Dziewczyna myślą musiała przywołać
zmianę pogody. Ledwo zdążyła stwierdzić, że brakuje białego puchu, a pierwsze
płatki śniegu zaczęły opadać na ziemię. Wtedy Ina zobaczyła go. Wyglądał, jakby
stał pod choinką od dłuższego czasu, ale wcześniej zupełnie nie zwróciła na
niego uwagi. Z początku była pewna, że widzi przed sobą lekko grubawego
człowieka, do tego ubranego w bardzo gruby płaszcz. Gdy się zbliżyła,
dostrzegła jednak zielony odcień skóry i odetchnęła głęboko. U niej w wiosce
nigdy nie przedstawiano w taki sposób Gwiazdora.
- Witaj, dziecko - mężczyzna w
czerwonym ubraniu zwrócił się do niej.
Zamarła zaskoczona.
- Potrzebowałbym twojej pomocy.
Grzeczna dziewczynka chyba znajdzie chwilę, by pomóc osobie w potrzebie?
W trakcie jednego uderzenia serca,
Inie przypomniały się wszystkie nudne pogadanki, którymi raczyła ją matka.
Nie
rozmawiaj z nieznajomymi. Nie chodź z nimi nigdzie, nawet jeżeli twierdzą, że
nas znają. Nie bierz od nich nic do jedzenia bez naszej wiedzy i zgody.
- Przepraszam… ale mam coś pilnego do
zrobienia!
Uciekła w stronę Szczelin Cienia.
Zevrosta nie było w domu, ale nie
przeszkodziło to Inie w wejściu do środka. Drzwi były otwarte. Przecież gdyby
chciał, by nikt nie wchodził, zamknąłby je dokładnie, a nie tylko na klamkę.
Elfka weszła do środka i rozsiadła się na krześle. Warlocka mogło nie być na
miejscu od kilku dni. Przeczyły temu resztki jedzenia na stole, ale mógł je
tutaj zostawić ktokolwiek. W obskurnym mieszkaniu orka Ina poczuła się dziwnie
bezpieczna. W tym miejscu nie miał prawa przebywać żaden Aliant. Otuliła się
ramionami i potrząsnęła głową. Nie chciała teraz myśleć o druidzie, który mógł
się dostać gdziekolwiek. Od tej pory będzie uważniej przyglądała się istotom w
zwierzęcych formach.
Przez krótki moment rozważała pójście
i powiedzenie strażom o tym, o czym się dowiedziała. Szybko jednak dotarło do
niej, że nie miała żadnego dowodu. Na dodatek, kto by uwierzył dziecku?
- Gdzie jesteś? Mówiłeś, że mnie nie
zostawisz… - wyszeptała, ale nie doczekała się odpowiedzi.
Zevrost niemało się zdziwił, gdy
wrócił do domu i zastał otwarte wejście. Złodzieje rzadko kiedy zaglądali w te
okolice, ale głupców nigdy nie brakowało. Jeżeli trafi na jakiegoś, to
przynajmniej będzie miał możliwość wypróbowania magii ofensywnej. Cicho, jak na
orcze możliwości, wślizgnął się do środka, wyciągając zza paska sztylet. Zanim
rzuci zaklęcie, każda forma obrony może mu się przydać. Mężczyźnie pozostało
westchnięcie, gdy po wejściu do środka zobaczył młodą elfkę opartą o stół. Ina
spała w pozycji, która musiała być niewygodna. Warlock przez chwilę wahał się,
czy uratować dziewczynę od nieuchronnego bólu pleców, ale postanowił jej nie
budzić. Wyglądała na zmęczoną.
Gdy tylko Inarea zniknęła, na twarz
Erathiela wkroczył szeroki uśmiech. W końcu nic go nie ograniczało. Uwolnił
tkane wcześniej zaklęcie w stronę najdalszego felhuntera. Cała grupa demonów
zatrzymała się. Zaatakowana istota próbowała strząsnąć z siebie klątwę, ale na
to właśnie liczył mężczyzna. Na chwilę zapanowała cisza. Wystarczyło to jednak
warlockowi na rzucenie zaklęcia na każdego z przeciwników. Jeżeli uda mu się
walczyć z nimi po kolei, nie powinny sprawić mu dużych trudności. Wybrał
najsilniejszego ze stworów i rzucił na niego wygnanie. Po małej modyfikacji to
zaklęcie potrafiło odesłać stworzenie do jego oryginalnego świata. W tym
przypadku było jednak zupełnie nieprzydatne, bo to Erathiel znalazł się w
krainie demonów.
Elf odskoczył przed zębami stworzenia
i pogroził mu palcem. Nie bał się, ale jego przeciwnicy też nie. Miał zamiar to
zmienić.
Zdecydował się na kolejne zaklęcie,
ale rozproszył je przed ostatnim gestem. Perfidnym byłoby kazanie felhunterom
walczenie ze sobą nawzajem. Był zirytowany, chciał się wyżyć, a nie podziwiać
walki kogutów.
- Daje wam pięć sekund.
Odpowiedziała mu cisza.
- Teraz już trzy. Doskonale wiem, że
mnie rozumiecie.
Gdy skończył zdanie rzucił kolejne
klątwy na stworzenia. Nie musiał angażować się fizycznie. Był w stanie unikać
ataków demonów przy jednoczesnym rzucaniu własnych czarów. Był pewien, że nikt
ich nie obserwuje, więc zdjął ograniczenie. Gdy felhuntery poczuły jego moc,
odruchowo się cofnęły.
- Za późno - mruknął i posłał w ich kierunku deszcz
cienistych pocisków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz