128

Gdybym miała czas przed Świętami, początek poniższej notki byłby podobny, ale rozwinięcie zupełnie inne. Cóż, może Ina będzie miała kiedyś okazję wykonać ciasteczka, kupić mleko i zanieść je wiadomej osobie...


Dziewczyna myślą musiała przywołać zmianę pogody. Ledwo zdążyła stwierdzić, że brakuje białego puchu, a pierwsze płatki śniegu zaczęły opadać na ziemię. Wtedy Ina zobaczyła go. Wyglądał, jakby stał pod choinką od dłuższego czasu, ale wcześniej zupełnie nie zwróciła na niego uwagi. Z początku była pewna, że widzi przed sobą lekko grubawego człowieka, do tego ubranego w bardzo gruby płaszcz. Gdy się zbliżyła, dostrzegła jednak zielony odcień skóry i odetchnęła głęboko. U niej w wiosce nigdy nie przedstawiano w taki sposób Gwiazdora.
- Witaj, dziecko - mężczyzna w czerwonym ubraniu zwrócił się do niej.
Zamarła zaskoczona.
- Potrzebowałbym twojej pomocy. Grzeczna dziewczynka chyba znajdzie chwilę, by pomóc osobie w potrzebie?
W trakcie jednego uderzenia serca, Inie przypomniały się wszystkie nudne pogadanki, którymi raczyła ją matka.
Nie rozmawiaj z nieznajomymi. Nie chodź z nimi nigdzie, nawet jeżeli twierdzą, że nas znają. Nie bierz od nich nic do jedzenia bez naszej wiedzy i zgody.
- Przepraszam… ale mam coś pilnego do zrobienia!
Uciekła w stronę Szczelin Cienia.

Zevrosta nie było w domu, ale nie przeszkodziło to Inie w wejściu do środka. Drzwi były otwarte. Przecież gdyby chciał, by nikt nie wchodził, zamknąłby je dokładnie, a nie tylko na klamkę. Elfka weszła do środka i rozsiadła się na krześle. Warlocka mogło nie być na miejscu od kilku dni. Przeczyły temu resztki jedzenia na stole, ale mógł je tutaj zostawić ktokolwiek. W obskurnym mieszkaniu orka Ina poczuła się dziwnie bezpieczna. W tym miejscu nie miał prawa przebywać żaden Aliant. Otuliła się ramionami i potrząsnęła głową. Nie chciała teraz myśleć o druidzie, który mógł się dostać gdziekolwiek. Od tej pory będzie uważniej przyglądała się istotom w zwierzęcych formach.
Przez krótki moment rozważała pójście i powiedzenie strażom o tym, o czym się dowiedziała. Szybko jednak dotarło do niej, że nie miała żadnego dowodu. Na dodatek, kto by uwierzył dziecku?
- Gdzie jesteś? Mówiłeś, że mnie nie zostawisz… - wyszeptała, ale nie doczekała się odpowiedzi.

Zevrost niemało się zdziwił, gdy wrócił do domu i zastał otwarte wejście. Złodzieje rzadko kiedy zaglądali w te okolice, ale głupców nigdy nie brakowało. Jeżeli trafi na jakiegoś, to przynajmniej będzie miał możliwość wypróbowania magii ofensywnej. Cicho, jak na orcze możliwości, wślizgnął się do środka, wyciągając zza paska sztylet. Zanim rzuci zaklęcie, każda forma obrony może mu się przydać. Mężczyźnie pozostało westchnięcie, gdy po wejściu do środka zobaczył młodą elfkę opartą o stół. Ina spała w pozycji, która musiała być niewygodna. Warlock przez chwilę wahał się, czy uratować dziewczynę od nieuchronnego bólu pleców, ale postanowił jej nie budzić. Wyglądała na zmęczoną.

Gdy tylko Inarea zniknęła, na twarz Erathiela wkroczył szeroki uśmiech. W końcu nic go nie ograniczało. Uwolnił tkane wcześniej zaklęcie w stronę najdalszego felhuntera. Cała grupa demonów zatrzymała się. Zaatakowana istota próbowała strząsnąć z siebie klątwę, ale na to właśnie liczył mężczyzna. Na chwilę zapanowała cisza. Wystarczyło to jednak warlockowi na rzucenie zaklęcia na każdego z przeciwników. Jeżeli uda mu się walczyć z nimi po kolei, nie powinny sprawić mu dużych trudności. Wybrał najsilniejszego ze stworów i rzucił na niego wygnanie. Po małej modyfikacji to zaklęcie potrafiło odesłać stworzenie do jego oryginalnego świata. W tym przypadku było jednak zupełnie nieprzydatne, bo to Erathiel znalazł się w krainie demonów.
Elf odskoczył przed zębami stworzenia i pogroził mu palcem. Nie bał się, ale jego przeciwnicy też nie. Miał zamiar to zmienić.
Zdecydował się na kolejne zaklęcie, ale rozproszył je przed ostatnim gestem. Perfidnym byłoby kazanie felhunterom walczenie ze sobą nawzajem. Był zirytowany, chciał się wyżyć, a nie podziwiać walki kogutów.
- Daje wam pięć sekund.
Odpowiedziała mu cisza.
- Teraz już trzy. Doskonale wiem, że mnie rozumiecie.
Gdy skończył zdanie rzucił kolejne klątwy na stworzenia. Nie musiał angażować się fizycznie. Był w stanie unikać ataków demonów przy jednoczesnym rzucaniu własnych czarów. Był pewien, że nikt ich nie obserwuje, więc zdjął ograniczenie. Gdy felhuntery poczuły jego moc, odruchowo się cofnęły.
- Za późno - mruknął i posłał w ich kierunku deszcz cienistych pocisków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz