Styczeń był dla mnie miesiącem przemyśleń.
Cotygodniowa publikacja kolejnych fragmentów wzięła się z
mojej chęci narzucenia sobie regularności w pisaniu. Na początku często
wyprzedzałam publikacje i już przed terminem miałam gotową kolejną notkę. Dość
szybko się to skończyło i Demon Dance zaczął powstawać na bieżąco. Równolegle
powstawały notatki z niewykorzystanymi fragmentami, pomysłami czy dalszą
częścią historii. Niestety obecnie w moich notatkach panuje chaos - większość z
nich jest wykonana ręcznie i muszę je przepisać i posegregować, a materiału
źródłowego jest całkiem sporo. Mam tam też sporo gotowych fragmentów, które
tylko czekają, by znaleźć się w historii.
Wracając do sposobu publikacji - do pewnego momentu system
notka na tydzień sprawdzał się całkiem nieźle, ale niestety okazało się, że
przy takim trybie niektóre aspekty mojego życia mają za duży wpływ na to, czy
notka ukaże się na czas czy nie. Jak miało to miejsce niestety w styczniu i
lutym. Niektóre wątki i rozmowy przeciągają się niemiłosiernie przez przerwy i
zmienną długość notek - niby to tylko kilka stron tekstu, ale podzielone na
krótkie fragmenty sprawiają wrażenie rozwleczonych. Przynajmniej ja odnoszę
takie wrażenie.
Obecnie skłaniam się do przejścia na tryb miesięczny bądź
dwutygodniowy. Notki zwiększyłyby zdecydowanie swoją objętość, mogłabym
rozwinąć inne postacie oraz relacje między nimi i akcja w końcu zaczęłaby
posuwać się do przodu. Nie mówię, że w tempie ekspresowym, ale na pewno
bardziej sensownym niż obecnie.
Prawdopodobnie pojawiłyby się większe czy mniejsze przewinięcia,
z którymi mam problem przy obecnym sposobie publikacji.
Planuję wydłużyć notki i nadać im formę bardziej zamkniętych
fragmentów. Zrobiłam to już ostatnio przy okazji sytuacji z druidem w
Ghostlands. Dłuższe wątki (jak np. walka w Undercity) nadal nie zawierałyby się
w jednej części, ale inne i owszem. Dla przykładu poniższa notka, zamknie rozmowy mające miejsce w domu, a po niej nastąpi
bezpośrednie przewinięcie do nauki. Ta także zajmie się w jednej notce
(oczywiście nie mówię o całej edukacji Iny, ale o jej wycinku). W ten sposób
notki będą tworzyć bardziej zamknięte fragmenty, dialogi i walki itd. w
założeniu nie będą przechodzić pomiędzy notkami.
Jeżeli taki sposób publikacji się sprawdzi, to samo czeka
poprzednie notki, tj. zmieni się numeracja i nadam im funkcję rozdziałów.
Korekta obecnie poprawia błędy w starszych notkach i podejrzewam, że połączę
wrzucenie poprawek ze zmianą numeracji. Oczywiście nastąpi to sukcesywnie, o
czym będziecie informowani.
Nie przedłużając już - zapraszam Was na kolejny fragment opowieści.
Z wahaniem Ina opowiedziała mistrzowi
szczegóły swojego spotkania z magiem. Twarz Erathiela nie wyrażała wiele.
Cierpliwie słuchał uczennicy.
- Stąd właśnie przyszło mi do głowy,
by spróbować użyć magii, której ślad unosił się w pomieszczeniu. Aliant…
- Poczekaj - zdecydował się przerwać.
- Mag należał do Przymierza?
- Nie mag, druid.
- Druid…?
- Ten, co wskrzesił przywołującego…
- Druid, który wskrzesił młodego
warlocka, był Aliantem? Nie wspomniałaś o tym wcześniej.
Dziewczyna zamilkła. Owszem, ominęła
ten szczegół w swojej opowieści. Głównie dlatego, by jej bardziej nie
komplikować, jednak spojrzenie Erathiela sugerowało jej, że zrobiła źle nie
wspominając o tym.
- To był ten sam druid, który był
wcześniej w obozie nocnych elfów.
Mężczyzna poderwał się z krzesła i
zacisnął dłonie w pięści. Bardzo szybko się jednak opanował i usiadł z
powrotem.
- Kontynuuj - odparł spokojnie. - O
tym szpiegu porozmawiamy innym razem..
Erathiel długo milczał po tym, jak
jego uczennica zakończyła swoją opowieść. W czasie słuchania miał ciągle ręce
splecione ze sobą. Momentami je zaciskał, wbijał sobie nawet lekko paznokcie w
dłonie, by nie reagować. Podniósł się w końcu i zaczął krążyć po pomieszczeniu.
Inarea podążała za nim wzrokiem.
- Czego tak właściwie ode mnie
oczekujesz teraz? - zapytał rzucając okiem na papiery, które miał zgromadzone
na biurku.
- Chcę, byś zaczął mnie uczyć. Ty
bezpośrednio. Byś przestał wysyłać mnie ciągle do innych warlocków. Na dalekie
i dziwne misje, na których muszę radzić sobie sama.
- Dobrze. Skoro tego sobie życzysz,
chwilowo nie będziesz wykonywać żadnych zadań poza miastem.
Mistrz wziął jedną kartkę ze stosu i
spalił ją w swojej dłoni. Po chwili zastanowienia zrobił to samo z kolejną.
- Co do innych warlocków - kontynuował
- wybierałem dla ciebie najlepszych w danej dziedzinie, bo od takich powinnaś
się uczyć.
- Nie chciałam najlepszych. Chciałam
ciebie! Wybrałam ciebie na mojego mistrza i zdecydowałam się podążać za tobą.
Niby wziąłeś mnie na naukę, ale wykorzystujesz każdą nadarzającą się okazję, by
się mnie pozbyć.
- Dzięki temu jesteś silniejsza -
położył szczególny nacisk na ostatnie słowo.
- Nie obchodzi mnie to! Nie tego
chciałam! Prosiłam, byś mnie uczył. Nie potrzebuję ciebie do zwiedzania świata
i odkrywania mojej mocy. Do tego jesteś mi zbędny.
Ina ostatnie zdanie kończyła już na
wydechu. Głośno nabrała powietrze i spojrzała z wyrzutem na Erathiela. Patrzył
jej w oczy analizując to, co usłyszał.
- Wiesz, że jesteś pierwszą osobą,
którą uczę?
Przytaknęła. Mistrz oparł się o biurko
i przyjrzał się twarzy dziewczyny, jakby miał na niej zobaczyć coś nowego.
Odetchnął głęboko i zaczął swój wywód.
- Nie mam w tym zbyt dużego
doświadczenia. Moje założenia… Nie przerywaj mi! - podniósł głos, a Ina nadęła
policzki, niezadowolona, ale posłuchała. - Nie chciałem ci narzucać żadnej
ścieżki. Z moich obserwacji to częsty błąd mistrzów. Pokazują uczniom swoją
drogę jako jedyną słuszną, nie patrząc na ich predyspozycje. Gdy uczeń poznaje
lepiej swoją moc i decyduje się zerwać ze ścieżką mistrza, jest lata nauki do
tyłu. W przypadku elfów nie jest to jeszcze takie straszne, ale przez takie
błędy niektórzy ludzie nie zdążą nigdy osiągnąć w pełni swojego potencjału.
Dodatkowo - zawahał się - istnieją księgi z opisami, czego uczeń powinien się
uczyć w jakiej kolejności. Jest to coś, czego większość warlocków się trzyma.
Osobiście uważam to za bzdurę. Ktoś kiedyś jednak uznał, że jest to jedyny
bezpieczny sposób nauki na warlocka. Czy raczej taki, który powoduje
najmniejsze straty w uczniach. Pomijam przy tym oczywiście zwyrodnialców,
którzy rozwijają moc uczniów tylko po to, by ją później przejąć.
Erathiel zakończył wywód uśmiechem.
Mimo że temperatura w pomieszczeniu się nie zmieniła, Inie nagle zrobiło się
zimno. Mężczyzna zrobił dłuższą pauzę. Nalał sobie oraz uczennicy wodę, po czym
kontynuował.
- Jak wiesz, w naszej magii
wykorzystujemy głównie cień, zepsucie, klątwy oraz ogień. W sugerowanej -
prychnął - ścieżce rozwoju poznaje się każdy z tych aspektów w równym stopniu,
by można było zdecydować, co komu najlepiej wychodzi. Zastosowałem inną metodę.
Uważam, że jeżeli dobrze opanujesz jeden aspekt. Zrozumiesz go, to w innymi
poradzisz sobie dobrze odruchowo.
- Dlaczego nie zacząłeś nauki od ognia?!
Wiedziałeś, że ten żywioł mnie interesuje. Mimo to nie znam żadnego czaru z nim
związanego.
- Ogień jest zbyt niebezpieczny na
początek. Szczególnie, gdy wiem, że cię nie krzywdzi. Mogłoby cię za bardzo
kusić, by wejść za głęboko w moc. Tobie prawdopodobnie nic by się nie stało,
ale okolica mogłaby spłonąć. Chciałabyś tego?
Mimo że pytanie brzmiało na
retoryczne, mistrz wpatrywał się w Inę wyraźnie oczekując odpowiedzi.
- Nie… Nie chciałabym.
- Zaakceptujesz moją metodę? Chcę, byś
opanowała cień. By magia z nim związana nie miała dla ciebie tajemnic, zanim
nie przejdziemy do innych aspektów. Oczywiście możesz inne zaklęcia ćwiczyć we
własnym zakresie. Jeżeli pragniesz czegoś innego…
- Nie! - Zaczęła szybko oddychać.
Dopiero co przybyła do tego miejsca. Perspektywa dalszej wędrówki przeraziła
ją. - Podtrzymuje to, co mówiłam. Chcę, byś mnie uczył. Oczywiście, jeżeli
będziesz robił to bezpośrednio.
- Dobrze, ale zaczniemy za kilka dni.
Do tego czasu mam pewne sprawy do załatwienia. Chodź ze mną.
Inarea posłusznie podniosła się z
krzesła i podeszła do mistrza, który nie wyglądał, jakby gdziekolwiek się
udawał. Mężczyzna zrobił dwa kroki w bok i otworzył drzwi do przylegającego
pomieszczenia. Prawdopodobnie były tam zawsze, ale elfka do tej pory nigdy nie
zwróciła na nie uwagi. Weszła do środka zachęcona gestem Erathiela.
W środku średniej wielkości izby nie
znajdowało się wiele. Pod oknem stało pojedyncze łóżko, obok niego mała szafka,
a pod jedną ze ścian szafa dwudrzwiowa. Wszystko było w kolorze drewna. Nawet
pościel na łóżku była brązowa.
- Na razie tyle mogę ci zaproponować -
powiedział Erathiel nie mogąc doczekać się żadnej reakcji, a z oczu Iny w tym
momencie popłynęły łzy.
Gdy tylko Erathiel zamknął drzwi za
sobą, Ina opadła na łóżko. Oczy zdążyły jej wyschnąć i po niedawnym nadmiarze
emocji nie było już ani śladu.
- Naprawdę mogę tu zostać? -
wyszeptała.
Demona wyraźnie rozbawiło jej pytanie.
Nie mnie powinnaś o to pytać. Ale on
wydawał się całkiem przekonujący. Jeżeli chcesz, możemy tu zostać…
- Bo i tak nie mam dokąd pójść -
westchnęła i przewróciła się na bok. Patrzyła w kierunku ściany.
Znaleźlibyśmy swoje miejsce, gdyby
taka była twoja wola.
Inarea nie odpowiedziała towarzyszowi.
W jej myślach panował chaos, którego nie była w stanie opanować. Wszystko
wskazywało na to, że w jednej chwili całe jej życie się zmieni. Będzie miała to,
czego pragnęła, odkąd poznała Erathiela w wiosce. Swoje miejsce. Było jej
obojętne, czy będzie to wśród elfów czy demonów. W czasie dotychczasowej nauki
zrozumiała jednak, że dopóki nie opanuje dobrze mocy, druga opcja mogłaby być
dla niej niebezpieczna. Chociaż zgodnie z podejściem elfa, w ekstremalnej
sytuacji nauczyłaby się dużo szybciej i więcej. Erathiel był dla niej zagadką.
Gdy wydawało jej się, że wie, czego mistrz od niej chce, bądź jak się zachowa w
stosunku do niej, on robił coś nieoczekiwanego. Nie spodziewała się, że podaruje
jej pokój. Była pewna, że znów wyląduje w jakiejś karczemnej izbie.
Prawdopodobnie
takie rozwiązanie było tańsze…
Starała odgonić od siebie tę myśl.
Chciała zacząć naukę z czystym umysłem, bez rozpamiętywania tego, co było
wcześniej. Bez wyrzucania Erathielowi, jakim złym mistrzem był do tej pory. Nie
miała pewności, czy jej się to uda. W końcu niewiele pokazał jej do tej pory.
Był silny, ale to nie musiało świadczyć o niczym. Nie widziała, jak używał
silnej magii, ale słyszała plotki, że sam pokonał succubusa i incubusa w
Undercity.
Masz jakieś przemyślenia?
Towarzysz przerwał jej gonitwę myśli.
Obróciła się na drugi bok i spojrzała na niego.
- Mam ich całkiem sporo.
O których chciałabyś porozmawiać?
Nadal
jest ich całkiem sporo…
- Do teraz przed oczami mam jego minę.
Wyglądał na zaskoczonego, gdy mówiłam o użyciu resztek czaru druida. Owszem,
zdziwiło go, że tamten był Aliantem, ale na to zareagował trochę później.
Prawdopodobnie nie wiedział, że to
możliwe. Takiego użycia magii nie było w księdze.
- Księdze?
Tej, z której się uczył magii.
- Nie wiem, co jest dziwniejsze. Fakt,
że Erathiel uczył się magii w ten sposób, czy to, że ty o tym wiesz. Skąd masz
takie informacje? - zapytała, bo demon zamilkł.
Byłem przy tym, gdy mu ją przekazano.
Nie wie o tym i dobrze by było, gdyby tak zostało.
- Dlaczego tam byłeś?
Byłem z warlockiem, który mu ją podarował.
Nie mam oczywiście pewności, czy to było jego jedyne źródło wiedzy. Nie było
mnie przy nim w czasie jego nauki.
- Myślisz, że mógłby jeszcze gdzieś
mieć tę książkę?
Wątpię. Miał ją spalić po zapoznaniu
się z nią.
- To nie ma sensu. Mama mówiła mi, że
książek nie powinno się niszczyć, że tylko złe osoby to robią.
Ina odniosła wrażenie, że demona z
jakiegoś powodu rozbawiła jej odpowiedź.
Tym razem było to uzasadnione. Wiedza
bywa niebezpieczna. Gdyby to ode mnie zależało, Erathiel nigdy nie dostałby
tamtej księgi. To już jednak bez znaczenia.
- Chcesz powiedzieć, że stał się
warlockiem dzięki czytaniu? Nikt go bezpośrednio nie uczył? Czy to w ogóle
możliwe?
Wiele na to wskazuje.
- To zaskakująco wiele tłumaczy.
Kolejne dni minęły Inie na bieganiu po
mieście i załatwianiu pomniejszych spraw jej mistrza. Z początku gubiła się
niemal za każdym razem i musiała pytać strażników o drogę, bo demon nie chciał
jej pomagać. Dzięki temu jednak dość dobrze poznała miasto i gdy Erathiel
kolejny raz wysyłał ją do krawcowej, była w stanie trafić tam niemal od razu.
Wielkimi krokami zbliżał się obiecany przez mistrza dzień, w którym miał w
końcu zacząć uczyć swoją uczennicę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz