168


Kolejny tydzień, kolejny fragment przed Wami. Zapraszam do lektury.
A.

Mój dom.
Od dłuższego czasu te słowa nie wywoływały w Inie pozytywnych uczuć. Stało się dla niej puste w dniu, w którym opuściła wioskę wraz z rodzicami. Pamiętała jak przez mgłę słowa matki, że przeprowadzają się do nowego miejsca. Nie wzięli wielu rzeczy i pod osłoną księżyca, zanim wstało słońce, wyruszyli w drogę. Teraz pewnie dziewczyna uznałaby ich zachowanie za dziwne, wtedy wydawało jej się naturalne. Skoro rodzice tak robią, to tak trzeba. Ojciec opowiadał jej o wielkich komnatach i salach balowych, do których będzie mogła chodzić. Przyszłość zapowiadała się wspaniale. Nic jednak z tego nie wyszło. Rozdzielili się na pustyni i nikt nie był w stanie odstawić jej do rodziny. Podobno strażnicy nie zgodzili się przepuścić tak młodego dziecka przez portal. Nie przyjmowali żadnych argumentów jej tymczasowych opiekunów, a jej w ogóle nikt nie chciał słuchać. Dlatego odstawiono Inę do wioski. Gdyby wiedziała, jak to wszystko się skończy, nigdy by się nie przyznała, że tu był jej dom.
Był.
- Zbliżamy się - głos woźnicy wyrwał ją z zamyślenia. - Wiem, że obiecałem panienkę podwieźć aż pod dom, ale po ostatnich deszczach teren jest strasznie grząski. Wjadę, ale nie wyjadę. Czy dużym problemem dla panienki byłoby przejście ostatniego odcinka pieszo? To niedaleko, tuż za zakrętem w lewo.
Inarea złapała swój plecak i bez słowa zeskoczyła z wozu.
Tam.
Wyciągnęła rękę przed siebie i wskazała kierunek. Mężczyzna i towarzysząca mu kobieta byli lekko zbici z tropu jej reakcją.
- Tak, wioska jest w tamtym kierunku. To naprawdę niedaleko. Czy to będzie problem…?
Zmieszanie woźnicy rozbawiło Inę, ale nie dała tego po sobie poznać. Nie zamienili podczas podróży ani jednego słowa, więc nawet nie musiał wiedzieć, że dziewczyna nie była niema. Elfka wzruszyła ramionami, po czym pokręciła głową.
- Erathiel zapłacił za podróż w obie strony, ale nie określił, kiedy będziesz wracać… - podjął niepewnie temat. - Ja będę wracał do Silvermoon za tydzień, powinienem tu być w okolicach południa, jakbyś chciała się zabrać.
Gdzie.
Bez słowa wpatrywała się w oczy woźnicy wprawiając go w wyraźne zakłopotanie. Trwali tak dłuższą chwilę.
- Skoro to wszystko, to my będziemy się już zbierać - po raz pierwszy odezwała się towarzyszka woźnicy.
Wy.
- Niech panienka pamięta, za tydzień w południe.
Mężczyzna uderzył lejcami i ruszył dalej.
- Dziękuję! - zawołała adeptka magii po chwili.
Mężczyzna obrócił się i spojrzał w jej kierunku zaskoczony. Iny jednak już tam nie było, wbiegła w las.

Dziewczyna z początku przemieszczała się szybko. Dziwna interakcja z woźnicą wyraźnie poprawiła jej humor. Jednak z każdym kolejnym krokiem Ina zwalniała. Rozpoznała drzewa, kojarzyła polanę i strumyk, który przepływał niedaleko. Nieubłagalnie zbliżała się do wioski. Mogła zawrócić, odejść w las i nikt więcej by jej nie odnalazł. Mimo negatywnych myśli, uczennica Erathiela nie zmieniła kierunku marszu. Wejdzie do domku, wejdzie pod kołdrę i nie będzie musiała się niczym przejmować. Nikt jej nie będzie mógł powiedzieć, że nie może tak spędzać całych dni. Nikogo tutaj to nie będzie obchodzić.

Inarea wyszła z lasu i stanęła przed zabudowaniami. Nic się nie zmieniło, odkąd je pamiętała. Nawet te same koty kręciły się pomiędzy domami. Zbliżał się wieczór, więc na ulicy nie było żadnego elfa. Wszyscy jedli o tej godzinie posiłki ze swoimi rodzinami. Dziewczyna zacisnęła powieki, by powstrzymać łzy. Dotrze do swojej sypialni i tam pozwoli sobie na słabość. Z tym postanowieniem Ina ruszyła przed siebie, kierując się na drugi koniec wioski do miejsca, które lata temu zwała domem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz