Pozdrawiam wszystkich czytających i życzę wielu sukcesów w nadchodzącym roku.
A.
Na progu domu powitało Inę dwóch
mężczyzn, którzy byli u niej poprzedniej nocy. Przez chwilę walczyli na
spojrzenia z dziewczyną, ale ta szybko spuściła wzrok. Myślała tylko o tym, by
dostać się do łóżka. Próbowała ich zignorować, ale jeden z nich chwycił ją za
ramię.
- Dokąd idziesz? Przecież mówiliśmy że
możesz zostać tylko na noc.
Ina wyrwała sie odruchowo. Nie
rozumiała całej tej sytuacji. Nie znała tych mężczyzn, ani nie miała pojęcia,
czego od niej chcą. Nie planowała się dowiedzieć.
- To mój dom. Nie macie prawa tu
przebywać!
- Słuchaj, mała! Właściciele tego domu
opuścili go. To, że znalazłaś klucz, nie oznacza, że należy on do ciebie.
Mężczyzna chwycił ponownie Inę. Nie
mogła się wyrwać, więc dotknęła go chora ręką i skupiła cienista energię, by go
odepchnąć. Gdy ból wypełnił każdą komórkę jej dłoni, natychmiast pożałowała
swojej decyzji.
- Ty mała... - Drugi elf sięgnął do
miecza, ale go nie wyciągnął.
- Teraz stąd odejdziecie. Jeżeli
chociaż raz was zobaczę niezaproszonych na moim ganku, pożałujecie.
- Czy to dziecko właśnie nam grozi,
kolego?
- Tak mi się zdaje, kolego.
Ina zacisnęła powieki, gdy ból ręki
przypomniał jej o sobie. Nie potrafiła się skupić na wymianie zdań, która
toczyła się tuż przed nią.
- Odejdźcie - powtórzyła cicho. -
Dopóki panuję nad sobą.
- Nie rozumiem, czemu w ogóle uparłaś
się na ten dom. Niedaleko mieszka moja narzeczona, to dobra kobieta. Na pewno
znajdziesz u niej nocleg, nie musisz włamywać się do…
- Do domu twojego przyjaciela, którego
imienia jeszcze wczoraj nie pamiętałeś? - zapytała chowając obolałą rękę za
plecy. - Nie chcecie po dobroci, mi nie zależy…
Inarea wyciągnęła przed siebie zdrową
dłoń i zaczęła formować na niej kulę cienia.
- Mag? Musiała prysnąć z akademii.
Mężczyźni nie przejęli się tym, co
działo się tuż przed ich oczami. Nie bali się jej, mimo że właśnie strach
chciała w nich wywołać. Była jednak zbyt rozkojarzona, by to zauważyć.
Wyższy z elfów doskoczył do Iny i
położył dłoń na zaklęciu, które formowała. Kula w jednej chwili rozpłynęła się w
powietrzu.
- Zamet! Nie powinieneś…
- Tutaj i tak praktycznie nikt nie ma
większej mocy magicznej od chomika, nie licząc tej zielarki. Wątpię, by ona
była w stanie mnie wyczuć. Nie nauczyli cię tego jeszcze, prawda? - ostatnie
zdanie wypowiedział do dziewczyny.
Odruchowo pokręciła głową. Robiła tak w
reakcji na każde pytanie, czy ktoś ją czegoś nauczył. Biorąc pod uwagę zapał
Erathiela do nauczania, w większości przypadków udzielała w ten sposób
prawidłowej odpowiedzi.
- Wredni magowie. Nie chcą, by młodzi
potrafili rozpraszać zaklęcia, które nauczyciele rzucają, by ich kontrolować.
- Magowie… - wyszeptała patrząc w oczy
mężczyzny, które stał tuż przed nią.
- Tak, ci z akademii, od których
uciekłaś. Wiesz, mógłbym cię nauczyć paru sztuczek, o ile byś mi pomogła.
- Zamet… - Drugi z elfów podszedł i
potrząsnął ramieniem kolegi. - To jest bardzo zły pomysł.
- Tak samo, jak używanie mojego
imienia, przyjacielu.
- Młoda nas nie zna, to widać
wyraźnie. Nie ma to więc najmniejszego znaczenia…
- Was nie… ale znam Oughesstai, córkę
grabarza - wyszeptała i oparła się plecami o ścianę.
Towarzysz maga zamilkł, ale drugi z
elfów nie tracił rezonu.
- To dobrze, znajomości są pomocne…
- Powinniście jej posłuchać i odejść -
stłumiony głos dobiegł z wnętrza domu. Przemówił do nich po elficku, ale z
bardzo dziwnym akcentem. Przybysze wymienili ze sobą zdezorientowane
spojrzenia.
- Nie mam siły, by cokolwiek zrobić…
Nie martw się, mała Ino, ja się tym
zajmę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz