88

Witam Was serdecznie po konwencie. Jeżeli kogoś interesuje relacja z Elgaconu, zapraszam na stronę Pokoju Gier.
W dzisiejszej notce trochę wyłamałam się z przyjętego schematu, niepierwszy i pewnie nieostatni raz. Myśli Erathiela i opisu jego motywacji nie uświadczycie tutaj pewnie za często, bo planuję je opublikować (w formie dużo krótszej niż DD) po zakończeniu historii właściwej. Zawsze jednak mogę zmienić zdanie i nagle zacząć wtrącać jego fragmenty. Na pewno jednak nie będzie w nich wyjaśnione za dużo... Nie przedłużając - zapraszam Was na lekturę najnowszej części.



Od momentu, kiedy Ina odkryła brak demona w swojej okolicy, pragnęła się obudzić. Nie zważając na polecenie Dyragi, by zająć się rannymi, dziewczyna rzuciła się przed siebie. Chciała uciec z tego miejsca. Miała nadzieję, że śni i za chwilę usłyszy znajomy głos, ale nic takiego nie następowało. Elfka zatrzymała się dopiero, gdy wbiegła w ślepą uliczkę i ledwo zatrzymała się przed ścianą. Uderzyła w nią pięścią, po czym uklękła. Starała się uspokoić, ale z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Inarea próbowała sobie racjonalnie wytłumaczyć to, co się stało. Demon mógł schować się gdzieś, żeby odzyskać siły. Wcale nie musiał zginąć. Według jej wiedzy wręcz nie mógł zginąć. Najwyżej zostałby odesłany do swojego świata. To jednak powodowało problem, bo dziewczyna nie była w stanie go przywołać. Dla każdego rodzaju demona były inne metody przywoływania, a przynajmniej to powtarzali warlocy, których do tej pory spotkała.  Adeptka nie miała zielonego pojęcia, do jakiego typu należałoby przypisać jej towarzysza. Pozostałaby jej tylko wyprawa za bramę...

Nagle Ina poczuła, jak ktoś złapał ją za ramiona. Chciała się obrócić, ale obce ręce jej to uniemożliwiły. W jednej chwili płacz przerodził się w krzyk, ale zanim ten zdążył wyrwać się z ust dziewczyny, zostały one zasłonięte dłonią, która nie należała do niej.
- Już... Spokojnie - znajomy głos dotarł do jej uszu.
Elfka otarła łzy i dała się obrócić. Napotkała wyraźnie zmartwione oblicze Erathiela. Mężczyzna puścił jej ramiona i zaczął się jej przyglądać szukając ran, ale chyba nic takiego nie znalazł. Spojrzał Inie w oczy. Widać było, że stara się być poważny i srogi, ale w ogóle mu to nie wychodziło. Chyba miał tego świadomość, bo zamiast zrobić jej wykład na temat tego, co zrobiła źle, po prostu odetchnął i powiedział cztery słowa:
- Nie rób tak więcej...
- Ja... On... - Dziewczyna sama nie wiedziała, co powinna powiedzieć.
- Następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia. Gdybyś była na placu, gdy gwiazdy zaczęły spadać... Nie byłoby co zbierać.
- Niebo spada nam na głowy... - odruchowo zacytowała słowo demona i znów z jej oczu pociekły łzy.
Mistrz przez chwilę analizował słowa Iny.
- Widziałaś, to co się działo z ludźmi na placu? - zapytał niepewnie.
- Nie - odpowiedziała całkowicie szczerze.
Elfka stanęła bokiem do Erathiela. Nie chciała, by widział jej łzy, mimo że było już na to za późno.
- Skąd więc...
- Ja tam byłam, na samym środku! - Obróciła się gwałtownie w stronę mężczyzny. - On mnie osłonił, rozpostarł coś, przez co te pociski nie przeniknęły... Ale teraz nigdzie go nie ma! Nie czuję go! Zniknął!
Uklękła i załkała głośno.

W każdych innych okolicznościach warlock byłby szczęśliwy ze zniknięcia demona. W tym momencie jednak nie odczuwał ulgi z nagłego braku konkurencji. Właśnie w ten sposób traktował towarzysza swojej uczennicy. Nigdy nie wiedział, co ten pomiot akurat szepcze dziewczynie do ucha, które słowa Erathiela kwestionuje, a z którymi się zgadza. Na swój sposób Inarea miała dwóch mistrzów i elf zdawał sobie z tego sprawę. Chciał tego jednak za wszelką cenę uniknąć. Historia nie znała warlocków wyuczonych swojej sztuki przez demony... A przynajmniej pierwsi z nich nigdy nie pochwalili się, skąd zdobyli tę wiedzę. Erathiel osobiście wątpił jednak, by którykolwiek z warloczych sług z własnej woli podzielił się informacjami, jak zniewolić swoich pobratymców. Elf się nie cieszył ze zniknięcia demona. Jedynym uczuciem, które go przepełniało w tym momencie, poza pewnego rodzaju troską, była złość. Był wściekły na demona, że zostawił Inę samą. Nawet, jeżeli stało się to przez to, że ochronił ją własnym ciałem.

Mężczyzna zbliżył się ostrożnie do swojej uczennicy. Inarea w ogóle nie zwracała na niego uwagi. Elf położył jej rękę na ramieniu.
- Jeżeli stracił możliwość przebywania w naszym świecie, nie oznacza to, że zginął - wycedził przez niemalże zaciśnięte zęby. Dziewczynę zdziwił jego ton i gwałtownie się uspokoiła. - Jeżeli mu zależy, to wróci.
- Skąd masz pewność, mistrzu...? - wyszeptała.
- Ponieważ koszmary zawsze wracają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz