Zapraszam do czytania :)
Elf zbladł po słowach Inarei.
- Jutro o świcie spotkajmy się przy
moście za wioską - odpowiedział po dłuższym milczeniu. Następnie odwrócił się i
bez pożegnania się oddalił. Był wyraźnie zdenerwowany.
Jest zbyt niepewny. Ukrywa coś.
- Skąd wiedziałeś, co powinnam
powiedzieć? Powtórzyłam mu twoje słowa, ale to, co wymyśliłeś… Przecież
starszyzna mnie nienawidzi.
Tak, ale on o tym nie wie. Dostaniesz
to, czego chciałaś, mała Ino. Mag pokaże ci swoje zaklęcie.
- Czy będę w stanie się jego nauczyć?
W końcu nie jestem magiem.
Nie wiem. Na pewno tak długo, jak ten
mężczyzna nie zorientuje się, że uczysz się na warlocka, będzie próbował cię
nauczyć. Rozumiesz, co chcę przez to powiedzieć?
- Mam się nie przyznawać? A jak będzie
chciał, bym rzuciła jakieś zaklęcie, by zobaczyć co umiem?
Magowie używają ognia. Warlocy też.
- Szkoda tylko, że do dzisiaj Erathiel
mnie nie nauczył ani jednego zaklęcia opartego na ogniu. Dlaczego w ogóle ty
mnie nie uczysz? Tłumaczysz lepiej niż Erathiel. Miałeś do czynienia z takimi
jak ja, a mimo to…
Wielu warlocków zginęło bądź oszalało,
bo nie mogli zapanować nad mocą. Owszem, mógłbym pokazać ci zaklęcia, ale nie
mam pojęcia, gdzie jest granica, której nie powinnaś przekraczać. Wraz z twoim
treningiem powinna się ona przesuwać, ale nie wiem, gdzie jest wyznaczona
obecnie. Patrząc na to, w jaki sposób uczy cię Erathiel, sądzę, że on też
dokładnie nie zna granicy twojej poczytalności. Nie chce ryzykować, by cię nie
stracić, zupełnie jak ja.
Ina nie zrozumiała słów, których użył
demon. Nie przeszkodziło jej to jednak odgadnąć sensu jego wypowiedzi.
- Twierdzisz, że mój - prychnęła -
mistrz uczy mnie tak nieumiejętnie, bo obawia się, że nie zapanuję nad mocą?
Jest to jedna z wielu możliwości. Inna
jest taka, że Erathiel po prostu nie potrafi nauczać. Podobno nie brał
wcześniej uczniów, więc skąd ma mieć o tym pojęcie? Jego edukacja zakończyła
się dłuższy czas temu, więc prawdopodobnie nic z tego nie pamięta. Skłaniam się
jednak do poprzedniej myśli. Jego strach blokuje was oboje, ale… przynajmniej
nie naraża cię niepotrzebnie.
- Naprawdę w to wierzysz? Nie odbieram
tego w ten sposób.
Zawsze możesz go zapytać. Wątpię
jednak, że ci szczerze odpowie.
- Czyli nie mam nic, co mogłabym
bezpiecznie pokazać magowi.
Nie masz. Jeżeli jednak zajdzie
potrzeba, złóż ręce przed sobą. Zrób to teraz.
Gdy elfka spełniła polecenie demona w
jej dłoniach pojawił się mały płomień.
Nie parzy cię? - upewnił się demon.
- Nie, jest w porządku.
W takim razie ty wykonasz ten gest, a
ja przywołam ogień. Mag nie będzie miał szansy się zorientować, że to nie ty
rzuciłaś zaklęcie.
Baray zapukała w drzwi po niedługim
czasie. Przyniosła dziewczynie jedzenie oraz kolejne smarowidło na rękę.
Kobieta nie dała się wciągnąć Inarei w żadną dyskusję. Zrobiła to, co uznała za
konieczne i wyszła, tłumacząc się innymi sprawami. Demon postanowił ją śledzić.
Odwiedziwszy sąsiadów, zielarka
zadawała im niepozorne pytania. Głównie o stworzenia, których wcześniej nie
było w okolicy, ale ani razu nie powiedziała, o co jej dokładnie chodzi.
Kobieta była lubiana, mieszkańcy rozmawiali z nią szczerze i nawet się nie
zajęknęli, gdy upewniała się, że nikt z danego domostwa nie pragnie śmierci
Iny.
Demon starał się stłumić w sobie
uczucia. Jego towarzyszka była niedaleko, więc prawdopodobnie mogłaby wyczuć
jego stan. Nie chciał tego. W tym momencie chciał przede wszystkim zebrać
informacje. Dziwne zachowanie Baray mogło wskazywać na to, że kobieta miała coś
wspólnego z niedawnym stanem adeptki magii, ale nie pasowało mu to. Zielarka
była wyraźnie przejęta stanem, w jakim widziała Inę i chciała jej pomóc. Nie
zachowywała się jak morderca. Na dodatek zadawane teraz przez nią pytania można
było zrozumieć dwojako. Albo kobieta próbowała dowiedzieć się, czy ktoś poza
nią chciałby Inie wyprawić pogrzeb, albo chciała znaleźć winnego. Czyli w tej
wiosce był ktoś, kto próbował skrzywdzić jego Inę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz