Było już jasno, gdy Inarea otworzyła
oczy. Rozejrzała się lekko zdezorientowana, próbując zrozumieć, gdzie właściwie
się znajduje. Chwilę zajęło jej wyrwanie się ze snu i przypomnienie sobie
poprzedniego dnia. W pomieszczeniu była sama. Na środku był ślad po ognisku,
pod przeciwległą ścianą znajdowało się posłanie jej mistrza, ale samego
Erathiela nigdzie nie widziała. W pierwszej chwili zignorowała niepokój, który
zaczął ją ogarniać. Dziewczyna przeciągnęła się, podniosła się i podeszła do
środka pokoju. Ogień, który ogrzewał ich w nocy, musiał niedawno zgasnąć, bo
dostrzegła tlące się kawałki węgla. Chciała ich dotknąć, ale powstrzymała się w
ostatniej chwili. Demon by ją zatrzymał, gdyby tu był. Ina czuła łzy napływające
do jej oczu. Nie mogła się pozbyć wrażenia, że to z jej winy towarzysz zniknął.
Erathiel wszedł do budynku i ogarnął
spojrzeniem wnętrze.
- Mówiłem ci już kiedyś, byś nie
wsadzała dłoni do ognia - powiedział oschle, źle interpretując zeszklone oczy
Iny. - Przyniosłem śniadanie.
Mistrz usiadł obok dziewczyny i podał
jej dwa czerwone owoce, po chwili wyjął z torby kawałek suszonego mięsa.
Adeptka zawahała się.
- Nie martw się, nie jest zatrute. Nie
mam powodu, by się ciebie pozbywać… - urwał, po czym dodał szybko - przynajmniej
jak na razie.
Zauważył, że wbrew jego zamiarom słowa
te nie rozbawiły elfki. Miał jednak świadomość, że posiadał dość dziwne
poczucie humoru. Odetchnął głęboko.
- Jak skończysz jeść, pójdziesz
przywoływać voidwalkera.
- Sama? - zapytała zdziwiona.
- To w końcu twoje zdanie. - Wzruszył
ramionami i sam przystąpił do konsumpcji śniadania. - Musisz go sama przywołać
i pokonać, inaczej nie będzie tak naprawdę twój. A posiadanie przy swoim boku
demona, który nie będzie ci do końca posłuszny, jest zbyt niebezpieczne.
Trzeba mieć margines bezpieczeństwa.
Musisz być w stanie go odesłać do pustki w każdym jednym momencie, gdy tylko
taka będzie twoja wola. Moja obecność mogłaby zaburzyć waszą relację. Voidy są
dość wierne i bardzo posłuszne. Muszą tylko wiedzieć, komu mają służyć.
- A gdzie jest twój void w takim
wypadku? Jak rozumiem wszyscy warlocy przechodzą tę samą drogę podczas nauki?
Uczą się tego samego, przywołują te same demony?
- Pewnie kręci się gdzieś po swoim
świecie - odpowiedział zdawkowo.
Mistrz przełknął ostatni kęs jabłka i
spojrzał w stronę okna. Jeszcze było wcześnie, mieli czas na rozmowę, mimo to
postanowił milczeć.
- Nie odpowiedziałeś na dwa pozostałe
pytania - powiedziała w końcu.
- Tak?
- Tak - odparła oschle, naśladując
jego ton.
Erathiel uśmiechnął się pod nosem.
- Założenie jest takie, by wszyscy
nauczyli się tego samego. Ba, jest nawet określona kolejność, w jakiej powinno
się poznawać poszczególne aspekty naszej magii… Jednak zdecydowałem się od tego
odejść, co pewnie już zauważyłaś. - Dziewczyna przytaknęła. - Powody na razie
zostawię dla siebie, możemy porozmawiać o nich później. Jest grupa demonów,
które powinien umieć przyzwać każdy warlock, nie oznacza to jednak, że tak
jest. Niektórzy omijają jakiś etap nauki, uznając któregoś towarzysza za
całkowicie nieprzydatnego, ale to jest już ich wybór.
- Czy możemy przywoływać tylko te
demony, które poznajemy podczas nauki?
Z jakiegoś powodu to pytanie
zaniepokoiło Erathiela. Na jego twarzy zarysowała się niepewność, ale bardzo
szybko wrócił do obojętnego wyrazu.
- Wydaje mi się, że znasz odpowiedź na
to pytanie. Jednak, niezależnie czy to dla ciebie cokolwiek znaczy, zabraniam
ci przywoływania jakiegokolwiek obcego demona bez mojego wyraźnego pozwolenia.
Uczysz się dopiero robić kręgi, panować nad istotami cienia. Przywołanie czegoś
mocniejszego jest możliwe, ale może się to dla ciebie skończyć tragicznie.
Jeżeli popełniłabyś duży błąd, to nawet dla całej okolicy - urwał i sięgnął do
bukłaka z wodą. Od tego gadania zaschło mu w gardle. Ina nie wyglądała na
przekonaną, dlatego zdecydował się uściślić. - Powiem inaczej. Jeżeli dopóki
jesteś pod moją opieką, zdecydujesz się na przywołanie obcej istoty bez mojego
nadzoru, zakończymy naszą wspólną przygodę szybciej, niż planowałem.
Dziewczyna wydęła policzki w wyrazie
niezadowolenia, ale przyjęła do wiadomości słowa mistrza.
- Mam pytanie… - zaczęła niepewnie
adeptka.
- Nie wątpię. Zwykle po prostu
pytałaś, zamiast to stwierdzać.
- Dlaczego nie możesz mnie po prostu
nauczyć kręgu do przywołania voida, tylko musieliśmy przyjść tutaj? Rozumiem,
że ten kamień z Blizny był potrzebny, ale według tego, co było wcześniej
mówione - przywołanie można zrobić gdziekolwiek. Byleby mieć odpowiednie
składniki.
Erathiel podrapał się po głowie.
- Masz rację… ale wszędzie zdarzają się
wyjątki. Tak też jest i tym razem. Nie znamy dokładnych reagentów potrzebnych,
by przywołać voidwalkera po raz pierwszy. Normalny krąg nie działa z jakiegoś
powodu. Kiedyś ktoś chyba próbował odkryć, dlaczego, ale w końcu się poddał.
Reszta po prostu zaakceptowała taki stan rzeczy i przestała zadawać pytania.
- Skoro składniki potrzebne są nieznane…
To jak mam dokonać przywołania?
- Tutaj dochodzimy do miejsca, w
którym teraz jesteśmy. Egalin, który jako pierwszy przyzwał tę istotę cienia,
stworzył kilka kręgów przed swoją śmiercią. Nikomu nie zdradził, czego użył do
ich zrobienia, podejrzewa się, że krwi dziewic, czy innego rzadkiego towaru… Mimo
usilnych prób nie jesteśmy w stanie odtworzyć tych kręgów w przyjemniejszym
miejscu. Dlatego każdy adept musi się tutaj wybrać i zmierzyć się z duchami, a
następnie z voidem. Gdy pokonasz przyzwaną istotę, będzie twoja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz