprawdę dziwić, w końcu ona nadal pozostawała dzieckiem, a kto wie ile eonów było dane przeżyć demonowi…
- Chcę stąd wyjść.
Spojrzała na towarzysza i otuliła się ramionami. Nie było jej zimno, ale poczuła się dziwnie samotna. Poderwała się gwałtownie, czując magię pod stopami.
Ostrożnie, bo obijesz sobie głowę…
Faktycznie, magia, którą poczuła, była znajoma i bezpieczna. Kiwnęła głową do demona i wyskoczyła przez okno. Po miękkim lądowaniu Ina od razu skierowała swoje kroki w stronę Dziedzińca Słońca. Nie miała okazji wcześniej zapuścić się w te rejony miasta, a teraz w okolicy nie było nikogo, kto mógłby jej w tym przeszkodzić. W tym i w wejściu do pałacu… Zawahała się przez chwilę.
- Czy nie tam właśnie będzie odbywać się narada?
Demon zamiast udzielić jej odpowiedzi wyprzedził ją i już po chwili zniknął z jej pola widzenia. Czekała w milczeniu, bo nic innego jej nie pozostało.
Pusto. Nikogo tu nie ma.
Ucieszyło to dziewczynę niezmiernie. Zwykle wzdłuż całego wejścia do pałacu byli rozstawieni strażnicy. Rid na pewno nie będzie zachwycony, że nie wzięła go ze sobą, ale nie miała teraz nawet pomysłu, gdzie mogłaby go znaleźć. Z tym przekonaniem wykonywała kolejne kroki, mając jedynie demona za towarzysza.
Weszła do ogromnego pomieszczenia i aż oniemiała. Feeria barw, świecące kryształy podwieszone pod sufitem i biegnące wzdłuż schodów, do tego uzbrojenie zdobiące ściany. Cokolwiek by się nie działo, Inarea pozostawała dzieckiem – nadal cieszyły ją małe, piękne przedmioty i bogato zdobione wnętrza. Z coraz większym zaciekawieniem dziewczyna skierowała swoje kroki na schody. Okalały one równomiernie pomieszczenie z obu stron.
- Milczysz. – Coś mi tu nie pasuje… - Za mało elfów?  - To pomieszczenie powinno być pilnowane, czyż nie? – Wątpię, słyszałam, że nic się w nim nie znajduje.
Z tym przekonaniem Ina weszła do następnego pokoju i wspięła się po kolejnych schodach. Zatrzymała się zdziwiona patrząc na „coś”, bo niczym tego nazwać nie sposób. Wpatrywała się oniemiała w świetlisty klejnot, wokół którego kręciła się konstrukcja, na której był umieszczony. Był piękny.
Mam złe przeczucia…
Dziewczyna wyciągnęła przed siebie rękę, była zbyt skupiona na znalezisku, by zwrócić uwagę na słowa demona. Chwilę potem nie słyszała już nic.

Otworzyła wolno oczy, czuła ból odrętwiałych członków. Jak długo leżała w jednej pozycji? Ocknęła się leżąc na zimnym kamieniu. Podniosła się ostrożnie na ręce i rozejrzała po ruinach. Nie znała tego miejsca ani nie przypominało jej ono nic, co znała. Zamknęła oczy i skupiła się na otaczającej ją energii. Wyczuwała demona, ale zdawał się być nielogicznie daleko. Nie powinna go wyczuć z takiej odległości, a jednak wiedziała, że się nie pomyliła. To nie było jednak jedyne, co mogła poczuć. Pod stopami wyczuwała ogromną kumulację energii. Pokręciła głową, przecież nie było to możliwe. Musiało coś jej się zdawać, może jej zmysły nie odzyskały jeszcze sprawności po stracie przytomności.
Z tym przekonaniem wstała i ruszyła przed siebie. Dotarła do placu, nadal otaczały ją ruiny. Coraz bardziej zaniepokojona przywołała impa, jednak Karnar nie potrafił odpowiedzieć jej na pytanie, gdzie się właściwie znajduje. Stwierdził jej tylko, że jest ona u siebie.
Ina skierowała swoje kroki w jedno z dwóch wyjść, które wypatrzyła. Niezbyt podobała jej się perspektywa, że coś może tam się czaić, ale nie miała też zbytniej ochoty czekać, aż ktoś po nią przyjdzie. Wąskie korytarze rozszerzyły się gwałtownie, ukazując jej oczom tron. Nigdy nie widziała tronu, ale miała pewność, że to siedzisko należy określić dokładnie takim mianem. Wydawało się dawno nieużywane, kręgi znajdujące się na ziemi niewiele jej mówiły. Kolejne dwa wejścia, wybrała to po prawej i zaczęła schodzić w dół.

Elfka zatrzymała się gwałtownie. Powinna uciekać, czuła to każdym fragmentem swojego ciała, ale nogi jakby wrosły jej w ziemię. Nie potrafiła wykonać najmniejszego ruchu. Pozostało jej tylko wpatrywanie się w kreaturę, którą miała tuż przed sobą. Miała wrażenie, że wpatruje się w chodzącą, sklejoną ze sobą w jakiś sposób górę ciał. Najgorsze było to, że ta góra miała głowę i twarz, a przynajmniej coś, co wydawało się nią być. Ina miała ochotę krzyknąć, ale głos ugrzązł jej w gardle. Wpatrywała się we wnętrzności stwora, mimo pewnej odległości od niego czuła jego smród. Wnętrzności zdawały się wyciekać przez dziurę w brzuchu. Stwór posiadał przynajmniej trzy ręce, a w każdej trzymał coś, co mogło służyć za broń. Karnar natomiast podskakiwał tuż przy nodze Iny i zdawał się w ogóle tym widokiem nie przejmować.


-----
jutro postaram się dać ciąg dalszy...

4 komentarze:

  1. Hehe wypisz wymaluj moja pierwsza wizyta w Undercity :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ooo to nie byłam jedyna?
    "Co ja tu robię... czemu ich nicki są na żółto... zaraz mnie zaatakują i zjedzą..."

    OdpowiedzUsuń
  3. I oczywiście "jak stąd wyjść..." :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe, moje pierwsze wspomnienie z Undercity, to pogoń za ogonami ekipy aliantów która wpadła pokonywać liderów Hordy.
    Grałem Hunterem i pomyślałem "o maj gad - co za pokręcone miasto".
    Nie było jednak czasu podziwiać mistycyzmu przegniłych korytarzy, bo trzeba bylo szybko dotrzeć do sali tronowej. Po drodze nie zatrzymywaliśmy sie na popas ani na rozmówki. Raczej była to "przecinka"

    OdpowiedzUsuń