172

Korekta mi Inę od pasożytów wyzywa...

Inarea zganiła się w myślach za własną bezmyślność. Nie wiedziała, kim byli mężczyźni, których spotkała w swoim domu poprzedniego dnia, ani kiedy wrócą, a mimo to usnęła beztrosko. Postanowiła obejrzeć dom, zaplanować porządki i ewentualne naprawy, przynajmniej tę część, którą mogła wykonać sama. Poza jednym zbitym oknem większych strat nie było. Wnętrza były równomiernie zakurzone, wyglądało na to, że nikt tu nie zaglądał pod nieobecność gospodarzy.
Przeszywający ból przypomniał Inie o ugryzieniu pająka. Jedyną osobą, do której mogła się udać po pomoc, była zielarka. Dziewczyna chciała odwlec to spotkanie, ale nie miała wyboru. Ugryziona dłoń była niemal dwukrotnie większa od drugiej i coś zaczynało się z niej sączyć, nie mogła dłużej czekać.

Baray była kobietą w sile wieku. Miała ciemnozielone włosy sięgające do łokci, ale zwykła spinać je w warkocz wokół głowy. Była krwawym elfem, więc jej oczy jarzyły się zielenią, chociaż jej odcień wydawał się ciemniejszy niż u innych. Jej okrągłą twarz niemal zawsze zdobił pogodny uśmiech. Wszędzie było jej pełno i starała się pomagać innym, jak tylko mogła.
Ina miała wrażenie, że jest jedyną osobą, której zielarka nie witała uśmiechem. Usta Baray zwykły zastygać w bezruchu, a następnie pojawiał się na nich grymas, gdy tylko dostrzegała dziewczynę zmierzającą do niej. Tego dnia nie było inaczej.
- Co tu robisz? - zapytała nieprzyjemnie kobieta, niemal krzycząc.
- Sama się nad tym zastanawiam.
Spokojna odpowiedź Iny zaskoczyła jej rozmówczynię, przyzwyczajoną do wykłócającego się dziecka. Baray otaksowała dziewczynę z góry na dół szukając podstępu.
- Nie mam dla ciebie dzisiaj obiadu - odparła po chwili.
- Nie z tym przyszłam.
Zielarka nie miała zamiaru pytać. Cierpliwie czekała, aż Ina będzie kontynuować. Adeptka magii wahała się. Spodziewała się ostrej reprymendy za bycie nieostrożną. Nie miała jednak wyboru, ból z każdą chwilą stawał się coraz bardziej nieznośny. Wyciągnęła rękę zza pleców i pokazała kobiecie powiększoną dłoń. Baray jęknęła w odpowiedzi.
- Dawno to się stało?
- Wczoraj wieczorem… - wyszeptała wbijając spojrzenie w ziemię.
Baray bez dalszej zwłoki wprowadziła Inareę do swojego domu i przystąpiła do pracy.
- Będzie bolało - jej głos był łagodny jak nigdy. Taki ton z jej strony dziewczyna słyszała tylko przed zniknięciem rodziców.
Kobieta szybko wybrała potrzebne składniki i flakony ze swoich półek. Wzięła też nóż, na widok którego młodej elfce przeszły ciarki po plecach. Ostrze było bardzo długie i cienkie, przypominało żądło owada. - Skup się na czymś i zapamiętaj: nie możesz stracić przytomności.
- Na czym inni zwykle się skupiają w takich sytuacjach?
Zielarka przerwała na chwilę ogrzewanie metalu nad ogniem. Jej wargi gwałtownie się ścisnęły, a spojrzenie stało się agresywne. Uspokoiła się błyskawicznie i po kilku głębokich wdechach odpowiedziała.
- Na tym, co jest dla nich ważne. Dla czego warto przetrwać nawet najsilniejszy ból.
- A jeżeli…
- Ino. - Baray nie pozwoliła jej zadać pytania. - Nie teraz. Nie wiem, czy kiedykolwiek, ale nie teraz. Pomyśl o dniach, w których byłaś szczęśliwa.
Po tych słowach kobieta wbiła nagrzane ostrze w miejsce ugryzienia, a chatę wypełnił krzyk.

Inarea nie wiedziała, ile czasu minęło. Z początku wrzeszczała, potem już nie miała na to siły i tylko pochlipywała. Dawna opiekunka dała jej maść z nakazem nasmarowania rany przed wieczorem i kazała jej wracać do siebie. Zapowiedziała też, że przyjdzie do niej potem i najlepiej, by dziewczyna nigdzie się już dzisiaj nie wyprawiała. Pewnie nie posłuchałaby się, ale po zabiegach Baray czuła się bardzo słabo.
Przydałoby mi się trochę siły…
Zatrzymała się pod wpływem tej myśli i spojrzała na przechodzącego mężczyznę. Nie pamiętała jego imienia, ale była pewna, że zajmował się łowiectwem. Był zdrowy, pewnie nawet nie zauważyłby, gdyby odebrała mu trochę energii. Zanim rozważyła to do końca, łowca zniknął za budynkiem.
- Może następnym razem… - mruknęła do siebie i podążyła w kierunku domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz