111

Inarea nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Bez celu krążyła wokół budynku, gdzie ostatnio widziała Erathiela. Liczyła, że znajdzie jakiś ślad, który naprowadzi ją na miejsce pobytu mistrza. Zapomniała o obecności duchów, a te zdawały się ją ignorować, przynajmniej na razie. W końcu dziewczyna zebrała rzeczy swojego mistrza. Podniosła wszystko, poza kosturem. Wpatrywała się niepewnie w broń. Pamiętała, co stało się ostatnio, gdy dotknęła tego kija. Nie chciała jednak zostawiać własności Erathiela na pastwę rabusiów i korników. Odetchnęła głęboko i wyciągnęła rękę…

Krwawego elfa od dłuższego czasu nudziła rozmowa z wojowniczką, ale starał się nie dać po sobie tego poznać. W jego interesie było zachować pozory zainteresowania. Na dodatek znudzenie było dość niebezpieczne, mógł wtedy popełnić błąd. Na przykład przegapić szansę, że pilnujące go istoty zaczną go lekceważyć, zanim przyjdą ich zmiennicy.
Mężczyzna nie łudził się, że będzie łatwo, ale miał świadomość że miał ogromną przewagę. Wieloletnie życie na dworze nauczyło go wielu rzeczy. Między innymi tego, żeby nie pić nic, co wrogowie ci zaoferują. A oferowali mu wodę już od jakiegoś czasu. Grzecznie odmawiał, tłumacząc że nie jest spragniony. Planował migać się, tak długo jak to możliwe. Nie miał pewności, czy nie będą mu chcieli podać jakiegoś serum prawdy. Wiedział, że takie substancje istnieją, był nawet świadkiem zastosowania tego typu specyfiku… Wolał nie ryzykować sprawdzania, czy nocne elfy taki posiadają. Szansa, że tak drogi eliksir został wysłany z bandą przypadkowych żołnierzy na kraniec świata, była bardzo mała. Do tego musiałaby być z nimi osoba, która potrafi zadawać odpowiednie pytania. Erathiel miał świadomość, że do pewnego stopnia popada w tym momencie w paranoję. Wiedział jednak za dużo, by móc ryzykować. Wszak od wielu lat był w radzie doradzającej księciu. Znał wiele tajemnic, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Do tego wszystkiego, gdzieś tutaj w okolicy kręciła się Ina. Nie chciał się przyznać nawet przed sobą, czym się bardziej przejmował - zdradzeniem tajemnic swoich braci czy bezpieczeństwem uczennicy.

Gdy tylko dłoń Iny dotknęła kostura, poczuła pieczenie. Zacisnęła zęby i mimo to chwyciła go w rękę. Podniosła go i odczekała chwilę. Ból po chwili minął. Dziewczyna odniosła wrażenie, że broń ją zaakceptowała, ale ta myśl wydała jej się zbyt dziwna. W końcu rzeczy nie myślą, nie czują… W tym momencie dotarło do elfki, że Erathiel nie wyprawiał się poza miasto bez swojej broni. Było to dla niej tak oczywiste, że przeważnie nie zwracała na to uwagi. Nabrała pewności, że jej mistrz nie odszedł stąd z własnej woli. Starała się opanować swoje myśli, wszak warlock bywał nieprzewidywalny, dlaczego teraz mógł się nie zachować niestandardowo?
Inarea przymknęła oczy. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślała? Przecież potrafiła wyczuć moc innych. Zamiast zastanawiać się wcześniej, gdzie jest jej mistrz, wystarczyło wyszukać jego energię.
Adeptka nie poczuła absolutnie nic. Miała bardzo niemiłe skojarzenie z krainą demonów, ale teraz była pewna, że znajduje się w swoim świecie. To miejsce powinno kipieć magią, była pewna, że będzie miała problem z odnalezieniem jednego znajomego śladu, ale nie, że nic nie poczuje. Postanowiła się skupić. Próbowała zanurzyć się w swojej mocy, ale to także jej się nie udało.
- Co się dzieje…? - wyszeptała, nie oczekując odpowiedzi.
Ktoś jednak usłyszał pytanie. Tuż za swoimi plecami dziewczę usłyszało gruby, ale na pewno należący do kobiety głos.
- Jeżeli pytasz o duchy, to kręcą się tu od jakiegoś czasu. Nie dają w spokoju nawet zamieść podwórza.
Ina odwróciła się szybko i stanęła oko w oko z potężną kobietą. Twarz niewiasty była zaznaczona zmarszczkami, ale jej oblicze było pogodne. Uśmiechnęła się ciepło do dziewczyny, której w tym momencie przeszły ciarki po plecach.
- Pewnie ci przeszkadza ich obecność, ja już przywykłam. Chodź ze mną, dziecko, nastawię wodę na herbatę i opowiesz mi, co tu w ogóle robisz.
Kobieta zaczęła przesuwać się do przodu, ale nogi młodej elfki praktycznie wrosły w ziemię. Powinna uznać to spotkanie za swój ratunek. Gdy tylko przestała myśleć o swoim mistrzu, duchy znów zaczęły się wokół niej gromadzić. Osoba, którą spotkała, w ogóle nie zdawała sobie sprawy, że wcale nie różni się tak bardzo od otaczających ją zjaw. Była bardzo pogodna i paradoksalnie pełna życia, jak na ducha. Może dlatego tak przeraziło to Inareę.

Erathiel westchnął głośno, przerywając wojowniczce monolog.
- Nawet byłbym w stanie zrozumieć, czemu postanowiliście tu przybyć, nie musisz mi o tym mówić. Nie rozumiem jednak, dlaczego jestem tutaj przetrzymywany.
Od dłuższego czasu rozmowa dotyczyła krainy, w której się znajdowali. Bez żadnych szczególnych konkretów, co oznaczało że nocne elfy szukają czegoś bardzo konkretnego, ale warlock postanowił o to nie pytać. Gdyby nie to, że był związany, można by uznać to za przyjacielską pogawędkę. Dowódczyni nie była rasistką, w przeciwieństwie do swojej zastępczyni, dlatego dało się z nią normalnie porozmawiać. Słowa więźnia wywołały konsternację na jej twarzy.
- Niezależnie od tego, że jesteś tylko wędrowcem odwiedzającym bliskich, nie mogę zapominać o konflikcie, jaki jest pomiędzy naszymi stronami…
Mistrz Iny nie dał jej dokończyć.
- Nie powinienem tego mówić, ale w ogóle mnie ten konflikt nie obchodzi… Przez tyle lat żyliśmy w harmonii, dlaczego nagle to się musiało zmienić?
Kobieta zawahała się. Mężczyzna zupełnie nieplanowanie uderzył w jej czuły punkt. Musiała mieć dużo znajomych, może nawet przyjaciół, którzy nagle znaleźli się po drugiej stronie barykady. Nikt ich o zdanie nie pytał, podobnie jak niej.
- Mnie niestety nie wolno tak powiedzieć.
Uśmiechnęła się delikatnie, chyba po raz pierwszy od początku rozmowy - szczerze. Erathiel w końcu zobaczył realną szansę na wydostanie się z tej sytuacji. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, nawet obędzie się bez walki.

Kolejna notka w mój kolejny dzień wolny. Podpowiedź: to może, ale nie musi, nastąpić w tym tygodniu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz