Inarea zganiła się w myślach za własną
bezmyślność. Nie wiedziała, kim byli mężczyźni, których spotkała w swoim domu
poprzedniego dnia, ani kiedy wrócą, a mimo to usnęła beztrosko. Postanowiła
obejrzeć dom, zaplanować porządki i ewentualne naprawy, przynajmniej tę część,
którą mogła wykonać sama. Poza jednym zbitym oknem większych strat nie było.
Wnętrza były równomiernie zakurzone, wyglądało na to, że nikt tu nie zaglądał
pod nieobecność gospodarzy.
Przeszywający ból przypomniał Inie o
ugryzieniu pająka. Jedyną osobą, do której mogła się udać po pomoc, była
zielarka. Dziewczyna chciała odwlec to spotkanie, ale nie miała wyboru. Ugryziona
dłoń była niemal dwukrotnie większa od drugiej i coś zaczynało się z niej
sączyć, nie mogła dłużej czekać.
Baray była kobietą w sile wieku. Miała
ciemnozielone włosy sięgające do łokci, ale zwykła spinać je w warkocz wokół
głowy. Była krwawym elfem, więc jej oczy jarzyły się zielenią, chociaż jej
odcień wydawał się ciemniejszy niż u innych. Jej okrągłą twarz niemal zawsze
zdobił pogodny uśmiech. Wszędzie było jej pełno i starała się pomagać innym,
jak tylko mogła.
Ina miała wrażenie, że jest jedyną
osobą, której zielarka nie witała uśmiechem. Usta Baray zwykły zastygać w
bezruchu, a następnie pojawiał się na nich grymas, gdy tylko dostrzegała
dziewczynę zmierzającą do niej. Tego dnia nie było inaczej.
- Co tu robisz? - zapytała nieprzyjemnie
kobieta, niemal krzycząc.
- Sama się nad tym zastanawiam.
Spokojna odpowiedź Iny zaskoczyła jej
rozmówczynię, przyzwyczajoną do wykłócającego się dziecka. Baray otaksowała dziewczynę
z góry na dół szukając podstępu.
- Nie mam dla ciebie dzisiaj obiadu -
odparła po chwili.
- Nie z tym przyszłam.
Zielarka nie miała zamiaru pytać.
Cierpliwie czekała, aż Ina będzie kontynuować. Adeptka magii wahała się.
Spodziewała się ostrej reprymendy za bycie nieostrożną. Nie miała jednak
wyboru, ból z każdą chwilą stawał się coraz bardziej nieznośny. Wyciągnęła rękę
zza pleców i pokazała kobiecie powiększoną dłoń. Baray jęknęła w odpowiedzi.
- Dawno to się stało?
- Wczoraj wieczorem… - wyszeptała
wbijając spojrzenie w ziemię.
Baray bez dalszej zwłoki wprowadziła
Inareę do swojego domu i przystąpiła do pracy.
- Będzie bolało - jej głos był łagodny
jak nigdy. Taki ton z jej strony dziewczyna słyszała tylko przed zniknięciem
rodziców.
Kobieta szybko wybrała potrzebne
składniki i flakony ze swoich półek. Wzięła też nóż, na widok którego młodej
elfce przeszły ciarki po plecach. Ostrze było bardzo długie i cienkie,
przypominało żądło owada. - Skup się na czymś i zapamiętaj: nie możesz stracić
przytomności.
- Na czym inni zwykle się skupiają w
takich sytuacjach?
Zielarka przerwała na chwilę
ogrzewanie metalu nad ogniem. Jej wargi gwałtownie się ścisnęły, a spojrzenie
stało się agresywne. Uspokoiła się błyskawicznie i po kilku głębokich wdechach
odpowiedziała.
- Na tym, co jest dla nich ważne. Dla
czego warto przetrwać nawet najsilniejszy ból.
- A jeżeli…
- Ino. - Baray nie pozwoliła jej zadać
pytania. - Nie teraz. Nie wiem, czy kiedykolwiek, ale nie teraz. Pomyśl o
dniach, w których byłaś szczęśliwa.
Po tych słowach kobieta wbiła nagrzane
ostrze w miejsce ugryzienia, a chatę wypełnił krzyk.
Inarea nie wiedziała, ile czasu
minęło. Z początku wrzeszczała, potem już nie miała na to siły i tylko
pochlipywała. Dawna opiekunka dała jej maść z nakazem nasmarowania rany przed wieczorem
i kazała jej wracać do siebie. Zapowiedziała też, że przyjdzie do niej potem i
najlepiej, by dziewczyna nigdzie się już dzisiaj nie wyprawiała. Pewnie nie
posłuchałaby się, ale po zabiegach Baray czuła się bardzo słabo.
Przydałoby
mi się trochę siły…
Zatrzymała się pod wpływem tej myśli i spojrzała na przechodzącego mężczyznę. Nie pamiętała jego imienia, ale była pewna, że zajmował się łowiectwem. Był zdrowy, pewnie nawet nie zauważyłby, gdyby odebrała mu trochę energii. Zanim rozważyła to do końca, łowca zniknął za budynkiem.
Zatrzymała się pod wpływem tej myśli i spojrzała na przechodzącego mężczyznę. Nie pamiętała jego imienia, ale była pewna, że zajmował się łowiectwem. Był zdrowy, pewnie nawet nie zauważyłby, gdyby odebrała mu trochę energii. Zanim rozważyła to do końca, łowca zniknął za budynkiem.
- Może następnym razem… - mruknęła do
siebie i podążyła w kierunku domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz